Yes, You Can!

<--

Poniedziałkowy dżdżysty poranek. Ku bramom Pałacu Prezydenckiego przy ul. Krakowskie Przedmieście 46/48 zbliża się wysoki czarnoskóry mężczyzna. Ubrany jest w garnitur od Ermenegildo Zegny, policzki ma nienagannie ogolone. W drodze od limuzyny do bram towarzyszą mu dwaj funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Wkrótce mężczyzna zajmie miejsce w fotelu obijanym skórą i rozpocznie pracę, bliżej nieokreśloną, jednakże kluczową dla 40 milionów ludzi. Kim jest mężczyzna? To Barack Obama, prezydent Rzeczpospolitej Polskiej.

Ten dosyć abstrakcyjny obrazek może budzić niedowierzanie i szyderczy śmiech. „To niemożliwe! W Polsce, w kraju pełnym ksenofobów i zgorzkniałych konserwatystów?!” – słusznie wyrażą zdumieni niektórzy. Jakkolwiek nierealne może się to wydawać, Barack Obama miałby spore szanse na fotel prezydenta RP.

Barack Obama a sprawa amerykańska

W poniedziałkowy dżdżysty poranek wysoki, czarnoskóry mężczyzna zmierza ku Gabinetowi Owalnemu. Zasiada za szerokim stołem z najwyższej jakości drewna i czyta korespondencje od wielkich tego świata. Barack Obama nie jest dobrym prezydentem dla Stanów Zjednoczonych. To typowy dyplomata. Trudno nie ulec wrażeniu, że Obama widzi siebie jako pielgrzyma – w drogich butach. Okrążając kulę ziemską na pokładzie Air Force One, roztacza swój urok, oczarowuje między innymi Komisję Noblowską górnolotnymi wizjami pokoju na świecie. Co mają z tego Stany Zjednoczone? Niewiele. Bezrobocie utrzymujące się na wysokim poziomie ledwie poniżej 10%, nierozwiązany problem nielegalnych imigrantów z południa… To nie jedyne problemy Wuja Sama. Prezydent USA nie tylko nie radzi sobie z trudną sytuacją amerykańskiej gospodarki ociężale podnoszącej się z kryzysu, ale zdaje się najzwyklej uciekać od polityki wewnętrznej. Ameryka potrzebuje prezydenta zdecydowanego, doświadczonego. Potrzebuje polityka, który nie boi się odważnych reform.

W poniedziałkowy dżdżysty wieczór czarnoskóry mężczyzna opuszcza Gabinet Owalny.

Barack Obama a sprawa polska

Nikogo zapewne nie trzeba przekonywać o zdolnościach retorycznych Obamy. Prezydent USA to wybitny mówca, posługuje się frazeologią właściwą monarchom, odwołuje się do chlubnej przeszłości narodów i w ten sposób łechce Amerykę. Nic nie łączy nas z amerykańskim społeczeństwem tak jak nostalgia i megalomania w odniesieniu do historii. Obama dobrze o tym wie. Pociąga za sznurki patriotycznych uniesień z precyzją godną mistrza. Jest krzewicielem ideologii, potrafi sprzedać ten najwyżej ceniony amerykański produkt. Takiej głowy państwa potrzebują Polacy, szczególnie przy obowiązującym w naszym kraju systemie parlamentarno-gabinetowym. W Polsce Barack Obama spełniałby swoją ulubioną funkcję – czysto reprezentacyjną i nie musiałby poszukiwać sposobów, by wywindować gospodarkę na wyższe piętra.

Barack Obama a kampania w Polsce

Kampania wyborcza Obamy to przykład perfekcyjnie przygotowanego od strony ekonomicznej i ideologicznej przedsięwzięcia. Internet jako podstawa komunikacji z narodem zamieszkującym niemal 10 mln kilometrów kwadratowych to bardzo rozsądny pomysł. Prawdą jest, że portale społecznościowe nad Wisłą zdobyły mniejszą popularność, a Bronisław Komorowski podczas wyścigu do pałacu prezydenckiego mógł liczyć na niespełna 16 tys. fanów na facebooku. Nie ulega jednak wątpliwości, że Barack Obama zdołałaby zawładnąć umysłami polskich internautów. Polacy łakną świeżości i nowatorskiego podejścia do polityki. Rok temu mieliśmy okazję przekonać się, że podczas konwencjonalnej kampanii kandydaci nie są w stanie zaoferować nam więcej niż oficjalną stronę internetową i koncert disco-polo; innymi słowy, karmią nas po raz kolejny odgrzewaną kiełbasą wyborczą. Kampania przypomina często amatorski pojedynek MMA. Sposób, w jaki Barack Obama pokonywał kolejne płotki w biegu do Białego Domu, wyznaczył nowe standardy prowadzenia udanej kampanii wyborczej. Udanej kampanii wyborczej również w Polsce.

Barack Obama a oczekiwania Polaków.

Od kilku lat w Polsce utrwaliło się przekonanie, że istnieją jedynie dwie drogi głosowania: na PiS i przeciwko PiS (czytaj: na PO). Nasz naród potrzebuje solidnej lub… jakiejkolwiek alternatywy, której nie zapewnia Lewica. Dlatego właśnie poglądy polityczne Obamy jako kandydata na prezydenta RP nie miałyby większego znaczenia. Jego program wyborczy w USA dążył do tego, by sprostać oczekiwaniom jak największej grupy ludzi. Amnesty International odnalazła w nim wzmiankę o zamknięciu więzienia Guantanamo, ekolodzy zauważyli chęć rozwoju alternatywnych źródeł energii, klasa średnia zszokowana zasięgiem kryzysu gospodarczego poparła zwrot ku socjalizmowi. W Polsce jakiekolwiek poglądy polityczne niegraniczące z nacjonalizmem i ksenofobią (szczególnie w stosunku do Rosjan i Niemców) zostałyby zaakceptowane. Barack Obama miałby szansę zostać prezydentem w Polsce nawet bez prezentacji programu wyborczego.

Scenka rodzajowa opisana w pierwszym akapicie zdaje się być mało prawdopodobna, wręcz komiczna. Polityk z aspiracjami do roli mocarza, jakim jest Barack Obama, z pewnością nie skusiłby się ani stanowiskiem prezydenta Polski ani rezydencją przy Krakowskim Przedmieściu urządzoną w iście nowobogackim stylu. Jednak gdyby reelekcja w USA okazała się dla Obamy klęską, Polacy z chęcią otworzyliby amerykańskiemu prezydentowi drzwi. Barack, startuj w wyborach w Polsce! Yes, you can!

Dominika Stylińska

About this publication