Czas już kończyć rozmowy o tarczy
Piotr Gillert 08-04-2008, ostatnia aktualizacja 08-04-2008 01:55
Polsko-amerykańskie rozmowy o tarczy ciągną się jak brazylijski serial. Przełomu wciąż nie widać. Za to czasu na zawarcie umowy jest coraz mniej
Wydarzenia ostatnich dni na arenie międzynarodowej nadają sprawie tarczy zwiększoną dynamikę. Najważniejsze z nich to bez wątpienie deklaracja NATO, która stanowi „błogosławieństwo” sojuszu dla tego przedsięwzięcia. Krytycy baz w Polsce i Czechach nie mogą już mówić, że są to dwa bilateralne przedsięwzięcia forsowane przez Waszyngton wbrew woli innych sojuszników. Drugie wydarzenie to pomyślne zakończenie rozmów Amerykanów z Czechami. Trzecie – szczyt w Soczi. Podczas spotkania z Donaldem Tuskiem dwa miesiące temu prezydent Bush obiecał, że „sprawę Rosjan” weźmie na siebie. I choć w Soczi obu przywódcom nie udało się dogadać, Amerykanie wysłali Rosjanom wyraźny sygnał: szanujemy wasze zdanie, ale tarczę zbudujemy i tak. Bushowi wyraźnie zależy na stworzeniu baz w Europie i wie, że ma na to niewiele czasu.
Tymczasem ze wstępnych ocen osób biorących udział w polsko-amerykańskich rozmowach wynika, że kolejna runda rozmów w Warszawie pod koniec zeszłego tygodnia nie zakończyła się niczym szczególnym. Po tylu rundach należy to uznać za niezwykle mizerny wynik.
Winę ponoszą obie strony. Amerykanie zbyt długo grali rolę dobrego wujka-idealisty zza Wielkiej Wody, który wylewnie demonstrował swą gorycz z powodu niewdzięcznej postawy słowiańskiego bratanka. – To my was chcemy chronić przed zagrożeniem z Bliskiego Wschodu, a wy jeszcze wyciągacie dłoń po więcej? – obruszali się przez wiele miesięcy Amerykanie. Gdy jednak miesiące mijały, a polski bratanek jakoś nie dawał się przekonać, Amerykanie zmienili ton. Nagle się okazało, że polskie oczekiwania pomocy finansowej są jednak uzasadnione, co było niewątpliwym sukcesem polskiej dyplomacji.
Sęk jednak w tym, by teraz ten sukces „skonsumować”. Tymczasem wydaje się, że strona polska wciąż ma ten sam problem co na początku negocjacji – nie do końca wie, czego właściwie chce i jak dalece gotowa jest zaufać Amerykanom. Waszyngton jest najwyraźniej skłonny podpisać ramowe porozumienie, które określałoby ogólne zasady i skalę pomocy, zostawiając szczegóły do ustalenia na przyszłość. Takie rozwiązanie wydaje się bardziej korzystne dla Polski, bo nie jest wcale oczywiste, że akurat parę baterii Patriot ma dla nas większą wartość niż na przykład wymiana technologii wojskowych czy informacji wywiadu. Kłopot w tym, że takie ramowe porozumienie wymaga większego zaufania do partnera…
Czasu na sfinalizowanie umowy jest coraz mniej. Jesienią politycy w USA będą zajęci wyborami do Białego Domu i Kongresu, a końcówka roku będzie już tylko odliczaniem ostatnich dni kadencji Busha z prezydentem elektem w tle. Jeśli porozumienia nie uda się osiągnąć do wakacji, może do niego nie dojść w ogóle. Gdyby tak się stało, nasze relacje z Waszyngtonem ucierpiałyby na wiele lat.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.