Obama's Bowling Incidents

<--

Kręglarskie perypetie Obamy

Marek Magierowski 20-03-2009, ostatnia aktualizacja 20-03-2009 20:03

Barack Obama wystąpił w programie satyrycznym „The Tonight Show” Jaya Leno jako pierwszy urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych.

skomentuj na blogu

Leno to legenda telewizji NBC. Prowadzi swój program od 17 lat, robi sobie żarty ze wszystkiego i wszystkich, choć nigdy nie przekracza granicy złego smaku i jest… naprawdę śmieszny. Wywiad z Obamą nie mógł być oczywiście wyłącznie „jajcarski”, więc padło kilka poważnych pytań o kryzys, o przyszłość amerykańskiej gospodarki, o skandaliczne premie dla szefów giganta ubezpieczeniowego AIG. Prezydent odpowiadał okrągłymi zdaniami, bo publiczność oczekiwała show, a nie wykładu z ekonomii. A Leno nie dociskał, gdyż nie było jego zamiarem „grillowanie” głowy państwa, tylko zabawianie telewidzów. W części nieformalnej mieliśmy pogaduchy o zwierzętach w Białym Domu („Obiecałem psa moim córkom. To jest Waszyngton. Obietnice wyborcze obowiązują”), o wrażeniach z lotów Air Force One i o wyczynach sportowych Obamy. I tutaj prezydent niespodziewanie się potknął.

Leo zapytał go, czy korzysta z toru bowlingowego w Białym Domu (Obama gra fatalnie, o czym można się przekonać naocznie na YouTube). – Ćwiczę cały czas. Zdobyłem już raz 129 punktów – odparł prezydent, chwaląc się rezultatem chyba dość miernym, bo publika zaczęła ryczeć ze śmiechu. – To całkiem niezły wynik! – naigrawał się Leno. Po chwili rozbawiony Obama wypalił: – No nie, to wynik jak z paraolimpiady…

Ooops. Niejeden doradca prezydenta musiał się chwycić za głowę, słysząc te słowa. Współpracownicy Obamy natychmiast wysmażyli stosowne oświadczenie, że prezydent nie miał zamiaru nikogo obrażać, że docenia, szanuje, przeprasza. Profilaktycznie, bo media jakoś nie rzuciły się Obamie do gardła.

Za dwa dni bowlingowa wpadka Obamy zostanie zapomniana. Gdyby podobne słowa popłynęły z ust George’a W. Busha, Johna McCaina czy Rusha Limbaugh, radiowego guru konserwatystów, mielibyśmy gigantyczną chryję i festiwal oburzenia. Ale Obama może więcej, bo jest medialnym półbogiem. Dziennikarze go kochają i są gotowi wybaczyć mu wszystko. Nawet drwiny z niepełnosprawnych.

Na dłuższą metę to jednak ryzykowna gra. Występy w programach satyrycznych, przyjazne stosunki z dziennikarzami, budowanie wizerunku luzaka mogą być poważnym balastem, gdy nadejdą rzeczywiście ciężkie chwile. To samo można zresztą powiedzieć o Donaldzie Tusku, polityku w krótkich spodenkach – jak pisze dzisiaj Rafał Ziemkiewicz.

Notowania Obamy powoli spadają, podobnie jak większość wskaźników amerykańskiej gospodarki. Za jakiś czas zatem mogą się pojawić wątpliwości: czy to aby normalne, żeby prezydent USA występował w programach satyrycznych i opowiadał głupawe dowcipy? Czy to jest ten właśnie przywódca, na którego czekaliśmy? Może się okazać, że już za cztery lata Obama będzie miał dużo więcej czasu na trenowanie.

Rzeczpospolita

About this publication