Chiny, czyli mocarstwo biedy
Zbliża się dzień, w którym gospodarka Państwa Środka przegoni amerykańską. Ale nawet wówczas Stany Zjednoczone nie przestaną być największą potęgą świata.
Zbyt ubogie społeczeństwo
Zdobycie szczytu przez Pekin zmieni samo pojęcie supermocarstwa. W ciągu amerykańskiego stulecia świat przyzwyczaił się do tego, że największa gospodarka świata jest także najbogatszym narodem. W miarę wzrostu znaczenia Chin i zbliżania się przez nie do rangi supermocarstwa ekonomicznego zanika związek między bogactwem państwa i jednostki. Państwo Środka jednocześnie jest bogatsze i biedniejsze od świata zachodniego. Chiny posiadają rezerwy walutowe przekraczające 3 bln dol. Ale, biorąc pod uwagę obecne kursy walut, statystyczny Amerykanin jest wciąż 10-krotnie bogatszy od statystycznego Chińczyka. Bogactwo społeczeństwa USA to tylko jedna z przyczyn, z powodu której Chiny nie staną się najpotężniejszym państwem globu w dniu, w którym ich gospodarka przegoni amerykańską. Świat przyzwyczaił się postrzegać Amerykę jako jedyne supermocarstwo – a to zwiększa prawdopodobieństwo sytuacji, w której polityczna dominacja Stanów będzie trwać, choć nie będzie już poparta silną ekonomią. Na dodatek Ameryka posiada wciąż bardzo mocne wpływy w światowych instytucjach. Ma znaczenie to, że siedziby ONZ, MFW oraz Banku Światowego znajdują się w Waszyngtonie i Nowym Jorku, jak również to, że NATO zostało zbudowane wokół USA.
Jakie zmiany zajdą na świecie, gdy Chiny staną się największą gospodarką globu? Już niedługo będziemy się mogli o tym przekonać. Kilka tygodni temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował raport sugerujący, że Państwo Środka przegoni USA za pięć lat. Część ekonomistów odrzuciła tę prognozę, bo uwzględniała ona krajową siłę nabywczą dolara i juana. Ale nawet twarde obstawanie przy realnych kursach wymiany tych dwóch walut nie bardzo opóźnia moment, w którym Waszyngton zostanie strącony ze świecznika. Magazyn „Economist” uważa, że Chiny staną się światowym numerem jeden w 2019 roku.
Amerykańska armia jest zaawansowana technologiczne w stopniu, któremu Chiny nijak nie mogą dorównać. USA prowadzą również w dziedzinie soft power. Pekin nie ma na razie odpowiedników Hollywood, Doliny Krzemowej. I w końcu Państwo Środka nie stworzyło własnego odpowiednika „american dream”. Choć potęga ekonomiczna i polityczna nie są tożsame, są ciasno powiązane. W miarę bogacenia się Chiny zdobywają coraz większe wpływy. Podczas mojej niedawnej wizyty w Sao Paulo usłyszałem, jak wysoki rangą brazylijski dyplomata powiedział wprost, że dalekie Chiny, jako największy partner handlowy jego kraju, mają teraz dla Brazylii większe znaczenie niż USA. Z pierwszą wizytą zagraniczną nowa prezydent Brazylii Dilma Rousseff pojechała do Pekinu, nie do Waszyngtonu. Handel i inwestycje również znacznie zwiększyły wpływy Pekinu w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Wielki kryzys nadciąga
Japonia, Korea Południowa oraz Australia szybko odkrywają, że ich strategiczne i gospodarcze interesy są sprzeczne z chińskimi. Te trzy kraje gospodarczo są związane z Pekinem, ale najważniejszym partnerem militarnym pozostają USA. Jeśli Chiny będą sobie pozwalać na coraz więcej – jak robiły to w ostatnim roku – azjatyccy sojusznicy Waszyngtonu zapewne zapragną jeszcze mocniej związać się z Wujkiem Samem. W Azji trwa właśnie ożywiona dyskusja na temat rozszerzającej się chińskiej strefy wpływów. Kishore Mahbubani, były minister spraw zagranicznych Singapuru, mówi, że Azjaci „wiedzą, że Chiny nadal będą w Azji za 1000 lat, ale nie wiedzą, czy Amerykanie nadal będą tam za 100 lat”. Potęga Chin – w połączeniu z obawami o wzrost długu publicznego w USA, UE i Japonii – będzie wyzwaniem dla zachodniej koncepcji związku między demokracją a sukcesem gospodarczym. Od końca XIX wieku, gdy Ameryka przegoniła Wielką Brytanię, najpotężniejszą gospodarką świata było państwo demokratyczne. Jeśli Chiny przez następne dekady zachowają system jednopartyjny, ten związek ulegnie zmianie. Śmiały zachodni slogan „wolność działa” będzie podawany w wątpliwość w miarę rosnącej mody na autorytaryzm.
Jednak w pewnym momencie Chiny same mogą się zetknąć z kryzysem. Zarówno ich gospodarkę, jak i system polityczny czekają przerażające przemiany. Ich PKB nie może w nieskończoność rosnąć w tempie 8 – 10 proc. rocznie. Chiny również stoją przed potężnymi problemami związanymi z demografią i ochroną środowiska. Autorytaryzm staje się coraz bardziej anachroniczny – o czym świadczy paniczna reakcja Komunistycznej Partii Chin na rewolty w świecie arabskim. Ale wprowadzenie systemu demokratycznego ostatecznie zagrozi jedności narodu chińskiego, dzięki wzmocnieniu nacjonalistycznych ruchów Ujgurów i Tybetańczyków. Gdy Chiny wpadną w ekonomiczny i polityczny kryzys, Zachód gwałtownie zmieni swoją ocenę tego kraju. Niektórzy powiedzą, że chiński cud ostatnich 30 lat był tylko mirażem. Ale to też nie będzie prawdą. Debacie o przyszłości Chin zagraża zupełnie niepotrzebna polaryzacja. Jeden obóz jest przekonany, że to nowo powstające supermocarstwo. Inni twierdzą, że to kraj wewnętrznie niestabilny, któremu grozi ekonomiczny i polityczny kryzys. W istocie, oba twierdzenia są uprawnione. Chiny będą dziwnym supermocarstwem.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.