We Need American Nuclear Warheads in Europe

<--

Europa zastanawia się nad wycofaniem amerykańskiej broni nuklearnej ze Starego Kontynentu. Polska powinna opowiedzieć się za redukcją tej broni, ale nie za jej wycofaniem

W bazach lotniczych pięciu krajów Sojuszu – w Turcji, Belgii, Holandii, Niemczech i we Włoszech – leży dziś około dwustu nowoczesnych amerykańskich bomb lotniczych B-61 z ładunkami nuklearnymi. Dokładna liczba i miejsce ich stacjonowania są tajemnicą. Nazywa się je nuklearną bronią taktyczną, bo są niewielkie, a ich pole rażenia jest mniejsze niż zwykłych bomb atomowych.

W latach zimnej wojny miały być straszakiem dla Związku Radzieckiego. W razie zmasowanego ataku wojsk Układu Warszawskiego NATO chciało ich użyć do powstrzymania radzieckich czołgów. Do przerzucenia bomb Sojusz chciał (i formalnie chce nadal) użyć specjalnie do tego celu przystosowanych samolotów USA i sojuszniczych z owych pięciu krajów.

W NATO trwa teraz spór, co z tą bronią zrobić. W maju 2012 r. Sojusz ma zdecydować, jak zmieni swoją politykę odstraszania nuklearnego. Dyskusja trwa, choć, niestety, wyłącznie między specjalistami i bez udziału opinii publicznej.

Część krajów Sojuszu, głównie tych z zachodu i północy Europy, uważa, że po zakończeniu zimnej wojny straszak nuklearny jest niepotrzebny. Belgia, Holandia, Niemcy i Włochy na potęgę tną budżety obronne i najchętniej zrezygnowałyby z kosztownego utrzymywania bomb u siebie.

Na dodatek Niemcy w ciągu najbliższej dekady wycofają z użytku samoloty Tornado, które miały służyć do przenoszenia bomb nuklearnych. Chcą się przesiąść na EuroFightery, które nie są przystosowane do takiej roli. Nikt w NATO nie wierzy, że niemiecki rząd kupi kolejny samolot tylko do przenoszenia amerykańskich bomb.

Kraje Europy Środkowej chcą, by B-61 zostały, bo uważają, że przyszłość Rosji jest niepewna.

“Jesteśmy zaniepokojeni istnieniem rozbudowanych arsenałów taktycznej broni jądrowej w pobliżu granic UE i NATO” – to oficjalne stanowisko przekazane nam w piątek przez rzecznika MSZ.

“NATO w pierwszej kolejności winno dążyć do zwiększenia budowy zaufania wokół arsenałów taktycznej broni jądrowej, a dopiero na dalszym etapie stworzenia warunków ich redukcji z zachowaniem reguły wzajemności. Ewentualne redukcje musiałyby być dokonywane w porozumieniu ze wszystkimi państwami Sojuszu” – czytamy.

To znaczy: Polska martwi się o kilkaset rakiet krótkiego zasięgu i nieznaną liczbę taktycznych głowic nuklearnych rozmieszczonych przez Rosję wokół Kaliningradu. Nie ma więc mowy o szybkim wycofaniu B-61 z Europy. A jeśli Niemcy czy Belgia myślą, że mogą o tym zdecydować bez zgody Warszawy, to się grubo mylą.

Sekretarz obrony USA Robert Gates przed przejściem na emeryturę apelował, by europejscy sojusznicy nie zapominali, że NATO opiera się na równym ponoszeniu kosztów i ryzyka przez wszystkich jego członków. Większość komentatorów słusznie uważała, że miał na myśli trudy operacji w Afganistanie. Ale Gates mówił także o taktycznej broni nuklearnej.

W kojarzonym z Demokratami ośrodku analitycznym Brookings Institution w Waszyngtonie eksperci zgodzili się niedawno, że utrzymanie obecnego stanu jest niemożliwe – nikogo na to nie stać, nie chce tego opinia publiczna i elity polityczne w Europie Zachodniej.

Z drugiej strony – jak podkreślał Steven Pifer, jeden z najlepszych amerykańskich ekspertów ds. polityki obronnej NATO – amerykańska broń nuklearna w Europie służy dziś bardziej rozwianiu obaw wyrażanych przez członków Sojuszu z Europy Środkowej. – A Sojusz właśnie po to jest, by jego członkowie czuli się bezpiecznie – mówił.

Franklin Miller, były wieloletni doradca Białego Domu i Pentagonu

ds. polityki nuklearnej, ocenia, że całkowite wycofanie broni nuklearnej z Europy spowodowałoby osłabienie zaufania sojuszników i w konsekwencji rozpad Sojuszu. Oskarżył starych członków NATO o samolubność i arogancję, bo “przez dekady błagali Stany Zjednoczone o ochronę przed atakiem nuklearnym z zewnątrz, a gdy tylko poczuli się bezpieczniejsi, odmawiają tego samego nowym krajom członkowskim”.

Miller, Pifer i wielu ekspertów z Europy Środkowej uważają, że Sojusz powoli staje się papierowym tygrysem. Pozbawienie go taktycznej broni nuklearnej – utrzymywanej i opłacanej wspólnie przez wszystkich członków – oznaczałoby dalsze osłabianie organizacji.

Niewątpliwie przeciwnicy amerykańskiej obecności nuklearnej mają dobre argumenty. Ale nawet jeśli nie wierzą w zagrożenie ze strony Rosji, to utrzymanie jedności NATO powinno być dla nich celem numer jeden.

Warszawa, wraz z Paryżem, który także nie chce wycofania B-61 z Europy, powinna więc zabiegać o pozostanie amerykańskich głowic w Europie. Dyskutować można jedynie o ich liczbie.

About this publication