Who's against Obama

 .
Posted on August 18, 2011.

<--

Przejaśnia się sytuacja w grupie republikanów, którzy chcą stanąć do wyborów w 2012 roku. Rywalem Baracka Obamy zostanie zapewne któryś z dwójki – Mitt Romney albo Rick Perry

Warto dobrze przyjrzeć się temu tłumkowi, bo ostatnie tygodnie – seria spadków na giełdzie nowojorskiej i słabe wyniki gospodarki USA – poważnie zwiększyły szanse, że jest w nim człowiek, który w styczniu 2013 roku zostanie prezydentem. Notowania Baracka Obamy spadają i niewykluczone, że spotka go los George’a Busha seniora, jedynego w ostatnich 30 latach lokatora Białego Domu, który przegrał drugą kadencję.

W czwartek republikańscy pretendenci zmierzyli się w debacie telewizyjnej. Dziś w Ames w stanie Iowa odbędzie się tradycyjny festyn, którego uczestnicy będą na nich na niby głosować. Obie te imprezy nie wyłonią zwycięzcy prawyborów, ale zapewne wskażą przegranych. Kto wypadł słabo w czwartek w telewizji i w sobotę w Ames, ten może zapomnieć o prezydenturze.

Od miesięcy sytuacja wyglądała tak, że stawce wyraźnie przewodził Mitt Romney, multimilioner i były gubernator stanu Massachusetts. Za nim – długo nic. W peletonie ścigało się około tuzina kandydatów mniej lub bardziej niepoważnych. To oni właśnie walczą o życie (w tych wyborach).

Debata nie uratowała Tima Pawlenty’ego, rozsądnego, ale dość nudnego i drewnianego w publicznych wystąpieniach byłego gubernatora Minnesoty. Ani byłego ambasadora USA w Chinach Jona Huntsmana, syna multimilionera, który – jak twierdzą niektórzy – próbuje spełnić niezrealizowane marzenia ojca.

Punkty zyskała chyba tylko żarliwa chrześcijanka Michele Bachmann, faworytka radykałów z republikańskiej Tea Party. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby Amerykanie wybrali na prezydenta kogoś, kto głosował za bankructwem kraju. (Bachmann była w grupie kongresmenów, którzy “w imię zasad” sprzeciwiali się podniesieniu limitu długu publicznego mimo ostrzeżeń Departamentu Skarbu, że już 3 sierpnia zabraknie pieniędzy na bieżące wydatki państwa).

O innych uczestnikach debaty nawet nie warto wspominać.

Gdyby oceniać na jej podstawie, wniosek jest oczywisty: Romney. Romney, który w czwartek nie angażował się w niepotrzebne potyczki słowne ze słabszymi rywalami. Konsekwentnie przedstawia się jako człowiek, który odniósł sukces w biznesie i w polityce, ma praktyczne doświadczenie, którego brakuje prawnikowi Obamie, i dlatego będzie znacznie lepszym przywódcą.

Romney postanowił, że nie weźmie udziału w sobotnim festynie w Ames – zapewne dlatego, żeby odciąć się od “niepoważnych” kandydatów. Dlatego może tam uzyskać słabszy wynik, ale nie ma to wielkiego znaczenia, bo nie on potrzebuje sukcesu jak tonący powietrza.

Jednak wielu analityków komentowało w piątek, że zwycięzcą debaty był ktoś inny niż Romney. Ktoś, kto nawet nie brał w niej udziału. Chodzi o gubernatora Teksasu Ricka Perry’ego, który ukradł show wszystkim pozostałym. W piątek jego rzecznik zapowiedział, że Perry stanie do wyborów. I to była wiadomość dnia, a nie wyniki debaty. W sobotę Perry oficjalnie się zgłosi. I to będzie wiadomość dnia, a nie wyniki z festynu w Ames.

Perry ma wszystkie zalety Michele Bachmann, ale także coś więcej – doświadczenie w rządzeniu. Od 10 lat jest gubernatorem Teksasu. I, co najcenniejsze, może chwalić się, że ze wszystkich miejsc pracy stworzonych w Ameryce od połowy 2009 roku prawie połowa powstała w jego stanie. Bezrobocie w Teksasie wynosi 8 proc., tylko o 1 proc. mniej niż średnia krajowa, ale wynika to z tego, że tysiące rodzin z innych stanów migrują tam za chlebem.

Gubernator Teksasu włącza się do wyścigu późno, ale zanim jeszcze kiwnął palcem, już ma pozycję równą Romneyowi, który walczy od kilku miesięcy i zebrał na kampanię 20 mln dol. Sondaż sprzed kilku dni pokazał, że Romneya popiera 21 proc. republikanów, a Perry’ego – 18 proc. (Bachmann 8 proc.).

Romney ma trzy problemy: po pierwsze, wprowadził w Massachusetts reformę zdrowia podobną do tej, którą potem w całym kraju przeforsował Obama (republikanie straszą reformą Obamy niegrzeczne dzieci). Po drugie, jest mormonem, a wielu Amerykanów uważa mormonów za nieco podejrzaną sektę. Po trzecie wreszcie, czasami wpada w wesołkowatość i opowiada mało śmieszne żarty.

Perry jest charyzmatyczny, może nawet za bardzo. Tydzień temu zorganizował w Houston wielką modlitwę za Amerykę. Był krytykowany za złamanie zasady rozdziału religii od państwa i za faworyzowanie chrześcijan przed innymi wyznaniami. Był też protegowanym George’a Busha juniora, co nie jest najlepszą rekomendacją.

Po stronie republikańskiej jest jeszcze jedna wielka niewiadoma: Sarah Palin, która w 2008 roku kandydowała na wiceprezydenta, a potem stopniowo zamieniała się w telewizyjną celebrytkę. Dlatego ma wielu fanów i wielu przeciwników. Ciągle nie może się zdecydować, czy kandydować. Dziś podróżuje autokarem po stanie Iowa (czyli tam, gdzie odbywa się festyn). Żeby – jak wyjaśnia – spróbować lokalnych przysmaków kulinarnych.

Ale jeśli miałbym dziś stawiać pieniądze, nie wahałbym się ani chwili. Rywalem Obamy zostanie Rick Perry.

About this publication