The Dragon Is Sharpening Its Claws

<--

Wiek XXI będzie sceną chińsko-amerykańskiego pojedynku stulecia, twierdzi profesor chińskiej akademii sztabu generalnego, pułkownik Liu Mingfu w „Chińskim marzeniu”, od roku szeroko dyskutowanym po obu stronach Pacyfiku. Prasa chińska co prawda książkę skrytykowała, ale słowa padły: wyłącznie pokojowy wzrost Chin to mrzonka. Wobec niemoralnego Zachodu Chiny nie mogą opierać się jedynie na swych tradycyjnych cnotach. Muszą być zdolne podjąć i wygrać wojnę z Zachodem.

Zatem po 40 latach odwilży na Pacyfiku, a nawet sojuszu chińsko-amerykańskiego, który walnie przyczynił się do upadku ZSRR i niewyobrażalnego rozwoju gospodarczego Chin, nowa epoka lodowa? Nastroje nie są najlepsze. Amerykanów irytuje zaniżony kurs chińskiej waluty, który powoduje gigantyczne nadwyżki w handlu z USA. A Chińczyków rozczarowuje amerykański kapitalizm, który wpycha Chiny w dolarową pułapkę. Skupując amerykańskie obligacje, Chińczycy stali się nie tylko wierzycielami, ale i zakładnikami Ameryki.

88-letni Henry Kissinger, który w 1971 r. przygotował sensacyjną wizytę prezydenta Nixona w Pekinie, przestrzega, że dzisiejsze stosunki chińsko-amerykańskie przypominają konflikt niemiecko-brytyjski sprzed stu lat. Zjednoczone przez Bismarcka prężne i butne Cesarstwo Niemieckie ambitnym programem rozbudowy floty wojennej i swą arogancką polityką kolonialną zagroziło brytyjskim szlakom komunikacyjnym. Reakcją był nieformalny sojusz brytyjsko-francusko-rosyjski z 1904 r. i niemiecki kompleks okrążenia. W 1907 r. wysoki urzędnik brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych Eyre Crowe sporządził raport o nieuchronności niemieckiego ataku. Siedem lat później jego analizy się sprawdziły.

Jeśli Pekin zechce odpychać USA od zachodnich wybrzeży Pacyfiku, sytuacja będzie prawie taka jak sto lat temu w Europie, twierdzi Kissinger w najnowszej książce „O Chinach”. Ale – dodaje – ostrożnie z historycznymi analogiami. Wszyscy wiedzą, że tamta wojna była katastrofą dla wygranych i przegranych. Historia nie jest almanachem samospełniających się proroctw.

Sto lat temu wygrana jednej strony była przegraną drugiej, a rozhuśtane opinie publiczne uniemożliwiały kompromis. Dziś jest inaczej. Również Chińczycy wiedzą, że globalne wyzwania wymagają współpracy. Dowodem: zapewnienia chińskiego sekretarza stanu, że pokojowy rozwój Chin to żaden podstęp, bo Chiny nawet nie mogą być aroganckie. Bogate wybrzeże Pacyfiku to nie całe Chiny. Na 1,3 mld Chińczyków – 150 mln żyje w skrajnej nędzy, zarabiając 1 dol. dziennie. Nawet gdyby Chiny chciały sięgnąć po hegemonię nad światem, świat skutecznie by się im przeciwstawił, konkluduje w polemice z wojowniczym pułkownikiem Liu Mingfu wysoko postawiony dyplomata z kręgów prezydenckich Dai Bingguo.

Kissinger w swojej książce tłumaczy chińską kulturę polityczną i chińską strategię. Zgodnie ze spisaną 2,5 tys. lat temu „Sztuką wojenną” Mistrza Sun, Państwo Środka nie podbija sąsiadów. Wchłania najeźdźców, po czym rozbraja ich swą kulturą i masą. W rosyjskim myśleniu bezpieczne granice to te, po obu stronach których – a więc również na przedpolach, jakimi były dla ZSRR demoludy – stacjonują rosyjscy żołnierze. Chińczycy natomiast bronią się na liniach wewnętrznych. Ich działania zaczepne – jak w Korei (w 1950 r.), w konflikcie z Indiami (1962 r.), nad Ussuri (1969 r.), w wojnie z Wietnamem (1979 r.) czy w konfliktach tajwańskich – są krótkotrwałymi demonstracjami siły, po których następuje wycofanie poza tereny sporne. Chiny nadal uważają je za swoje, ale wcale ich nie muszą zajmować, ponieważ stan zawieszenia otwiera możliwości psychologicznych, politycznych i militarnych kombinacji.

Chiny mają czas. Mają też pewność swej wyjątkowości. Siły swej kultury i gospodarki. Jeszcze w 1820 r. chiński PKB stanowił 30 proc. globalnej produkcji. Późniejsze 150 lat chińskiej smuty – europejskich i japońskich interwencji, których symbolem jest splądrowanie i spalenie przez Anglików w czasie wojen opiumowych (1860 r.) pałacu cesarskiego w Pekinie – to tylko epizod. 62 lata chińskiego komunizmu, którego symbolem jest brutalna rewolucja kulturalna Mao w latach 60. i radykalne reformy gospodarcze Deng Xiaopinga, to jedynie rządy nowej dynastii w długich dziejach Chin. I rzeczywisty Wielki Skok.

Podczas gdy gorbaczowowska pierestrojka wyrzuciła radziecki socjalizm i sam ZSRR na śmietnik historii, chiński komunizm kwitnie – w kapitalistycznej oprawie. Tyle że to już nie komunizm Marksa i Lenina, lecz Mao i Konfucjusza.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1518702,1,chiny-usa-proroctwa-kissingera.read#ixzz1XlRIKyQl

About this publication