Barack Obama ogłosił wczoraj drugi w ciągu kilku dni plan ratowania kraju – tym razem chce opodatkować milionerów. Kampania przed wyborami 2012 r. zaczyna się na dobre
Amerykański prezydent zaczął wczorajsze przemówienie od przypomnienia ustawy o tworzeniu miejsc pracy, którą w zeszłym tygodniu przekazał Kongresowi. Przewiduje ona zniżki podatkowe dla firm zatrudniających bezrobotnych, a także roboty publiczne. Ma kosztować w przyszłym roku 450 mld dol.
Obama powtórzył, że walka z bezrobociem nie zwiększy astronomicznego długu publicznego (prawie 15 bln dol.). Opowiadał, jak przez dziesięć lat obniżyć ten dług o 3 bln i przywrócić sprawiedliwość w Ameryce. Plan zakłada, że 1,5 bln przyniosą oszczędności w wydatkach państwa, a drugie 1,5 bln – wzrost podatków.
Dotknie to głównie bogaczy, którzy płacą najmniejsze podatki od dziesięcioleci i według niższych realnych stawek niż pozostali Amerykanie (podatki wynoszą średnio 23,5 proc., ale np. 22 tys. milionerów, korzystając z różnych ulg, oddaje państwu 15 proc. lub mniej). – Nie może być tak, że miliarder Warren Buffett płaci niższe stawki niż jego sekretarka – mówił Obama (powtarzając słowa samego Buffetta, nr. 2 na liście najbogatszych Amerykanów).
Obama proponuje, żeby przyjąć tzw. regułę Buffetta – że milionerzy (tzn. Amerykanie zarabiający rocznie milion lub więcej) nie mogą płacić mniej, niż wynosi średnia.
O ile plan walki z bezrobociem ma cień szansy w Kongresie, o tyle “reguła Buffetta” jest bez szans. – Rozpętanie wojny klasowej jest może skuteczną metodą uprawiania polityki, ale kończy się fatalnie dla gospodarki – mówił w niedzielę republikanin Paul Ryan, szef komisji budżetowej w Izbie Reprezentantów.
– To nie wojna klasowa, tylko matematyka – odpowiadał wczoraj Obama. – Nie chodzi o to, żeby karać sukces w Ameryce. Chodzi o to, żeby Amerykanie, którzy mieli w życiu najwięcej szczęścia, w tym ja, sprawiedliwie ponosili koszty wychodzenia z kryzysu! Zawetuję każdą ustawę, która tego nie uwzględni.
Choć Obama pryncypialnie powołuje się na matematykę, sam nagina ją przy wyliczaniu 1,5 bln oszczędności. Główna pozycja na liście to 1 bln oszczędności za dawno przesądzone zakończenie wojen w Iraku i Afganistanie (prezydent “oszczędza” to, czego i tak nikt nie zamierzał wydawać).
Komentatorzy z lewa i z prawa są zgodni, że ofensywa polityczna Obamy oznacza, iż na dobre zaczyna się kampania przed wyborami 2012 r. Prezydent otwiera ją z rekordowo niskimi notowaniami – ok. 40 proc. poparcia.
Spór o podział majątku w USA będzie w kampanii głównym tematem obok stagnacji gospodarki i bezrobocia. Demokraci alarmują, że w latach 2002-07, czyli przed wybuchem obecnego kryzysu, dochody 1 proc. najbogatszych przyrastały w tempie 10 proc. rocznie. Dochody pozostałych 99 proc. – w tempie 1,3 proc. rocznie. W efekcie poziom nierówności społecznych jest dziś rekordowy – taki jak przed Wielkim Kryzysem lat 30. ubiegłego wieku. Czterystu najbogatszych Amerykanów z listy “Forbesa” zgromadziło więcej majątku niż 186 mln najmniej zamożnych Amerykanów (60 proc. populacji USA).
Republikanie odpowiadają, że połowa gospodarstw domowych w USA nie płaci podatku dochodowego – ze względu na zniżki i programy pomocy dla niezamożnych rodzin. – Połowa Ameryki korzysta z dobrodziejstw państwa, ale w ogóle się na nie nie zrzuca! – mówi kongresmen Ryan.
Wojna polityczna toczy się też na froncie językowym. Republikanie unikają słów “milionerzy” i “miliarderzy”. Zastąpili je eufemizmem “twórcy miejsc pracy”. Rezultaty sondaży różnią się w zależności od tego, kto je zleca. Jeśli zapytać: “Czy uważasz, że należy zwiększyć stawki milionerom, którzy płacą najmniejsze podatki od dziesięcioleci?”, dwie trzecie ankietowanych odpowiada “tak”. Ale jeśli zapytać: “Czy jesteś za tym, żeby przy rekordowym bezrobociu zwiększać podatki dla twórców miejsc pracy?”, większość odpowiada “nie”.
Jeśli chodzi o podatki dla wielkich firm, to nominalnie są zabójcze (35 proc.). Ale najsprytniejsze korporacje korzystają z tysięcy kruczków i ulg, które same przemyciły do przepisów podatkowych, zatrudniając lobbystów w Kongresie. General Electric, jedna z największych firm w USA, w zeszłym roku mimo miliardowych zysków nie zapłaciła w ogóle podatku. Inne korporacje notorycznie ich unikają, księgując koszty w USA, a przychody za granicą.
– Nasze prawo podatkowe nie powinno promować tych firm, które mają najlepsze układy w Waszyngtonie i Kongresie. Powinno być przejrzyste i promować firmy, które tworzą miejsca pracy i przyczyniają się do rozwoju kraju – mówił wczoraj Obama.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.