The Liberal vs. the Radical: The Republican Search for Obama’s Rival

<--

W przeddzień prawyborów na Florydzie, Mitta Romney określił swojego rywala Newta Gingricha mianem smutnego i żałosnego człowieka, którego należałoby wysłać na Księżyc. Z kolei Newt nazwał Romney’a kłamcą i liberałem, który niczym nie różni się od Barack’a Obamy. Jakby tego było mało, zarzucił mu pozbawianie starszych Żydów koszernego jedzenia. Im bliżej końca wyścigu i dnia głosowania, tym bardziej kampania w obozie Republikanów przypomina grę Mortal Kombat.

Starcie Romney-Gingrich to nie tylko pojedynek dwóch kandydatów – to starcie dwóch obozów w Partii Republikańskiej. To obozy różniące się od siebie ideologicznie i społecznie. Żaden ze zwolenników Mitt’a nie wydaje się być zdolnym, by powiedzieć coś pozytywnego o Gingrichu. I vice versa. Różnice widoczne są gołym okiem.

dź na bankiet do Romney’a – a zobaczysz amerykańską elitę – mężczyzn w spodniach “chinos” i koszulach typu “button down”, kobiety w perłach i szykownych butach. Jeśli na takim spotkaniu wymienisz nazwisko Gingricha – pogarda staje się wręcz namacalna. Z kolei na wiecach zwolenników Gingricha zobaczysz osoby, które sympatyzują z Tea Party – robotników i hałaśliwy tłum, który snuje apokaliptyczne wizje przyszłości USA. Zwolennicy Mitt’a są zdania, że kraj zszedł z prawidłowego kursu, odkąd urząd prezydenta objął Barack Obama. Ludzie Gingrich’a obawiają się natomiast, że Stanom Zjednoczonym grozi przekształcenie się w państwo socjalistyczne.

Styl Romney’a można by podsumować jako “steady, as she goes” (czyli w wolnym tłumaczeniu “dobrze jest, tak trzymać”). Nawet atakując rywali Romney brzmi jak ojciec z amerykańskich sitcomów lat 50-tych, upominający dzieci by nie używały przekleństw. Gingrich z kolei to retoryczny miotacz bomb. Nigdy nie wyraża niczego w sposób powściągliwy, a od kilku dni bez ogródek nazywa Romney’a komunistą.

Głęboki podział w Partii Republikańskiej jest widoczny wyjątkowo wyraźnie, kiedy słucha się wypowiedzi zwolenników poszczególnych frakcji. – Romney świetnie sobie poradził w prywatnym sektorze. On ma plan i wie jak go zrealizować. Ameryka potrzebuje sprawnego menedżera, a nie polityka – mówią poplecznicy Mitt’a. – Republikanie nie będą głosować na Romney’a już w 48 godzin po nominacji. Jego własna matka by na niego nie zagłosowała. To zły, lewicowy liberał – odpowiadają sympatycy Gingrich’a. Cały ten ferment cieszy przede wszystkim… Demokratów, którzy z coraz większym optymizmem patrzą na szanse Obamy na reelekcję.

Republikańska schizma nie jest niczym nowym. W 1960 r. mieliśmy Republikanów Rockefeller’a i Republikanów Goldwater’a. W 1968 r. USA były świadkiem starcia Romney’a seniora z Richardem Nixonem. W 1976 r. konserwatywny Reagan walczył z umiarkowanym Geraldem Fordem, a w 1990 r. populiści Pata Buchanan’a wypowiedzieli wojnę centrystom Georg’a H.W. Busha. Cztery lata temu, różnice pomiędzy Sarah Palin, a John’em McCain’em były również bardzo wyraźne. W USA nazywają takie zjawisko starciem “szlaku winnego” ze “szlakiem piwnym”. Country Club przeciwko Tea Party. Establishment kontra lud.

Aby pokonać Obamę, który może mieć najlepiej zorganizowaną kampanię w historii i blisko miliard dolarów do wydania, kandydat Partii Republikańskiej będzie musiał zjednoczyć partię, zawrzeć rozejm, albo przynajmniej wynegocjować pakt o nieagresji między dwoma skrzydłami. Na razie jednak nic tego nie zapowiada. Nawet jeśli Romney zdoła zebrać wystarczającą ilość głosów elektorskich, by zapewnić sobie nominację, będzie miał jeszcze do czynienia z delegatami Gingricha i Rona Paula. Łatwo na pewno nie będzie. Wojna trwa.

About this publication