The FBI vs. the Prankster Hackers

<--

Po wielomiesięcznym międzynarodowym śledztwie FBI aresztowano pięciu hakerów z błazeńskiej grupy Lulzsec. Czy faktycznie są oni tak groźni?

Czytelnicy internetowej wersji dziennika “The Sun” należącego do magnata medialnego Ruperta Murdocha, w lipcu 2011 roku przecierali oczy ze zdumienia: “80-letni Rupert Murdoch nawdychał się znacznych ilości oparów palladu, zanim wytoczył się do swojego słynnego ogrodu ze sztucznie modelowaną roślinnością i umarł we wczesnych godzinach rannych. – Znaleźliśmy w kuchni świeżo przyrządzone chemikalia – mówi policjant zaznajomiony ze śledztwem”.

Uśmiercony przez hakerów żartownisiów Murdoch nie był wtedy zbyt lubiany, bo wyszło na jaw, że jego dziennikarze włamywali się do poczty głosowej brytyjskich celebrytów. Powszechnie podejrzewano, że szef koncernu najprawdopodobniej wiedział o tych praktykach. Następnego dnia Murdoch miał tłumaczyć się ze skandalu w brytyjskim parlamencie.

Dwa miesiące wcześniej w PBS, czyli publicznej telewizji amerykańskiej, nadano program „Wikisecrets” – o portalu Wikileaks, który wykradł i ujawnił setki tysięcy tajnych raportów amerykańskich żołnierzy i dyplomatów. Wkrótce potem na stronie internetowej PBS można było przeczytać, że słynny raper Tupac Shakur ma się dobrze i żyje w małym miasteczku w Nowej Zelandii. Ten sam Tupac, który został zastrzelony na ulicach Los Angeles w 1996 roku. Na Twitterze autorzy żartu ogłosili: „Czołem, brać internetowa! Właśnie obejrzeliśmy » Wikisecrets «i nie jesteśmy pod wrażeniem! Zdecydowaliśmy staranować naszą łodzią serwery PBS. Żadna forteca nie oprze się naszej machinie produkującej chaos i szyderstwo.”

Oba żarty były są znakiem firmowym Lulzsec, luźnego bractwa hakerów, które FBI tropiła od ponad roku na całym świecie. Śledztwo zakończyło się sukcesem, co ogłoszono w tym tygodniu. Był on miażdżący: jeden z prowodyrów Lulzsec wpadł już zeszłego lata. Zaskoczony przez agentów w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku 28-letni bezrobotny Hector Xavier Monsegur zdecydował się na współpracę z FBI, żeby ratować skórę. Dniem i nocą pomagał amerykańskim śledczym w tropieniu swoich kolegów. Pięciu “groźnych hakerów” aresztowano w USA, Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Monsegur należał również do Anonymous, innej grupy hakerów, która zasłynęła najpierw jako mściciele Wikileaks. Kiedy strony portalu były blokowane i przepędzane z serwerów Amazon.com, a potentaci kart kredytowych odmówili pośrednictwa w zbieraniu datków, Anonymous w odwecie atakowała strony Amazon i MasterCard. Na krótki czas zostały one zdjęte z internetu.

Potem haktywiści, jak nazywają się hakerzy, którzy znajdują upodobanie w naprawianiu świata lub szyderstwie z jego potentatów, atakowali strony rządów Tunezji i Egiptu, żeby pomóc Arabom buntującym się przeciw dyktatorom, ale odnotowali też taki sukces jak zablokowanie na kilka godzin strony CIA.gov (co samo w sobie jest niegroźne, choć mocno wstydliwe dla największej agencji wywiadowczej). Przechwalali się również, że wykradli w sieci około gigabajta danych NATO: “Oczywiście nic nie opublikujemy. Ale dla NATO wstyd…”.

Działalność Lulzsec miała zwykle charakter prześmiewczy, ale rząd USA w ogóle nie ma poczucia humoru, nie tylko FBI, która tropiła żartownisiów od wielu miesięcy i twierdzi, że “obcięła łeb hydrze”. Jak dowiedział się dziennik “Wall Street Journal”, szef Narodowego Urzędu Bezpieczeństwa (NSA) gen. Keith Alexander poważnie obawia się, że haktywiści wkrótce uzyskają zdolność zakłócania na wielką skalę dostaw prądu w USA. Urząd przygotowuje się podobno na najczarniejsze scenariusze, w których rządy wrogich państw wynajmują Anonymous czy Lulzsec, żeby przeprowadzić zmasowany cyberatak na Amerykę.

“Jak mielibyśmy wyłączać prąd, bez którego sami, jako użytkownicy sieci, praktycznie nie istniejemy?” – szydzili na Twitterze haktywiści Lulzsec. Są zdumieni, że wymienia się ich niemal jednym tchem z terrorystami Al-Kaidy, latynoamerykańskimi kartelami narkotykowymi czy chińskimi hakerami, którzy wykradają w USA tajemnice państwowe czy sekrety technologiczne. My jesteśmy jednym z głównych zagrożeń dla Ameryki? – pytają oburzeni. My, którzy nie mamy broni, nie sprzedajemy narkotyków? Nie planujemy paraliżować państw ani w ogóle szkodzić zwykłym ludziom? To tak, jakby ścigać organizatorów ulicznych happeningów równie gorliwie jak złoczyńców!

Niektórzy twierdzą, że wobec bractw hakerów żartownisiów używa się już podobnie alarmistycznej retoryki, jakiej ekipa Busha używała przed inwazją na Irak, a żadnej broni masowego rażenia, jak powszechnie wiadomo, wtedy nie znaleziono.

About this publication