Europe and US Closer but Poles Don't Like America Anymore

<--

Amerykanie i Europejczycy ponownie odkryli, że są sobie potrzebni – wynika z sondażu German Marshall Fund. Tylko Polacy zupełnie nie mają serca do tego transatlantyckiego ocieplenia.

Jeszcze rok temu Amerykanie uważali, że ich relacje z krajami Azji, takimi jak Chiny, Japonia czy Korea Południowa, są dla USA dużo ważniejsze niż relacje z Unią Europejską. Z tą opinią zgadzali się zresztą politycy i eksperci w Waszyngtonie.

Sekretarz stanu Hillary Clinton napisała listopadzie 2011 r. w “Foreign Policy”, że “przyszłość Ameryki (i świata) zdecyduje się w basenie Pacyfiku”. Teraz, jak niespodziewanie dowiadujemy się z publikowanego co roku sondażu transatlantyckiego German Marshall Fund, Amerykanie zmienili zdanie: relacje z UE znów wydają im się ważniejsze, i to zdecydowanie. Uważa tak 55 proc. badanych, o 17 proc. więcej niż przed rokiem (patrz infografika).

Podobny proces zachodzi po drugiej stronie oceanu, choć Europejczycy zawsze uważali, że Ameryka jest dla nich istotniejsza niż Azja. Teraz są o tym – o dodatkowe 9 proc. – bardziej przekonani niż w zeszłym roku.

Nawet autorzy sondażu nie wiedzą, jak wyjaśnić zaskakujący renesans amerykańskich uczuć dla Europy. – Przyczyną może być – ale to tylko spekulacja – fakt, że w związku z kryzysem euro w amerykańskiej telewizji często pojawiała się Europa i Amerykanie zrozumieli, że nasze gospodarki są od siebie zależne – mówi “Gazecie” Hamutal Bernstein z German Marshall Fund.

Istotnie, w najgorszych miesiącach, kiedy z Europy dochodziły wieści o możliwym bankructwie Grecji, Hiszpanii czy nawet Włoch, niektórzy amerykańscy eksperci przestrzegali, że upadek euro może pogrążyć gospodarkę USA i Baracka Obamę w wyborach prezydenckich. Być może dlatego, choć Amerykanie docenili wagę UE, to mają mniejszy entuzjazm dla jej przywództwa w świecie – za pożądane uważa je 63 proc. badanych, czyli o 9 proc. mniej niż dwa lata temu (naturalnie rozumieją to tak, że UE powinna być jednym z przywódców świata, a rolę najwyższego przywódcy zostawiają dla siebie).

Jeśli chodzi o Europejczyków, 52 proc. uważa, że Ameryka powinna pełnić funkcję przywódczą w świecie – ta statystyka prawie się nie zmienia, odkąd prezydentem USA został Obama (wtedy podskoczyła o kilkanaście procent).

Wyjątkiem w UE są Polacy, którzy w szybkim tempie tracą wszelki entuzjazm dla Ameryki. Tylko 38 proc. uważa, że przywództwo USA jest pożądane – o 11 proc. mniej niż w zeszłym roku. Za to aż o 13 proc. – do 43 – wzrosła liczba Polaków, którzy sądzą, że przywództwo USA w świecie jest “niepożądane”. Przyczyny takiego stanu rzeczy nietrudno odgadnąć. Obama zrezygnował z tarczy antyrakietowej, którą w Polsce chciał budować George W. Bush, by zdobyć sobie przychylność Władimira Putina i “zrestartować” stosunki z Rosją. Ostatnio amerykański prezydent zraził Polaków, kiedy zdarzyło mu się powiedzieć “polskie obozy śmierci w II wojnie światowej” (zamiast “hitlerowskie obozy w Polsce”), a potem jego rzecznicy bagatelizowali sprawę jako nieistotne przejęzyczenie.

Gdyby amerykańskie wybory prezydenckie odbyły się w Unii Europejskiej, Obama dostałby 75 proc. głosów, a Republikanin Mitt Romney zaledwie 8 proc. Większość Europejczyków nadal kocha Obamę, a o Romneyu ma opinię złą albo żadną (tzn. go nie zna). Ale na najlepszy wynik republikański kandydat mógłby liczyć w Polsce – dostałby 16 proc., gdy Obama tylko 35 proc.

Może najbardziej zaskakujące jest to, że polska niechęć do prezydenta USA przekłada się nawet na stosunek do NATO. 58 proc. Europejczyków wciąż uznaje Sojusz za “kluczowy dla ich bezpieczeństwa”, w tym np. 71 proc. Anglików i Holendrów. Ale tylko 45 proc. Polaków (spadek o 6 proc. od zeszłego roku).

Polacy najbardziej ze wszystkich 12 odpytanych przez German Marshall Fund narodów UE potępiają wojnę w Iraku i najbardziej domagają się wycofania wszystkich zachodnich wojsk z Afganistanu. Chce tego 62 proc. Polaków, 61 proc. Francuzów, 52 proc. Brytyjczyków, 51 proc. Niemców i 44 proc. Amerykanów.

Po dwóch ostatnich wojnach, w których braliśmy udział, mamy generalnie niechętny stosunek do militarnych interwencji w obronie narodów prześladowanych przez swoich dyktatorów – popiera je 62 proc. Amerykanów i ogółem 67 proc. Europejczyków, ale tylko 42 proc. Polaków.

Jeśli chodzi o różnice, Amerykę i Europę tradycyjnie dzieli Izrael. 59 proc. obywateli USA ocenia ten kraj pozytywnie, a 32 proc. negatywnie. W UE odwrotnie: 34 proc. badanych ma dobrą opinię o Izraelu, a 51 proc. złą. Polacy znów się zdecydowanie wyróżniają, ale tym razem tym, że aż 32 proc. w ogóle nie chciało się o tym kraju wypowiadać. 30 proc. wyraża się o Izraelu pozytywnie, a 38 proc. negatywnie.

About this publication