America Will Win Either Way

<--

Magdalena Rittenhouse: Czy administracja Obamy rzeczywiście popełniła na Bliskim Wschodzie poważne błędy?

Edward N. Luttwak: Mnóstwo. Cokolwiek robimy na Bliskim Wschodzie od 2003 r., jest błędem. Niezależnie, czy politykę zagraniczną USA kształtują „jastrzębie”, czy „gołębie”, Republikanie czy Demokraci. Wszystko opiera się na błędnym założeniu: że można wejść do jakiegoś kraju, usunąć dyktatora, wspierać demokrację i kontrolować sytuację. To mrzonka. Należałoby zaprzestać jakichkolwiek działań. W tym regionie nie da się teraz nic zrobić. Został zamknięty w umysłowym więzieniu przez islam. Podejmowanie jakichkolwiek wysiłków mija się z celem. Trzeba poczekać, aż opadną emocje. Wszelkie nasze interwencje przynoszą rezultaty odwrotne do zamierzonych.

Stany powinny się w ogóle z tego regionu wycofać? Pojawiają się wszakże głosy, że bierna postawa wobec konfliktu w Syrii to błąd. „Washington Post” donosi właśnie, że wysyłana po cichu przez Amerykanów broń trafia do ekstremistów, zamiast do umiarkowanej syryjskiej opozycji, na promowaniu której nam zależy.

Nie, minimalizm Obamy jest tu dobrą strategią. Nadzieja, że w Syrii uda się wprowadzić demokrację – i że pomogą w tym Arabia Saudyjska, Katar czy Turcja – to kolejna mrzonka.

Ale w Syrii swoje interesy rozgrywają Rosja, Iran, Izrael. W dużej mierze to przecież tzw. wojna zastępcza.

Nie w dużej mierze, tylko całkowicie. To wojna między muzułmanami-sunnitami i muzułmanami-szyitami. Rosjanie zdecydowali się popierać szyitów. Nie jest to z ich strony próba doprowadzenia do jakichś głębokich zmian na Bliskim Wschodzie, ale troska o zachowanie swych wpływów w Syrii. Rosja nie ma tam wielkich strategicznych interesów. Ale troszczy się o to, co ma.

Obama zaczął prezydenturę od słynnego przemówienia w Kairze. Zapowiadał przełom w stosunkach ze światem islamu. Czy to, co dzieje się dziś, jest dowodem na fiasko „doktryny kairskiej”?

To był poważny błąd: przepraszanie za Amerykę po 11 września, choć przecież przemocy użyli wyznawcy islamu. Nieprawdą jest, że dokonała tego garstka ludzi. Byłem wówczas w Tunisie i obserwowałem reakcję wyższych warstw tamtego społeczeństwa, ludzi wykształconych, pijących wino, związanych z Zachodem. Tańczyli i śpiewali z radości! Przepraszanie świata islamu, co uczynił Obama w Kairze, uważam za niewybaczalne. Po drugie, kwestia wspierania demokracji w świecie arabskim, co w efekcie doprowadziło do obalenia w Egipcie Mubaraka: kiedy się gdzieś w mniej lub bardziej otwarty sposób interweniuje – najnormalniejsza rzecz pod słońcem, gdy jest się mocarstwem – trzeba mieć wyjściowe minimum, jakieś przesłanki, by wierzyć, że coś możemy osiągnąć. A na Bliskim Wschodzie mieć ich nie można. Region nie jest plastyczny. Wchodzimy z dobrymi intencjami, a rezultaty są złe.

Edward N. Luttwak (ur. 1942) jest politologiem i ekonomistą w Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) w Waszyngtonie. Znany konserwatysta, jest autorem licznych książek o polityce i gospodarce międzynarodowej. Był doradcą prezydenta USA George’a Busha seniora. W listopadzie ukaże się jego najnowsza książka poświęcona miejscu Chin we współczesnym świecie „The Rise of China vs. the Logic of Strategy”.

About this publication