The Sex Lives of US Generals Are More Important than the Deaths of Thousands of Soldiers

<--

Życie seksualne amerykańskich generałów jest ważniejsze od śmierci tysięcy żołnierzy USA

Jak to się stało, że Ameryka jest dziś mniej pobłażliwa dla swoich dowódców niż 70 lat temu?

“Hamulce puściły. Po chwili nasze mundury leżały na ziemi, wszystkie guziki zostały odpięte. Byliśmy jakby w gorączce, szaleni. Naprawdę tacy byliśmy! Ale skończyło się inaczej, niż oczekiwałam. Powoli się uspokoiliśmy. Ukrył twarz w moim ramieniu i powiedział: “O mój Boże! Sorry, nie będziesz miała dziś ze mnie pożytku”. Było trochę krępujące, kiedy z trudem wbijaliśmy się z powrotem w ubrania porozrzucane po podłodze. Kiedy odprowadził mnie do drzwi, zasalutowałam: “Dobrej nocy, panie generale!”. Nigdy nie wiadomo, kto może czaić się we mgle, gotów wyłapać jakieś niedyskretne słowo.

To – słusznie się państwo domyślacie! – scena z życia amerykańskiej generalicji. Ale wcale nie z sekretnego dzienniczka Pauli Broadwell, biografki i kochanki dyrektora CIA generała Davida Petraeusa, której wysportowane ciało ma – jeśli wierzyć najnowszym doniesieniom mediów – zaledwie 13 proc. tłuszczu.

Jest to fragment wspomnień Kay Summersby, która podczas II wojny światowej była szoferem naczelnego dowódcy wojsk alianckich w Europie gen. Dwighta Eisenhowera. Przez kilka lat mieli ku sobie skłonność, ale m.in. ze względu na impotencję w kluczowym momencie skończyło się na przytulankach i ukradkowych pocałunkach.

Czy brak viagry uratował karierę Eisenhowera? Czy gdyby cudowna pigułka już wtedy była dostępna, nie dowodziłby desantem w Normandii i nie zostałby potem prezydentem USA, tylko odszedłby w niesławie jako cudzołożnik?

Chyba jednak wtedy aż takich konsekwencji by nie było. O słabości żonatego generała do urodziwej Kay wiedział cały sztab, a zdarzało się, że kiedy przejeżdżał z nią gazikiem, żołnierze gwizdali z podziwem. Chodzili razem nawet na spotkania z Churchillem (również był oczarowany). Jednak FBI nie przeprowadziła śledztwa, by ocenić, czy relacje naczelnego dowódcy z szoferem przekroczyły granice przyzwoitości. A z historycznego zdjęcia, na którym Eisenhower przyjmuje kapitulację od Niemców, Kay została na wszelki wypadek wyretuszowana.

70 lat później Ameryka jest mniej pobłażliwa dla swoich dowódców. Ich życie seksualne jest ważniejsze niż śmierć tysięcy żołnierzy.

Przypomnijmy sobie. Od połowy 2004 r. sytuacja w Iraku była katastrofalna. Rzekomej broni masowego rażenia Saddama nie znaleziono, za to żołnierze USA coraz częściej wracali w trumnach. Z każdym miesiącem było coraz bardziej oczywiste, że giną w głupiej, absurdalnej wojnie, która prowadzona jest wyjątkowo nieudolnie. A jednak sekretarz obrony Donald Rumsfeld, który na konferencjach prasowych bajdurzył, że “ataki terrorystów są dowodem ich rosnącej desperacji”, utrzymał się na stanowisku jeszcze ponad dwa lata – do końca 2006 r.

Dla porównania – przyłapany na cudzołóstwie dyrektor CIA utrzymał się przez dwa dni. W środę prezydent Obama dowiedział się o jego romansie, w piątek winowajca podał się do dymisji i została ona przyjęta.

Petraeus nie jest zapewne geniuszem, jak twierdzi pani Broadwell, ale niewątpliwie był dobrym generałem. Po odejściu Rumsfelda został naczelnym dowódcą w Iraku i w dużym stopniu powstrzymał jatkę.

Teoretycznie grozi mu jeszcze sąd wojskowy, bo cudzołóstwo jest w armii USA zabronione (od 1951 r.). Ale absolutnie nie ma mowy o tym, by pozwać do sądu Rumsfelda, który przez kilka lat bezsensownie narażał młodych Amerykanów na śmierć i kalectwo. To najwyraźniej nie jest zabronione.

Naturalnie już po ujawnieniu romansu Petraeus nie mógł zostać, bo stał się pośmiewiskiem. Nawet tytuł biografii autorstwa jego kochanki jest teraz komiczny: “All in. Education of general Petraeus”, czyli “Cały w środku. Edukacja generała Petraeusa”. Zaskakuje jedynie fakt, że romans został ujawniony.

Jeszcze dziwniejszy jest przepis, na mocy którego agenci FBI przez długie tygodnie po cichutku szperali w prywatnych e-mailach szefa CIA, jego kochanki, domniemanej rywalki jego kochanki, czyli Jill Kelley, 37-letniej gospodyni domowej z Florydy, oraz generała Johna Allena, naczelnego dowódcy sił USA w Afganistanie, który z drugą z pań korespondował. Otóż amerykańskie organy ścigania mogą potajemnie czytać cudze e-maile bez nakazu sądu jedynie pod warunkiem, że leżą w skrzynce pocztowej ponad 180 dni. Tymczasem do przeszukania np. domu potrzeba nakazu, no i lokator zwykle jest o rewizji informowany.

Poufność w amerykańskim internecie jest złudzeniem, a afera Petraeusa powinna to dobitnie uświadomić wszystkim, którzy korzystają z Gmaila.

Swobodne szperanie w prywatnych skrzynkach pocztowych dwóch najważniejszych generałów w Ameryce da się jeszcze sensownie uzasadnić. FBI ustaliła np., że korespondencja Allena i pani Kelley zajmuje od 20 do 30 tys. stron maszynopisu. Tyle napisali do siebie przez dwa lata. Jakaś wojskowa komisja ds. moralności bada teraz, czy ich e-maile miały charakter jedynie lekko frywolny, czy niewybaczalnie rozpustny. Od tego zależy los generała Allena i jego nominacja na dowódcę wojsk NATO.

Chyba najbardziej dziwi to, że ktoś w ogóle czyta tę korespondencję, bardziej obfitą niż biust pani Kelley i bardziej zaciekłą niż wojna z talibami. Jeśli naczelny dowódca wojsk w Afganistanie faktycznie wymieniał kilkadziesiąt stron e-maili dziennie z gospodynią domową z Florydy, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i żołnierzy to znacznie większy skandal niż romans szefa CIA.

About this publication