Wpływ i wzrost znaczenia imigrantów zmienia Amerykę, lecz nie zagraża prymatowi religii chrześcijańskiej
Boże Narodzenie jest jedynym świętem religijnym w USA, które jest wolne od pracy. A przecież rozdział Kościoła od państwa jest jednym z filarów amerykańskiej demokracji. Czy nic się nie zmieni?
Zmiany demograficzne, jakie zachodzą w Ameryce, świadczą o tym, że tradycyjne, zdominowane przez białych potomków imigrantów z Europy społeczeństwo przechodzi do historii. Już dziś nie można zostać w USA prezydentem bez znaczącego poparcia wśród zamieszkujących Amerykę grup Latynosów, Afroamerykanów i Azjatów.
Z danych Biura Spisu Powszechnego wynika, że w czterech stanach mniejszości etniczne stanowią więcej niż 50 procent całej populacji.
W tej grupie są dwa najludniejsze stany – Kalifornia oraz Teksas. Pozostałe dwa to Nowy Meksyk i Hawaje. Do tego należy doliczyć jeszcze stolicę kraju, czyli dystrykt Kolumbia. Kalifornia i Teksas są dziś praktycznie dwujęzyczne. Większość spraw, także urzędowych, można tam załatwić po hiszpańsku. Administracja Nowego Jorku, w którym 40 proc. populacji stanowią osoby urodzone poza USA, komunikuje się z mieszkańcami metropolii w ośmiu językach (nie ma wśród nich polskiego, który mieści się dopiero w pierwszej dwunastce). Ameryka im młodsza, tym staje się coraz bardziej kolorowa.
W ubiegłym miesiącu prawie wszyscy starsi wyborcy (87 proc.), którzy skończyli 65 lat, należeli do rasy białych. Wśród młodszych wyborców, w grupie poniżej 30 lat, biali stanowili już tylko 58 procent.
Demografii nie da się oszukać. „Następne półwiecze będzie kontynuacją obecnych trendów. Stany Zjednoczone staną się społeczeństwem wielokulturowym i wielorasowym” – uważa tymczasowy szef amerykańskiego Biura Spisu Powszechnego Thomas Masenbourg.
Zmiany dokonały się na przestrzeni zaledwie jednego półwiecza. Jeszcze w 1960 roku biali stanowili aż 85 proc. populacji Stanów Zjednoczonych. Drzwi, a raczej wielkie wrota do Ameryki, otworzyła dopiero uchwalona w 1965 roku nowa ustawa imigracyjna. Do USA zaczęli masowo napływać Meksykanie i imigranci z innych krajów Ameryki Łacińskiej oraz Azjaci. W 2000 roku biali stanowili już tylko 69 proc. społeczeństwa, a obecnie zaledwie 64 proc.
Demografowie przewidują, że za 30 lat, a więc w ciągu życia jednego pokolenia, każda z grup etniczno-rasowych w Ameryce będzie mniejszością. Mniej więcej w okolicach 2043 roku biali nie-Latynosi przestaną stanowić 50 proc. społeczeństwa. W tym samym czasie podwoi się liczba osób pochodzenia azjatyckiego. Wzrośnie też liczba małżeństw mieszanych. Biuro Spisu Powszechnego przewiduje też, że do 2060 roku liczba ludzi niepotrafiących dokładnie określić swojej rasy wzrośnie do prawie 27 milionów. Najbardziej dynamiczny będzie jednak wzrost populacji latynoskiej, która w USA jest definiowana jako grupa etniczna, a nie rasowa. Mogą do niej należeć zarówno czarni, biali, jak i osoby pochodzenia indiańskiego. To właśnie hiszpańskojęzyczni imigranci przybywali masowo (legalnie i nielegalnie) do Stanów Zjednoczonych podczas imigracyjnego boomu lat 90. i początku pierwszej dekady XXI wieku. Tempo ich napływu co prawda spadło, głównie z powodów ekonomicznych, ale Latynosi są grupą o najwyższym wskaźniku przyrostu naturalnego.
Co szósty mieszkaniec przybył z południa lub ma korzenie w Ameryce Łacińskiej, w 2060 roku będzie nim co trzeci. „Grupy o największej dynamice wzrostu to dzieci imigrantów” – uważa Marcelo Suarez-Oroco, ekspert ds. migracji i dziekan wydziału studiów wyższych w dziedzinie edukacji i informacji na University of California Los Angeles. „Jeśli obecne trendy się utrzymają, to Stany Zjednoczone będą pierwszym w świecie społeczeństwem postindustrialnym, w którym paradoksalnie mniejszości będą stanowiły większość” – uważa Suarez-Oroco.
Zmianom etnicznym będą towarzyszyły także zmiany pokoleniowe. Za 30 lat wiek emerytalny osiągnie cała generacja powojennego wyżu demograficznego (tzw. baby boomers to roczniki 1945–1964), w ogromnej większości biała. Z kolei wśród młodszego pokolenia biali będą stanowili mniejszość.
Już dziś 45 procent wszystkich uczniów od zerówki do klas maturalnych stanowią Latynosi, czarni, Azjaci i przedstawiciele innych mniejszości. Wszystkie te zmiany mają już teraz poważne implikacje, także w polityce. W tegorocznych wyborach prezydenckich po raz pierwszy w historii żaden z czterech głównych kandydatów (Barack Obama, Joe Biden, Mitt Romney i Paul Ryan) nie był klasycznym WASP-em, czyli białym protestantem pochodzenia anglosaskiego.
Większość sędziów Sądu Najwyższego jest katolikami bądź pochodzenia żydowskiego. A prezydent Barack Obama nie mógłby zostać wybrany na drugą kadencję, gdyby nie poparcie aż 78 procent wyborców zaliczanych do kategorii niebiałych.
To nowa większość, która może definiować tożsamość Ameryki XXI wieku. Zauważyły to także media. „Barack Obama uosabia zmiany kulturowe, jakie przechodzi obecnie Ameryka” – napisał w uzasadnieniu decyzji o przyznaniu prezydentowi USA tytułu Człowieka Roku w 2012 roku redaktor prowadzący tygodnika „Time” Richard Strengel. Jak stwierdził w uzasadnieniu ogłoszonej w tym tygodniu decyzji, prezydentowi udało się utworzyć nową większość, składającą się z ludzi młodych, mniejszości, Latynosów i wykształconych kobiet.
„Jeśli jego zwycięstwo w 2008 było czymś nieoczekiwanym, to rok 2012 stanowi potwierdzenie tego, że zmiany demograficzne mają permanentny charakter” – uważa Strengel. Wielu Azjatów oraz emigrantów z Afryki to często muzułmanie. Ale Stany Zjednoczone, w odróżnieniu od niektórych krajów europejskich (np. Francji), nie powinny się jednak obawiać, że Boże Narodzenie zniknie z kalendarza świąt państwowych. W końcu Latynosi, którzy są najszybciej rosnącą grupą w USA, są w większości katolikami. Choć być może za 50 lat w Boże Narodzenie Amerykanie będą w większości śpiewać kolędy po hiszpańsku, a gospodynie domowe zamiast świątecznego indyka przygotowywać będą tamales, bunuelos i chocolate caliente.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.