America Loves Firearms

<--

Ameryka kocha broń

– Zrobię, co w mojej mocy, by zapobiec podobnym tragediom – mówi Barack Obama, który chce zaostrzyć dostęp do broni. Szok po masakrze w szkole w Newtown uderza w bardzo wpływowe lobby strzeleckie

W USA spadają akcje producentów broni – i to mimo że Amerykanie rzucili się ją kupować. Zarówno rynki, jak i klienci obawiają się, że po latach ciągłego rozluźniania restrykcji dotyczących dostępu do broni palnej Waszyngton w końcu odwróci ten trend. I mają dobre powody.

Tragiczna strzelanina w szkole podstawowej w Newtown, gdzie w piątek 14 grudnia 20-letni Adam Lanza zastrzelił sześć pracujących tam kobiet i dwadzieścioro dzieci, same sześcio- i siedmiolatki, zszokowała Amerykę. Nim zabójca włamał się do placówki, zastrzelił w domu matkę. Po masakrze popełnił samobójstwo.

Choć jedno życie…

Obama, który przez całą poprzednią kadencję unikał tematu, już zapowiedział, że w styczniu przedstawi Kongresowi propozycje zwiększenia kontroli nad dostępem do broni palnej. Ma się w nich znaleźć zakaz sprzedaży broni półautomatycznej – takiej jak ta, z której strzelał Lanza – oraz usprawnienie bardzo obecnie dziurawego systemu sprawdzania karalności i psychicznego zdrowia kupujących broń.

– Prezydent jest zdeterminowany, by działać. Tak jak zapowiedział, musimy podjąć wyzwanie, jeśli ma to uratować choć jedno życie – mówił w czwartek wiceprezydent Joe Biden, inaugurując prace specjalnego zespołu mającego przygotować zmiany w prawie. Obok niego stali szefowie policji z całego kraju, prokurator generalny Eric Holder i sekretarz ds. bezpieczeństwa narodowego Janet Napolitano.

Republikanie tradycyjnie są przeciwni jakimkolwiek nowym regulacjom. Ale Demokraci – nawet ci, którzy wcześniej sprzeciwiali się jakimkolwiek restrykcjom i mieli poparcie potężnego Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego (NRA) – zmieniają front.

– Zawsze popierałem prawa wynikające z drugiej poprawki – stwierdził senator Mark Warner. – NRA daje mi najwyższą ocenę, A. Ale status quo jest nieakceptowalne. Mam dwie córki.

Popierany również przez NRA senator Martin Heinrich dodał: – Nie potrzebuję magazynka na 25 nabojów, żeby skutecznie bronić domu, a już na pewno nie na polowanie. Takie karabiny są zbyt zabójcze. To sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.

Cztery miliony członków

Każda strzelanina – jak w 2007 r. w Virginia Tech (32 ofiary), w 2009 r. w Binghampton i Ford Hood (po 13 zabitych) czy w lipcu br. podczas pokazu najnowszego “Batmana” w miasteczku Aurora (12 ofiar) – ma w USA dwojakie skutki: w prasie pojawiają się apele o zwiększenie kontroli nad dostępem do broni palnej, a przed sklepami ustawiają się kolejki zaniepokojonych obywateli robiących zapasy na wypadek faktycznego wprowadzenia restrykcji.

Do czego nigdy jednak nie dochodziło, bo politycy obawiali się zadrzeć z potężnym NRA. Organizacja ma budżet rzędu 250 mln dol. rocznie i przeznacza spore pieniądze na lobbing i kampanie wyborcze. W tym roku wydatki stowarzyszenia były dziesięciokrotnie wyższe niż wydatki wszystkich organizacji popierających większą kontrolę razem wziętych.

Źródłem politycznej siły NRA są cztery miliony zdyscyplinowanych członków, którzy potrafią zasypać wahającego się polityka lawiną telefonów i maili czy odmówić głosowania na kandydata, któremu stowarzyszenie przyznało ocenę niższą niż A.

Równie potężny jest przemysł, którego interesy reprezentuje NRA. Tylko w zeszłym roku do sklepów trafiło ok. 6,4 mln amerykańskich karabinów (najpotężniejsza broń dopuszczona do prywatnego użytku to armatka kaliber 20 mm) – prawie milion więcej niż rok wcześniej. Przez ostatnie cztery lata, mimo kryzysu, zatrudnienie przy ich produkcji wzrosło o jedną trzecią. Firmy produkujące broń zamkną ten rok z zyskiem rzędu prawie miliarda dolarów.

NRA zostało założone w 1871 r. w Nowym Jorku przez dwóch weteranów wojny secesyjnej. Stowarzyszenie, które początkowo miało na celu poprawić celność strzelania wśród rekrutów, szybko się rozwijało, a wśród jego członków znalazło się kilku prezydentów – od Ulissesa Granta, przez Johna F. Kennedy’ego, po George’a W. Busha.

Prawdziwą polityczną siłę zyskało w latach 70. XX w., kiedy to na serio zajęło się lobbingiem. Tylko w ostatnich latach NRA udało się wprowadzić zmiany w ustawach dotyczących tak różnych kwestii, jak prawo do samoobrony, służby zdrowia i finansowania kampanii wyborczych, ingerowało też w nominacje do sądu najwyższego. Żaden republikanin i niewielu demokratów odważa się sprzeciwić stowarzyszeniu.

Największy sukces NRA to rewolucja w postrzeganiu nieskrępowanego dostępu do broni jako konstytucyjnego prawa równego, jeśli nie ważniejszego od wolności słowa. Jest ono gwarantowane przez drugą poprawkę do konstytucji, która głosi, że “dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa; prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone”.

O ile do niedawna trwały debaty, czy twórcy konstytucji przypadkiem nie mieli na myśli tylko członków wyszkolonej milicji, a nie zwykłego Joe, o tyle wyrok sądu najwyższego sprzed czterech lat je zakończył: druga poprawka chroni prawa jednostek.

Spluwa z Wal-Martu

“Rząd nie może odebrać nam broni – napisał kilka dni po masakrze w Newtown jeden z blogerów na platformie Tea Party, skrajnie konserwatywnego nurtu Partii Republikańskiej. – Nie żeby nie próbował, wprowadzając tysiące praw dotyczących prawa do noszenia ukrytej broni czy nakaz prześwietlenia przeszłości przed zakupem. Ale bezpośrednia próba odebrania nam broni okaże się daremna, a jeśli zostanie podjęta, odpowiedzią będzie powstanie”.

Takie deklaracje w Europie brzmią paranoicznie, ale są głęboko zakorzenione w tradycji i historii USA. Wielu Amerykanów – głównie o prawicowych poglądach, ale nie tylko – nie kupuje bowiem strzelby tylko do ochrony przed przestępcami, ale także do ewentualnej obrony własnych praw przed Waszyngtonem, który, jak wierzą, z natury ma tendencję do zakusów na obywatelskie wolności.

Nieufność wobec scentralizowanego rządu leży bowiem w samym sercu amerykańskiej ideologii. Wyrasta z niej zarówno zasada hamulców i równowagi, która jest podstawą systemu politycznego, oraz indywidualizm każący liczyć tylko na siebie.

W efekcie obecnie prawie połowa Amerykanów ma w domu przynajmniej jeden karabin lub pistolet (w sumie prawie 300 mln sztuk broni, 89 na 100 obywateli), a rządowa kontrola nad tym arsenałem jest czysto teoretyczna.

Każdy, z osobami z problemami psychicznymi i przestępcami włącznie, jest w stanie legalnie kupić broń. Licencjonowani sprzedawcy muszą co prawda zgłaszać klientów do federalnego systemu, który ich sprawdza, ale dostawcy na targach broni oraz sprzedawcy internetowi nie muszą tego robić.

Nie trzeba też szukać specjalistycznego sklepu, bo broń – włącznie z półautomatycznym bushmasterem AR-15 z magazynkiem na 30 nabojów, z którego strzelał Adam Lanza – można kupić choćby w Wal-Marcie.

Najpopularniejsza w USA sieć hipermarketów ma w katalogu prawie 400 różnych typów karabinów. Dopiero po tragedii w Newtown Wal-Mart wycofał ze sprzedaży bushmastera AR-15.

Większość stanów pozwala też na noszenie pistoletu w miejscach publicznych – w Ohio można z nim wejść do barów i restauracji, w Wisconsin na kampusy, w Utah do szkół. W Luizjanie kościoły mogą mieć uzbrojonych strażników, a w Kansas picie alkoholu nie jest przeszkodą do noszenia broni.

Co więcej, rośnie społeczne przyzwolenie na nieskrępowany dostęp: w 1990 r. ośmiu na dziesięciu Amerykanów popierało zaostrzenie kontroli, ale w sierpniu 2012 r., kilka tygodni po masakrze w Aurorze, taki pogląd wyrażała jedynie połowa badanych.

Broń się sam!

– Do każdego masowego morderstwa, w którym zginęły co najmniej trzy osoby, dochodzi w miejscu, gdzie nie można wnosić broni – przekonywał republikański kongresman Louie Gohmert na antenie Fox News dzień po strzelaninie w Newtown. Należy on do osób, które uważają, że prawo do noszenia broni jest święte, a im więcej pistoletów i karabinów jest w rękach zwykłych obywateli, tym wszyscy są bezpieczniejsi.

Kilka dni później 11-latek z Salt Lake City przyniósł do szkoły pistolet, by, jak potem tłumaczył, móc się obronić na wypadek ataku szaleńca. Mieli go do tego zachęcać rodzice. Ci zaprzeczają.

– Dobry człowiek z bronią jest lepszy od złego człowieka z bronią – mówił w piątek jeden z szefów NRA Wayne Lapierre na specjalnej konferencji prasowej. Pomysły stowarzyszenia na zapobieżenie takim masakrom jak w Newtown to wysłanie do każdej szkoły na stałe policji, zgoda na uzbrojenie szkolnych ochroniarzy (są przecież tacy np. na lotniskach), a nawet specjalne szkolenia dla nauczycieli, którym być może też należy rozdać pistolety.

About this publication