Obama’s Killer Drones

<--

Zabójcze drony Obamy

Zanim John Brennan zostanie szefem CIA, będzie musiał publicznie wytłumaczyć się z tajnego programu dronów, licencji na zabijanie i hipokryzji ekipy Baracka Obamy

Odkąd w styczniu 2009 r. Obama wprowadził się do Białego Domu, drony – uzbrojone w bomby lub rakiety bezzałogowe samoloty – stały się najważniejszym orężem Ameryki w wojnie z terroryzmem. Przeprowadziły ponad 300 ataków, głównie w niedostępnych rejonach Pakistanu, ale także w Jemenie i Somalii, zabijając prawie trzy tysiące osób.

Formalnie rzecz biorąc, program dronów pozostaje tajny. Administracja Obamy nie ujawniła, jakie są kryteria przy podejmowaniu decyzji, kogo zabić z powietrza mimo licznych próśb, protestów i apeli dziennikarzy oraz obrońców praw człowieka, którzy bardzo chcieliby je poznać.

Wiadomo, że od strony operacyjnej dronami zarządza CIA, a z ramienia Białego Domu program nadzoruje John Brennan. To prezydencki doradca ds. terroryzmu, który wcześniej przez ponad 20 lat pracował w CIA i był szefem jej komórki w Arabii Saudyjskiej.

Brennan jest kandydatem Obamy na nowego dyrektora CIA, ale zanim nim zostanie, musi w czwartek odpowiedzieć na pytania senatorów. Z tej okazji odżyła debata o dronach, których Brennan jest wielkim entuzjastą i promotorem. Latem 2011 r. przechwalał się np., że przez poprzednie dwanaście miesięcy bezzałogowce nie zabiły ani jednego przypadkowego cywila, tylko samych terrorystów i innych wrogów Ameryki.

Tę deklarację podważali i wyszydzali dziennikarze, którzy badali skutki nalotów w Pakistanie i ustalili, że zginęły w nich, oprócz bojowników, setki niewinnych ludzi (w tym dzieci). Podawano również w wątpliwość, czy naloty dronów w ogóle mają sens, bowiem wywołują taką nienawiść do Ameryki, że przysparzają jej więcej wrogów niż ich zabijają.

Oprócz tych “praktycznych” kontrowersji są też liczne zastrzeżenia natury zasadniczej.

Administracja George’a W. Busha była powszechnie krytykowana za to, że torturowała podejrzanych o terroryzm w tajnych więzieniach CIA i w nieskończoność przetrzymywała ich w bazie Guantanamo bez stawiania konkretnych zarzutów.

Tymczasem za rządów Obamy podejrzani o terroryzm nie są torturowani ani przetrzymywani, tylko zabijani z powietrza, bez żadnych przesłuchań i bez śledztw. Paradoksalnie, nie wywołuje to tak wielkich kontrowersji ani protestów jak podtapianie za czasów Busha.

Krytycy Obamy wytykają mu również, że ujawnił dyrektywy i opinie prawne administracji Busha zezwalające na tortury, ale kryteriów zabijania za pomocą dronów ujawnić nie chce. Sprawa jest szczególnie kontrowersyjna, gdy celem stają się Amerykanie – tak jak w 2011 r., kiedy drony zabiły w Jemenie Anwara al-Awlakiego, propagandzistę Al-Kaidy, który miał obywatelstwo USA.

Dopiero w tym tygodniu światło dzienne ujrzało omówienie dyrektywy, która daje Obamie licencję na zabijanie, czyli prawo do decydowania o życiu lub śmierci swoich rodaków bez nadzoru sądów. Ale stało się to bez udziału rządu – dokument zdobyła i opublikowała telewizja NBC.

Kryteria są trzy: Amerykanin wytypowany do ataku z dronów musi być wysokim rangą członkiem Al-Kaidy lub stowarzyszonej z nią organizacji terrorystycznej, groźba przez niego stwarzana musi być bezpośrednia, a jego ujęcie i osądzenie musi być trudne i ryzykowne.

Na pierwszy rzut oka kryteria wydają się rozsądne, ale diabeł tkwi w szczegółach. Nie wiadomo dokładnie, co oznacza “bezpośrednia groźba”, a w porównaniu z nalotem drona każda operacja schwytania podejrzanego żywcem wydaje się ryzykowna.

Wielu dziennikarzy, w tym Amy Davidson z “New Yorkera”, zauważa, że licencja na zabijanie, którą przyznał sobie Obama, daje mu zbyt wielką swobodę.

Przed przesłuchaniem Brennana wyszła na jaw również inna tajemnica – okazało się, że Amerykanie mają od dwóch lat tajną bazę dronów w Arabii Saudyjskiej. To stamtąd, a nie z morza, jak wcześniej spekulowano, atakują one cele w Jemenie. Podobno kandydat na szefa CIA sam zabiegał u Saudyjczyków o zgodę na wybudowane tej bazy.

Lokalizacja bazy jest dość ryzykowna. Osama ben Laden jako jedną z przyczyn swoich ataków na Amerykę podawał fakt, że “niewierni” stacjonują na świętej ziemi saudyjskiej, po której stąpał prorok Mahomet i na której znajdują się Mekka i Medyna.

Brennana czeka zatem ciężki czwartek, ale nominacja wydaje się raczej przesądzona. Wątpliwości podnosi raczej niewielka grupa liberalnych dziennikarzy i obrońców praw człowieka. Generalnie opinia publiczna, a razem z nią Kongresmeni nie mają nic przeciwko dronom, które uważane są za bardzo wygodną, stosunkowo tanią i bezpieczną, bo nienarażającą amerykańskich żołnierzy metodą likwidowania wrogów w odległych zakątkach świata.

About this publication