The Man Who Settled the Election

<--

Dziś już wiadomo: szary człowiek, który najpewniej zmienił bieg historii Ameryki podczas ostatnich wyborów prezydenckich, jest barmanem i nazywa się Scott Prouty.

Jeśli trzeba wskazać jedną najważniejszą rzecz, która przesądziła o wyniku wyborów, będzie nią niewątpliwie słynne “47 procent”. W maju 2012 r. na zamkniętym spotkaniu z bogatymi darczyńcami z Florydy, którzy za wejściówkę musieli zapłacić po 50 tys. dol., kandydat Republikanów Mitt Romney mówił: – Jest 47 proc. ludzi, którzy na mnie nie zagłosują choćby nie wiem co. Oni są z Obamą. To ludzie zależni od państwa, którzy mają mentalność ofiar i wierzą, że rząd ma się nimi opiekować. Wierzą, że mają prawo do opieki zdrowotnej, do jedzenia, do dachu nad głową i do wszystkiego, co tylko można sobie wymyślić. Nie jest moją robotą przejmować się tymi ludźmi. Nigdy ich nie przekonam, że powinni wziąć odpowiedzialność za swoje życie!

Nagranie wideo ze spotkania wypłynęło w tajemniczych okolicznościach – z dużym opóźnieniem, niecałe dwa miesiące przed wyborami – wywołując sensację. Sztab prezydenta Baracka Obamy już wcześniej starał się przedstawić Romneya, który jest multimilionerem, jako człowieka wyniosłego i mającego w pogardzie przeciętnych Amerykanów. Lepszego “dowodu” być nie mogło.

Romney starał się wyjaśniać, że przekreślał 47 proc. obywateli jedynie jako potencjalnych wyborców, a nie jako ludzi w sensie ogólnym. Ale nagranie miało katastrofalne skutki. Kandydat Republikanów był powszechnie wyszydzany. Niektóre firmy złośliwie oferowały klientom 47-proc. zniżki na towary. Nie pomógł Romneyowi świetny występ w telewizyjnej debacie, w której zdecydowanie pokonał Obamę. 6 listopada przegrał wybory, zdobywając – cóż za ironia losu! – 47 proc. głosów.

Dwa tygodnie temu Romney przyznał w wywiadzie dla telewizji Fox News, że “myśl o tym, że powinien być teraz w Białym Domu, zabija go każdego dnia” i że najgorszą wpadką kampanii było właśnie niesławne 47 proc.

Dopiero w czwartek tajemnica nagrania się wyjaśniła. Jego autorem jest 38-letni barman Scott Prouty, który tamtego dnia pracował na spotkaniu z darczyńcami. I nawet osobiście serwował Romneyowi coca-colę z cytryną.

– Przez dwa tygodnie biłem się z myślami, czy ujawniać, czy nie – wyznał w wywiadzie dla telewizji MSNBC. Bał się, że zostanie pozwany do sądu, bo stanowe prawo Florydy zakazuje nagrywania kogokolwiek potajemnie bez jego zgody. Bał się, że zostanie zwolniony z pracy za brak lojalności i dyskrecji (szczególnie rażący w przypadku barmana).

Ale ostatecznie w tej wewnętrznej batalii barmana zwyciężył jeden argument. – Ten facet kandydował na prezydenta. Pomyślałem, że nie może być tak, by tylko ludzie, którzy zapłacili po 50 tys. dol., mieli szansę usłyszeć, co naprawdę myśli. Czułem, że jest moim obowiązkiem to ujawnić. Zachowanie nagrania dla siebie byłoby tchórzostwem – wyznaje Prouty.

Skontaktował się z Jamesem Carterem, wnukiem prezydenta Jimmy’ego Cartera, i przekazał mu nagranie, które ten przekazał lewicowemu portalowi Mother Jones.

Romney zapewne żałuje nie tylko niewyparzonego języka, ale też nadmiernego zaufania do ludzi. Na zamkniętych spotkaniach Obamy z darczyńcami przy wejściu odbierano telefony i kamery.

About this publication