American narration still belongs to men. To believe in it, you have to smoke crack or kick some kid on the way to school.
If someone asked me with whom I would not switch identities, I would say with a young, white man in Washington. Sand, ice and cocaine are three things from which castles are built in the big city today.
As a young, white man you don’t have friends in high places? There’s no money coming to you from Texas? The tea party doesn’t inspire hope in you at the moment because who else, if not you, would represent the Republicans in 2020? You don't speak Farsi or Pashto, so you aren’t worth much in the American war in the Middle East? The Israeli ambassador wasn’t present at your bar mitzvah, simply because you didn’t have one and the only religion to which you are faithful is a belief that "America is the greatest country”?
One year ago, Lee Hirsch and Cynthia Lowen made the movie “Bully," which shocked Emily Bazelon, from Slate so much that she wrote "Sticks and Stones," a brutal documentary about growing up in America. Both [works] represent the culture of aggression and oppression among American teenagers. It is a culture that proves that identity breakdown among the young generation is nothing new — we observe it through the media and Internet which, at our own request, register our social life 24/7.
New Reality Creates New Forms of Social Justice
For three months, there has been news about the various interventions of Anonymous hackers in cases when children are physically or emotionally abused by their peers.
Two weeks ago, everyone’s attention was drawn to Steubenville, where a group of boys from the high school football team raped an unconscious teenage girl. It was recorded and uploaded on Facebook and Twitter. Local authorities tried to cover it up, but Anonymous threatened to spread the hacked information. Thanks to that, the trial was held on March 17, 2013. The boys were found guilty of rape. In the opinion of locals, the sentence was too harsh and ruined the lives of two young football stars — Trent Mays, 17 and Ma’lik Richmond, 16.
Steubenville is a small town not far from Ohio’s border with Pennsylvania. Its population does not exceed 19,000 people. In the elections, Rich Santorum won its votes, which suggests that its population is polite, conservative, cares about family and values religion. It is a place where there is nothing to do and no jobs, but also where “America is the greatest country in the world.” Every boy dreams of becoming a football star (see Tom Brady) and then settling down, preferably with a Brazilian model who would leave her socially diverse country with relief and gratefully accept the role of mother and wife in her new home (see Gisele Bündchen).
The worst that can happen is that these hopes come true and that the boy gets an athletic scholarship to a good university, on which his intellectual capacities usually have little bearing. It is a selective university, and he will wake up from the dream of football with incomplete studies, but he will still have a need for competition. What will happen next? If there is a war, he will join the army to gloriously fight for “the greatest country in the world.” If he is lucky, he will return as a veteran, visited by many friends patting him on the shoulder. Beer and barbeque. And then?
He will need to leave Ohio for somewhere he can get a job, maybe Philadelphia, New York or Washington. After he leaves, he will realize that with his B.A. and average grades he can’t do much. He can always try, though. In the meantime, he could get a job at a bar, since a bartender must be white and have no accent — that is the tradition. Joining the culture of Ron Paul, striking a balance between fiscal conservatism and social liberalism, he shrugs upon hearing the question of whether gays can marry because, ultimately, what does he care, as long they do not marry him. After all, the idea is to save enough money to go to the Caribbean, Hawaii or Costa Rica and teach local children American football or open his own bar.
In Washington, cocaine is the cure for aggression and identity problems. It is cheap enough for a politician or bar manager to buy it, or even a boy who just came from Bolivia to clean floors in a bar. On the other hand, it is expensive enough to lock you into the drug world for the next 10 years. It is as hard to save money for a “better life” as it is to get your fingers far from the white stuff.
There are no job opportunities in Washington. Washington is the only American city where someone (i.e., the government) hires people. Businesses fall apart like sandcastles. A few days ago in Miami, Obama spoke about the great number of jobs created in the construction industry, and the thousands of others needed to restore the infrastructure. According to Reuters, in March the U.S. unemployment rate fell to 7.7 percent, which would be the lowest level in four years. However, nothing changed on the streets.
Ten years ago, public transportation was supposed to be a "socialist" project meant to help the poorest. You can see white faces on buses today as well. When there is no money, customer service turns out to be a mirage, an oasis in the desert. No one cares about lollipops and kindness at banks or a free dessert in a restaurant on your birthday. American children no longer get EVERYTHING for Christmas. Their parents work below their education and ambition. At the same time, America’s tough narrative does not change — if you work hard enough, you’ll see results. We are the "greatest country in the world.” But to believe in it, you have to smoke crack or kick a child on the way to school.
Amerykańska narracja jest wciąż twarda i męska. Tylko że aby w nią uwierzyć, trzeba zapalić crack albo skopać jakieś dziecko w drodze do szkoły.
Gdyby ktoś mnie zapytał, z kim nie zamieniłabym się na tożsamość, odpowiedziałabym, że z młodym, białym mężczyzną w Waszyngtonie. Piasek, lód i kokaina to trzy podstawowe elementy, z których buduje się dzisiaj zamki w wielkim mieście.
Nikogo nie znasz? Nie idą za tobą pieniądze z Teksasu i nie jesteś nadzieją Tea Party, w którą warto zainwestować teraz, bo ostatecznie kto będzie reprezentować republikanów w 2020? Nie znasz pasztuńskiego ani farsi i nie stanowisz kapitału w amerykańskiej wojnie o Bliski Wschód? Ambasador Izraela nie pojawił na twojej bar micwie, przede wszystkim dlatego, że nigdy jej nie miałeś, a jedyna religia, której byłeś wierny, to przekonanie, że „Ameryka to najwspanialszy kraj na świecie”?
Rok temu Lee Hirsch i Cynthia Lowen zrobili film pt. Bully , który do tego stopnia wstrząsnął Emily Bazelon z magazynu „Slate”, że napisała Sticks and Stones – brutalny dokument o dorastaniu w Ameryce. W obu przypadkach tematem jest kultura agresji i prześladowań wśród nastolatków w Stanach Zjednoczonych – która albo 1) przybiera katastrofalne rozmiary świadczące o zupełnej ruinie tożsamości nowego pokolenia, albo 2) nie jest niczym nowym, tyle że oglądamy ją pod mikroskopem nowych mediów i internetu, które rejestrują nasze życie społeczne 24 godziny na dobę i na nasze własne życzenie.
Nowa rzeczywistość społeczna tworzy nowe formy wymierzania sprawiedliwości.
Od kilku miesięcy w prasie pojawiają się informacje o interwencjach hakerskiej grupy Anonymous w przypadkach fizycznego lub emocjonalnego znęcania się dzieci i nastolatków nad rówieśnikami.
Dwa tygodnie temu w ośrodku uwagi znalazło się Steubenville w Ohio, gdzie 11 sierpnia 2012 grupa chłopców z licealnej drużyny futbolowej zgwałciła nieprzytomną nastolatkę. Wydarzenie zostało nagrane i wpuszczone na Facebooku i Tweettera. Kiedy lokalne władze próbowały zatuszować sprawę, Anonymous zagroził wyciekiem zhakowanych informacji. Doprowadził w ten sposób do procesu, który odbył się niecałe dwa tygodnie temu, 17 marca 2013, i skończył się skazaniem oskarżonych . Zdaniem lokalnej społeczności wyrok był zbyt surowy i zrujnował życie oraz karierę dwóch młodych gwiazd futbolu – Trenta Maysa (lat 17) i Ma’lika Richmonda (lat 16).
Steubenville to niewielkie miasteczko przy granicy z Pennsylwanią, liczba jego mieszkańców nie przekracza 19 tysięcy. W wyborach opowiedziało się za Rickiem Santorumem , a więc jest układne, konserwatywne, dbające o rodzinne i religijne wartości. Takie, w którym nie ma co robić i gdzie nie ma pracy, ale też takie, gdzie „Ameryka jest najwspanialszym krajem na świecie”. Marzeniem każdego chłopca w Steubenville jest zostać gwiazdą futbolu amerykańskiego (patrz Tom Brady), a potem ustatkować się, najlepiej u boku brazylijskiej modelki, która z ulgą opuści swój poszatkowany społecznie kraj i z wdzięcznością przyjmie rolę matki i żony w nowej ojczyźnie (patrz Gisele Bündchen).
Najgorzej, jeśli te nadzieje nie zostaną dostatecznie szybko naprostowane i delikwent dostanie stypendium sportowe na dobrym uniwersytecie, zwykle nieodpowiadające jego poziomowi i niemające nic wspólnego z jego intelektualnymi możliwościami. Tam selekcja jest ostrzejsza i wkrótce ze snu o futbolu zostają tylko nieskończone studia, długi i silna potrzeba współzawodnictwa. Co dalej? Jeśli akurat jest jakaś wojna, można wyjechać w glorii chwały na front i walczyć o „najwspanialszy kraj na świecie”, a potem – przy odrobinie szczęścia – wrócić do domu. Przez kilka tygodni jest się weteranem, przychodzi dużo przyjaciół, którzy poklepują cię przyjaźnie po ramionach. Piwo i grill na świeżym powietrzu. A potem?
Potem z Ohio trzeba jak najszybciej wyjechać. Tam, gdzie jest praca. Najlepiej do wielkiego miasta – Filadelfii, Nowego Jorku i Waszyngtonu. Tam okaże się, że z twoim BA i średnimi ocenami nic nie da się zrobić, ale zawsze można próbować, a w międzyczasie złapać pracę w barze, bo wiadomo, że barman musi być biały i mówić bez akcentu, to jest pewna tradycja. Podłączyć się pod kulturę Rona Paula, balansować między fiskalnym konserwatyzmem i liberalizmem w kwestiach socjalnych, wzruszać ramionami na pytanie, czy geje mogą brać ślub, bo ostatecznie co cię to obchodzi, byleby nie brali go z tobą. Przecież i tak chodzi o to, żeby odłożyć pieniądze i wyjechać na Karaiby. Na Hawaje. Do Kostaryki. Żeby uczyć lokalne dzieci amerykańskiego futbolu. Otworzyć swój własny bar.
W Waszyngtonie agresję i problemy z tożsamością rozwiązuje kokaina. Jest na tyle tania , żeby mógł ją kupić i polityk, i barman, i jego menadżer, a nawet (okazyjnie) chłopak, który właśnie przyjechał z Boliwii i szoruje podłogę w barze. Jednocześnie jest na tyle droga, że zatrzaśnie cię w tym stylu życia na kolejnych dziesięć lat. Ciężko jest odłożyć pieniądze na „nowe życie”, tak jak ciężko jest przestać wkładać palce do białego proszku, nie wylizywać foliowej torebki i nie czekać na zjazd.
W Waszyngtonie wciąż nie ma pracy, a przecież Waszyngton to jedyne amerykańskie miasto, w którym ktokolwiek (to jest rząd) zatrudnia. Biznesy to zamki z piasku – pojawiają się, bankrutują i znikają w zaskakującym tempie.
Kilka dni temu w porcie Miami Obama mówił o imponującej liczbie stworzonych miejsc pracy w budownictwie i o tysiącach następnych, potrzebnych do odbudowania infrastruktury. Według Reutersa w marcu bezrobocie w USA spadło do 7,7 procent, co oznaczałoby najniższy poziom od czterech lat. Na razie jednak zmian na ulicach nie widać.
Dziesięć lat temu publiczny transport był „socjalistycznym” projektem pomagania najbiedniejszym, dziś w autobusach można zobaczyć białe twarze. Gdy brakuje pieniędzy, obsługa klienta okazuje się mirażem, zamkiem na lodzie; nikt już nie dba o lizaki i uprzejmość w banku albo darmowy deser w restauracji na twoje urodziny. Amerykańskie dzieci już nie dostają WSZYSTKIEGO na Boże Narodzenie, a ich rodzice pracują poniżej swojego wykształcenia i ambicji. Jednocześnie ta amerykańska, twarda, męska narracja nie zmienia się – jeśli będziemy pracować wystarczająco ciężko, zobaczymy rezultaty. Jesteśmy „najwspanialszym krajem na świecie”. Tylko że aby w to uwierzyć, trzeba zapalić crack albo skopać jakieś dziecko w drodze do szkoły.
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.
These costly U.S. attacks failed to achieve their goals, but were conducted in order to inflict a blow against Yemen, for daring to challenge the Israelis.