Gdzie aparat nie może, tam rysownika pośle. Rysunki z amerykańskich sal sądowych to miniarcydzieła
Pokazują to, czego nie widzą kamery. To dzięki nim możemy zobaczyć, jak wyglądają najsłynniejsze procesy sądowe za zamkniętymi drzwiami. Są niesamowite i doskonale oddają klimat tego, czego nie mogły pokazać ani kamery, ani aparaty. O czym mowa? O rysunkach z sal sądowych, które w Stanach Zjednoczonych każdego dnia przygotowują specjalni rysownicy. – Najtrudniej jest znaleźć coś interesującego i spojrzeć na to z zupełnie innego punktu widzenia – mówi Arthur Lien, artysta z 30-letnim doświadczeniem.
Wyobraź sobie głośny proces, kilkaset osób na sali sądowej. Jego przebieg, a tym bardziej werdykt interesuje wszystkich. Niestety, nie może być tam ani fotoreporterów, ani kamerzystów. Zapomnijcie też o zdjęciach robionych komórką czy jakimkolwiek innym urządzeniem elektronicznym. Rysownicy są jedynymi osobami, które mogą rzucić światło, na to, co działo się za zamkniętymi drzwiami sali sądowej. Arhur Lien jest jednym z nich. Artysta z 30-letnim doświadczeniem przy okazji głośnych rozpraw w Sądzie Najwyższym w sprawie homoseksualnych małżeństw udzielił krótkiego wywiadu serwisowi “The Atlantic Wire”.
Lien pracuje w zawodzie od 1976 roku, wtedy to ukończył sztukę w college’u w Maryland. Zaczynał od ilustrowania drugiego procesu tamtejszego gubernatora. Kamery i aparaty nie były jeszcze tak powszechne jak teraz, więc rysował na zamówienie Dystryktu Kolumbia. Był freelancer’em współpracującym ze stacją CBS, a w 1980 roku rozpoczął swoją długoletnią współpracę z NBC News. Zdecydowaną większość swojej kariery spędził na rozprawach Sądu Najwyższego. – W końcu zacząłem rozumieć, o czym mówią. Na początku czułem się zagubiony w tej całej terminologii prawnej – mówi.
Godziny czekania
Jednak to nie przysłuchiwanie się procesom jest jego głównym zajęciem. Rysownik wyjaśnia, że sąd, zwłaszcza Najwyższy nie jest miejscem “emocjonalnym”. Czasami w kilkugodzinnym procesie zdarza się jeden ciekawy moment czy interesująca wymiana zdań, która pomaga mu w koncepcji rysunku. Jak w takim razie rysować coś, gdzie zamiast emocji jest samo gadanie?
– To, czego szukam najbardziej, to interakcja pomiędzy prawnikami i sędziami – czytamy na “The Atlantic Wire”. Przez takową interakcję należy rozumieć np. moment, w którym sędzia pochyla się nad swoim rozmówcą lub prawnik podnosi wysoko projekt ustawy. Tak było w przypadku głośnej ustawy zdrowotnej.
Rysownik nie ogranicza się jednak do bohaterów procesu. Uwiecznia też widownię, która go obserwuje. Każda rozprawa to kilka kolejnych rysunków. Praca jest ciężka, bo w końcu, na ile różnych sposobów można przedstawiać grupę elegancko ubranych ludzi? Arthur Lien stara się zmieniać kompozycję i perspektywę np. rysując salę z perspektywy lotu ptaka. Artysta ma swoich ulubieńców wśród sędziów. Pod względem rysowania oczywiście. Łatwiej jest rysować mu osoby wyraziste lub takie, których mowa ciała daje wiele możliwości rysunku.
Kamery? Wynocha
Odejdźmy jednak od historii Arhura Liena i przyjrzyjmy się całej branży, która przy wszechobecnej technologii i kryzysie prasy tradycyjnej, nadal jest mocnym punktem amerykańskiej kultury. Rysownicy do gry wchodzą w momencie, w którym sędziowie zdecydują się nie wpuszczać kamer na sale sądową. Jak pisze Bartosz Węglarczyk na stronie “Rzeczpospolitej”, w latach 70. sprzęt elektroniczny był tak głośny, a ekipy go obsługujące tak duże i hałaśliwe, że przeszkadzały w procesie. Stąd też odmawiano im prawa wejścia na salę.
Teraz tego problemu nie ma, niemniej jednak zdarza się, że dziennikarze muszą odejść z kwitkiem. To zazwyczaj kwestie ochrony wizerunku osób uczestniczących w procesie, ale także kwestie wpływu mediów na przebieg rozprawy. Chodzi o głośne procesy, które dotyczą wyjątkowo drażliwych kwestii lub wyjątkowo znanych osób. Węglarczyk wyjaśnia, że dokładne relacjonowanie i opisywanie procesu w mediach “może wpływać na sędziego i doprowadzić do nieobiektywnego przebiegu rozprawy”. Sędzia ma zawsze prawo odmówić wstępu kamerom.
Robienie zdjęć i nagrywanie filmów jest traktowane, jako ujawnienie wizerunku, dlatego media wysyłają na rozprawy swoich rysowników. W świetle prawa rysunek sporządzony w trakcie procesu nie narusza niczyich dóbr. W taki oto sposób na sali sądowej oprócz przekrzykiwania się prawników można usłyszeć odgłos rysowania. Rysownik sądowy skupia się głównie na wyrazie twarzy, ekspresji, gestach, atmosferze i nastroju portretowanych osób. W nadzwyczajnych przypadkach zdarza się, że musi dostać zgodę na wykonanie konkretnego rysunku.
Szybko, szybciej, najszybciej
Rysownik pojawia się na sali zaledwie kilka minut przed rozpoczęciem procesu. Bardzo ważne jest zajęcie dobrego miejsca, z którego będzie widoczna cała “akcja”, ale coraz częściej sądy tworzą specjalne miejsca dla rysowników. Procesy mają do siebie to, że mogą trwać kilka dni lub kilka miesięcy. Artysta musi być gotowy do przybycia na jak największą część z nich. Również tych poza miejscem swojego zamieszkania. Kilkaset kilometrów dalej? Jedziesz. Kilka tysięcy kilometrów dalej? Jedziesz.
W Stanach Zjednoczonych rysownicy mogą rysować w trakcie procesu. Można się tylko domyślać, jak szybkiego tempa to wymaga. Artysta nie czeka na przerwę w rozprawie, ale tworzy na bieżąco. Musi być odporny na presję czasu. Z każdego dnia procesu oczekuje się od kilku do kilkunastu rysunków. Niektóre muszą powstawać w ciągu kilkunastu czy kilkudziesięciu minut. Vince M., rysownik, który kilkakrotnie pracował na salach sądowych podkreśla, że ostatecznie tylko jeden rysunek trafi do mediów. – Na szczęście płacono mi za godzinę pracy, a nie za użyty rysunek – pisze.
Dla porównania, niektóre jurysdykcje w Wielkiej Brytanii zabraniają rysowania w trakcie procesu. W takim przypadku rysownik tylko obserwuje i w momencie przerwy lub zakończenia rozprawy musi tworzyć rysunek z pamięci.
Długa historia “courtroom sketchingu”
Historia rysunków z sali sądowej sięga dużo dalej niż kilkadziesiąt lat wstecz. Pierwsze prace miały pojawić się już nawet w XVII wieku podczas procesu Czarownic z Salem. Rysownicy byli obecni już także na procesie abolicjonisty Johna Browna w połowie XIV wieku.
Rysunek z procesu sprzedam
Prace rysowników sądowych trafiają oczywiście do mediów. To właśnie one zatrudniają artystów, którzy obsługują dla nich najważniejsze procesy. Arthur Lien zauważa jednak na swoim blogu, że w przeszłości ten biznes był dużo lepszy. Teraz coraz częściej kilka mediów zatrudnia jednego artystę, który tworzy prace dla każdego z nich. Rysunki trafiają do prasy i mediów internetowych, jako ilustracje do artykułów o danym procesie. Używa się ich także jako migawki w serwisach telewizyjnych. Czasami trafiają także do książek o tematyce prawno-sądowej. Rysownicy mogą także sprzedawać je na własną rękę.
Jeżeli rysunki kupuje się na sztuki, to ich ceny zaczynają się od 400 dolarów za każdy. To jednak kwestia mocno umowna, bo wszystko zależy od jakości wykonania i rangi procesu. Mało osób wie natomiast, że rysunki z procesów mają bardzo często wartość kolekcjonerską. Ceny zaczynają się od kilku tysięcy dolarów. Na jednym z zagranicznych blogów można przeczytać nawet o cenach w granicach kilku milionów, nam jednak nie udało się znaleźć potwierdzenia dla tak astronomicznych sum. Z drugiej strony nie powinno być w tym nic dziwnego, bo niektóre z nich to prawdziwe arcydzieła.
Czy można wyżyć tylko z relacjonowania procesów? Pewnie, ale trzeba nastawić się na “grubsze” i “chudsze” miesiące. Ze statystyk amerykańskiego Urzędu Pracy wynika, że w 2010 roku rysownicy sądowi zarabiali nieco ponad 53 tysiące dolarów rocznie. Rzadko jednak zdarza się, że to ich jedyna praca. Większość z nich ma bogatą karierę artystyczną, a tzw. “courtroom sketching” jest tylko jedną z gałęzi ich biznesu. Oprócz tych zatrudnianych przez konkretne stacje, sporo rysowników to freelancerzy, którzy swoje prace sprzedają agencjom oferującym najlepszą cenę.
Byle ładnie
Ten rodzaj rysunku nie jest łatwy, bo oprócz pracy pod presją, wymaga także określonego typu dzieł. Istnieją specjalne szkoły specjalizujące się w nauce rysunku z sal sądowych, który porównuje się często do karykatur. Popularnym sposobem jest ćwiczenie podczas otwartych procesów podczas zasiadania na widowni.
Nie ma określonego standardu, którym posługują się rysownicy sądowi. Niektórzy korzystają z pasteli, inni z ołówka i długopisu, a jeszcze inni z markerów lub akwareli. Nie trzeba być natomiast geniuszem, żeby domyślić się, iż nikt nie pozwoli wnieść nam na salę stelaża i wiader z farbą. Artyści bardzo często tworzą swój niepowtarzalny styl, przez który są już rozpoznawalni.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.