Obama, Better Off Safe Than Sorry

<--

Obama dmucha na zimne

Coś wisi w powietrzu, wprawdzie nie wiemy co ani nie wiemy gdzie, ale to coś bardzo niedobrego – tak brzmi komunikat wysyłany z Waszyngtonu.

21 ambasad USA na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce zostało zamkniętych ze względów bezpieczeństwa i 19 z nich będzie zamkniętych przez cały najbliższy tydzień. Departament Stanu zaleca Amerykanom podróżującym po świecie czujność i rejestrowanie się na rządowych stronach, żeby w razie czego łatwiej było ich znaleźć. To największy taki alert w historii.

Dyżurni kongresmeni udzielają wywiadów głównym stacjom telewizyjnym, ale przemawiają ezopowym językiem. Udało się od nich wyciągnąć tylko tyle, że chodzi o jakiś spisek jemeńskiej komórki Al-Kaidy.

– To najpoważniejsza groźba terrorystyczna w ostatnich kilku latach – mówił w NBC senator Saxby Chambliss, członek senackiej komisji ds. wywiadu. – Nie wiemy, o jakim miejscu mowa. Słyszeliśmy jednak pewne konkrety na temat tego, co jest planowane. I pewnych osobników, którzy myślą o czymś, czy to o kamizelkach z ładunkami wybuchowymi, czy to o samochodach pułapkach, tego nie wiemy, ale podsłuchaliśmy ten sam rodzaj rozmów, które słyszeliśmy przed 11 września.

– Nie ma prawie żadnych wątpliwości, że coś poważnego jest planowane – mówił w CNN deputowany Peter King, wiceszef komisji ds. wywiadu i terroryzmu w Izbie Reprezentantów. – Czytam briefingi regularnie od ośmiu lat i to jest najbardziej konkretne ze wszystkiego, co widziałem.

Ostrzeżenia w rodzaju “grozi nam coś strasznego, ale nie wiemy co” są ryzykowne, mogą bowiem – krótkoterminowo – wywołać psychozę strachu, a jeśli się nie potwierdzą, mogą – długoterminowo – spowodować obojętność na wszelkie ostrzeżenia i alerty terrorystyczne. Dlaczego zatem rząd Baracka Obamy zdecydował się podjąć ryzyko?

Zwolennicy teorii spiskowych o silnym odchyleniu lewicowym będą się zapewne dopatrywać akcji autopromocyjnej NSA, czyli amerykańskiego wywiadu elektronicznego, który w ostatnich tygodniach nie ma dobrej prasy. Po rewelacjach zbiegłego do Moskwy Edwarda Snowdena Amerykanie obudzili się w świecie Wielkiego Brata, w którym ich rozmowy telefoniczne, e -maile, czaty czy nawet słowa wpisywane w wyszukiwarce Google mogą być kontrolowane.

Skoro podsłuchano rozmowy terrorystów i wykryto spisek, to NSA jest OK – taki proces myślowy miałaby wywołać owa autopromocja. Ale, choć teoretycznie można sobie ją wyobrazić, w praktyce jest raczej niemożliwa, bo w Waszyngtonie do kwestii bezpieczeństwa podchodzi się ze śmiertelną powagą.

Jeśli już, to mamy raczej do czynienia z przypadkiem dmuchania na zimne.

Amerykanie mieli w ostatnich latach trzy poważne wpadki: * 11 września 2001 r. (terroryści w Afganistanie rozmawiali przez telefon o planowanym zamachu i Amerykanie mieli to nagrane, ale zauważyli to dopiero po fakcie), * zamach w Bostonie (FBI dostała od Rosjan ostrzeżenie, że Tamerlan Carnajew, jeden z czeczeńskich braci zamachowców, ma kontakty z radykałami) i * Bengazi (w zeszłym roku przed rocznicą 11 września na Bliskim Wschodzie odbywały się antyamerykańskie demonstracje, ale ambasador USA w Libii zupełnie niepotrzebnie pojechał do Bengazi, gdzie został zabity; wcześniej zlekceważono jego prośby o wzmocnienie ochrony).

Po takiej serii, szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie oskarżenia o nadużywanie metod inwigilacji, tajne i jawne amerykańskie służby nie mogą sobie pozwolić na kolejną wpadkę.

About this publication