US Presents Evidence

<--

Sekretarz stanu John Kerry wyliczał wczoraj, co Amerykanie wiedzą o masakrze w Syrii, ale nie zdradził, skąd to wiedzą. Trzeba mu wierzyć na słowo.

A zatem skąd wiedzą? Tropy prowadzą do NSA, czyli amerykańskiego wywiadu elektronicznego, który – jak wiemy dzięki Edwardowi Snowdenowi – śledzi wszystko, co dzieje się na łączach telefonicznych i internetowych praktycznie na całym świecie.

Jak dowiedział się portal Foreign Policy, 21 sierpnia – kilka godzin po ostrzelaniu przedmieść syryjskiej stolicy rakietami z ładunkiem chemicznym – NSA podsłuchała pewną rozmowę telefoniczną. Wysoki urzędnik MON dzwonił do dowódcy jednostki wojsk chemicznych i żądał wyjaśnień, dlaczego zabitych jest tak wielu – około tysiąca. Od samego początku – dzięki nagraniom wideo z miejsca ataku, które syryjscy rebelianci wrzucili do internetu – było powszechnie wiadomo, że została użyta broń chemiczna. Widać na nich dziesiątki ciał, również kobiet i dzieci, bez żadnych widocznych ran. Trzy lokalne szpitale współpracujące z organizacją Lekarze bez Granic informowały, że przyjęły 3,5 tys. pacjentów z objawami zatrucia gazem podobnym do sarinu. Zanotowali 355 zgonów.

Nie było tylko pewności, kto użył trujących gazów – rebelianci oskarżali armię rządową i vice versa.

Podsłuchana rozmowa nie rozwiewa wątpliwości, choć wynika z niej, że ponad tysiąc osób zginęło prawdopodobnie przypadkiem. A w tym roku syryjska armia już kilka razy stosowała sarin przeciwko rebeliantom, ale w niewielkim zakresie (jako domieszkę do gazu łzawiącego, który na całym świecie jest wykorzystywany do rozpędzania demonstracji). Taka mieszanka paraliżuje, ale zabija rzadko. Dlatego przed 21 sierpnia ofiar śmiertelnych było niewiele.

Wygląda jednak na to, że syryjski prezydent Baszar al-Asad zgadza się z opinią wygłoszoną na posiedzeniu brytyjskiego rządu w maju 1919 roku przez ministra Winstona Churchilla: “Nie rozumiem tego przewrażliwienia na punkcie użycia gazu. Jestem jak najbardziej za tym, żeby używać trujących gazów przeciwko niecywilizowanym plemionom. Efekt psychologiczny będzie w tym wypadku tak dobry, że przypadki śmierci powinny być ograniczone do minimum. Nie ma przecież potrzeby używać tylko najbardziej zabójczych gazów. Wystarczą takie, które wywołują silne dolegliwości i sieją panikę”.

Churchill postulował, żeby używać zabójczych gazów przeciw krnąbrnym Arabom w brytyjskim protektoracie Mezopotamii (później Iraku), ale ostatecznie jego pomysł nie został wdrożony. Dopiero Asad realizuje go prawie sto lat później.

Niestety, feralnej środy wojskowi zapewne dodali do mieszanki za dużo sarinu, co wywołało ponad tysiąc ofiar i gniewny telefon z ministerstwa. Oznaczałoby to, że Asad nie wydał tamtego dnia rozkazu zagazowania setek ludzi (choć od miesięcy akceptował “doktrynę Churchilla”).

Z przecieków do mediów wynika także, że Amerykanie mają jeszcze drugi dowód – Izraelczycy zarejestrowali, że przed atakiem do jednostek syryjskiej armii dowożono chemikalia. O tym, nie podając źródeł, mówił wczoraj sekretarz stanu Kerry. Jego zdaniem zebrane dowody w połączeniu z powszechnie znanymi nagraniami wideo i relacjami lekarzy są wystarczające.

Standardowo użycie broni chemicznej jest potwierdzane przez badanie próbek gruntu i krwi poszkodowanych. Takie dowody mogą dostarczyć dopiero inspektorzy ONZ, którzy prowadzili w Damaszku badania.

About this publication