‘Obamacare’ – Insurance Hunt

<--

OBAMACARE: POLOWANIE NA UBEZPIECZENIE

To fakt, rządowa strona się wiesza. Ale faktem jest przede wszystkim to, że w Ameryce żyje 49 milionów osób bez ubezpieczenia.

Temat reformy służby zdrowia nie schodzi z pierwszych stron amerykańskich gazet od miesięcy. Najpierw republikanie próbowali ją zablokować, „zamykając” rząd na bite dwa tygodnie. Poddali się w ostatniej chwili i przez moment wydawało się, że sprawy pójdą już gładko. Tymczasem już kilka dni później okazało się, że wyczekiwana strona internetowa, która miała zapewnić milionom Amerykanów dostęp do informacji i wybór polisy, to gigantyczne fiasko.

To wielka klęska demokratów i Obamy, twierdzą życzliwi zainteresowani. Młyn na wodę dla jego przeciwników. Strona jest przeciążona, wyszukiwarka nie działa, a użytkownik zostaje z informacją, że „wystąpił błąd” – i bez polisy. A przecież dostęp do Obamacare i minimum wysiłku, żeby wykupić odpowiednie ubezpieczenie, to kamień węgielny reformy, która bazuje na tym, żeby zwerbować jak najwięcej młodych i zdrowych ludzi. To oni będą płacić za leczenie poważnie chorych. I choć oprogramowanie teoretycznie nie jest tożsame z reformą, chyba tylko umierający i w prawdziwej potrzebie znaleźli w sobie wystarczająco wiele determinacji, żeby walczyć z wieszającą się wciąż stroną.

To oczywiście tylko początek. Falstart, pocieszali się demokraci. To lekki obciach, że Obama zatrudnił niewłaściwych informatyków, ale software to nie reforma. Ważne, że na przykład dyskwalifikowanie ludzi ze względu na istniejącą chorobę lub jej podejrzenie już nigdy nie wróci. Nie wróci niestety też na stronę Obamacare dwudziestokilkuletni człowiek, który zajrzał tam z ciekawości w październiku, a teraz tylko wzrusza ramionami. Fakt, że strona nie jest w stanie obsłużyć zbyt wielu klientów naraz, sprawia, że nikomu się nie spieszy. Wiadomo, czas na wykupienie ubezpieczenia i czas płacenia kar za jego brak zostanie wydłużony.

Gdyby jednak tylko o to chodziło… Jakiś tydzień temu okazało się, że Obama nie tylko nie wie, kogo zatrudnia, ale też nie wie, co mówi. Kojące zapewnienia, że klienci będą mogli zatrzymać dotychczasowe ubezpieczenie, jeśli im ono odpowiada, są bez pokrycia. Z wielu względów, również dlatego, że firmy ubezpieczeniowe nie są w stanie zaoferować starym klientom tych samych warunków. Wiele dawnych ofert to sztuczne pakiety, które wygasłyby momentalnie, gdy pacjent okazałby się poważnie chory.

Obama stanął przed dylematem: złamać słowo i ratować reformę zdrowia – albo pokazać swoją polityczną wiarygodność kosztem Obamacare.

Teraz strona chodzi lepiej, o czym na własnej skórze przekonała się autorka niniejszego tekstu oraz Paul Krugman, który zarejestrował się i przeszedł kolejne kroki, powstrzymując się jedynie od finalnego kliknięcia, czyli wykupienia polisy, gdyż – jak zauważył skromnie – ma już ubezpieczenie jako pracownik uniwersytetu Princeton. Być może ten brak trudności spowodowany był tym, że Amerykanie oddali się w tych dniach corocznej konsumpcji indyka na Święto Dziękczynienia, by zaraz potem rzucić się w szaleństwo zakupów Czarnego Piątku.

Jakakolwiek była przyczyna – coraz więcej użytkowników donosi o szczęśliwym finale polowania na ubezpieczenie. Jednym z pomniejszym problemów są ubezpieczenia dla małych biznesów; na te faktycznie trzeba będzie jeszcze poczekać, bo na razie rząd chce skoncentrować się na klientach indywidualnych.

Tymczasem do Sądu Najwyższego trafił problem finansowania antykoncepcji – to kolejna próba uczynienia z Obamacare obyczajowego skandalu. Konserwatyści walczą o swoje „prawa wyznaniowe”, próbując argumentować, że firmom, tak jak indywidualnym podmiotom, przysługuje wolność religijna i nikt nie powinien wymagać od nich zapewniania swoim pracownikom dostępu do antykoncepcji, jeśli to obraża ich „uczucia” (przy czym mam tu na myśli firmy, nie pracowników). Brzmi irracjonalnie, bo ostatecznie firmy – jeśli już upieramy się traktować je jak jednostki – powinny wyrażać światopogląd nie tylko swoich właścicieli, ale również pracowników. Ale jak ma się odpowiednio dużo pieniędzy, to ma się i odpowiednio dużą mównicę w Waszyngtonie…

Republikanom nie pozostało nic innego, jak skoncentrować się na drobiazgach. Na przykład „Wall Street Journal” skwapliwie donosi, że nowe oferty są „gorsze” od tych sprzed reformy, sprzedając nam mnóstwo analiz i cyferek, choć przecież na razie nikt nie miał okazji przetestować Obamacare.

To trochę tak jak z metrem w Waszyngtonie. To najczystsze i najbardziej punktualne metro, z jakiego miałam okazję korzystać. Ale trzeba posłuchać waszyngtończyków, jak na nie psioczą. Znowu „czerwona linia” zamknięta! Pociąg spóźnił się o minutę! Winda nie działa, trzeba schodami! Większość republikanów pewnie nie zniża się do korzystania z transportu publicznego, tak jak nie zniża się do publicznej służby zdrowia.

Być może strona się wiesza, być może metro się spóźnia, ale faktem jest, że w Ameryce jest 49 milionów osób bez ubezpieczenia.

A kiedy nie masz na limuzynę, poczekasz parę minut na metro. Potupiesz sobie na peronie. A potem cieszysz się, że jedziesz.

About this publication