The US Is Totally Tapped

<--

USA na totalnym podsłuchu

http://wyborcza.pl/1,75248,15120403,USA_na_totalnym_podsluchu.html

Już nie tylko potężny państwowy wywiad elektroniczny, ale nawet lokalna amerykańska policja inwigiluje obywateli USA, stosując metody, o jakich nie śniło się filozofom.

Wyniki śledztwa, które przeprowadził dziennik “USA Today”, są w pewnym sensie bardziej szokujące niż wszystko, czego dowiedzieliśmy się dotąd o amerykańskim Wielkim Bracie. Przynajmniej dla samych Amerykanów. Oto okazuje się, że lokalna policja stosuje metody inwigilacji bardzo podobne to tych, które na skalę globalną wykorzystuje NSA, czyli amerykański wywiad elektroniczny. W dodatku ich koszt jest zdumiewająco mały.

Wystarczy zaledwie 400 tys. dol., by kupić urządzenie podsłuchowe o nazwie Stingray. Ma wielkość walizki i podszywa się pod wieże (przekaźniki) sieci komórkowych. Wszystkie telefony w promieniu blisko mili dają się nabrać i przesyłają do tej fałszywej wieży SMS-y i rozmowy telefoniczne swoich właścicieli. Policjanci śledzący podejrzanego lub grupę podejrzanych mogą w czasie rzeczywistym słuchać i czytać wszystko, co przechodzi przez ich komórki. Ze względu na niewielkie rozmiary Stingray można schować w radiowozie policyjnym.

W wielu stanach policjanci mają łatwy dostęp do danych z wież sieci komórkowych i mogą śledzić podejrzanych w sensie dosłownym – tzn. obserwować na żywo, gdzie się znajdują, przemieszczają itd. Nawet wtedy, kiedy nie używają telefonów, a jedynie mają je w kieszeni.

Ktoś może powiedzieć, że to żadna rewelacja, bo każdy może sobie ściągnąć na komórkę aplikacje pokazujące miejsce pobytu dziecka czy ukochanego. Ale osoby te muszą wcześniej wyrazić zgodę i generalnie są tego świadome. Fakt, że możemy być śledzeni bez naszej zgody, a nawet wtedy, kiedy nie używamy komórki, dla wielu będzie zaskakujący.

A też wywoła protesty, tak jak np. zdarzyło się w stanie New Jersey. Sześć lat temu policja ścigała tam niejakiego Thomasa Earlsa podejrzanego o włamania do domów. Od sieci T-Mobile, w której miał komórkę, dostała dane z wież przesyłowych – chociaż nie miała nakazu sądowego. Dzięki temu udało się zlokalizować podejrzanego w motelu, w którym został ujęty wraz z łupem.

Earls oskarżył policję o łamanie prawa – uważał, że każdemu posiadaczowi telefonu komórkowego przysługuje prawo do prywatności. W lipcu tego roku stanowy sąd najwyższy przyznał mu rację. Zawyrokował, że właściciele komórek nie zamierzają – przez sam fakt ich posiadania – ogłaszać światu swojego miejsca pobytu. Pozostaje ono w sferze prywatnej i policja, jeśli chciała je ustalić, powinna była zdobyć sądowy nakaz.

Wyrok dotyczy jednak tylko stanu New Jersey. Co czwarty departament policyjny w 33 stanach, które sprawdzili dziennikarze “USA Today” i lokalnych mediów, ma łatwy dostęp do danych wież transmisyjnych. Urządzenie Stingray posiada 25 departamentów policji, ale w razie potrzeby pożyczane jest innym.

Amerykanie pogodzili się z faktem, że w imię walki z terroryzmem ich połączenia telefoniczne są zapisywane w jakichś odległych, gigantycznych bazach danych zarządzanych przez NSA. Tym bardziej, że nikt tych danych na bieżąco nie ogląda ani nie analizuje – dopóki nie łączą się z podejrzeniem o terroryzm.

Równie łatwo akceptują inwigilację e-maili, którą ma na sumieniu nie tylko NSA, ale i wielcy dostawcy internetu. Wszak Google “przegląda” nasze e-maile i w oparciu o ich treść wyświetla nam takie, a nie inne reklamy. Oczywiście prywatnych listów nie czytają ludzie, tylko automaty wychwytujące słowa kluczowe.

Taka w dużym stopniu “odczłowieczona” inwigilacja jest stosunkowo łatwa do zaakceptowania. Ale co innego, kiedy inwigiluje policjant z lokalnej komendy, koło której codziennie przejeżdża się w drodze do pracy. Pojawia się pytanie: Jaka jest granica? Czy można elektronicznie śledzić wszystkich, którzy byli w okolicy samochodu szeryfa akurat wtedy, gdy ktoś wybił w nim szybę i ukradł pistolet? Jak to zdarzyło się w Karolinie Południowej. Albo czy należało przy pomocy Stingray śledzić ludzi, którzy zamierzali protestować przeciwko międzynarodowej konferencji handlowej? Tak zdarzyło się w Miami.

W wielu przypadkach lokalna policja odmawia ujawnienia, czy i w jakich sprawach używa inwigilacji. Wyjaśnia dziennikarzom, że w ten sposób ułatwiłaby życie przestępcom.

– Nie twierdzę, że nie wolno stosować takich metod, ale zawsze powinni mieć sądowy nakaz – uważa Alan Butler z Electronic Privacy Information Center.

About this publication