Dlaczego Facebook kupił WhatsApp?
Jeśli nie chcesz walczyć z rosnącym pod bokiem konkurentem – po prostu go wykup. Tylko czy Mark Zuckerberg nie przepłacił?
4 miliardy dolarów w gotówce – tyle zgarną szefowie i założyciele WhatsApp, smartfonowego komunikatora, który został właśnie kupiony przez Facebooka, największy serwis społecznościowy świata. Kolejne 12 miliardów będzie wypłacone w akcjach giganta z Krzemowej Doliny. I jeszcze 3 mld w pakiecie akcji dla pracowników i założycieli przejmowanej firmy, jako przyszła premia za osiągnięcie dobrych wyników w ciągu 4 lat od dzisiaj.
W sumie ogromne pieniądze, sięgające 10 proc. giełdowej wartości Facebooka. Tylko czy WhatsApp jest tego wart?
Bo przecież to prosty komunikator na telefony, potrafiący sprytnie połączyć naszych znajomych i kontakty z różnych platform. Zastępuje SMS. Pozwala czatować, wysyłać zdjęcia, filmiki – czyli szału nie ma, już polskie Gadu-Gadu radziło sobie z takimi rzeczami dekadę temu. Tyle tylko, że WhatsApp jest aplikacją typowo mobilną, od początku intuicyjnie zaprojektowaną dla ekranów dotykowych i wykorzystującą wszystkie ich możliwości.
A świat internetu skręca właśnie mocno w stronę urządzeń mobilnych. Szefowa Yahoo Marissa Mayer na niedawnym forum w Davos przekonywała, że do końca 2014 roku jej portal będzie miał więcej użytkowników z urządzeń mobilnych niż z klasycznych komputerów PC. Zaś sam Facebook określa się dziś jako „mobile company”- aplikacje FB przynoszą najwięcej ruchu, wypływy z reklam mobilnych wystrzeliły w górę jak rakieta.
Również przyrost liczby zarejestrowanych kont robi wrażenie – w ciągu czterech lat od startu WhatsApp ma 450 mln użytkowników (Facebook na dziś 1,23 mld), wśród nich sporo dzieciaków, dla których ta aplikacja jest fajna i nowa, nie to co zdziadziały Facebook, na którym możesz spotkać rodziców i ciocię z Sieradza (pozdrawiam Sieradz). Zapewne Mark Zuckerberg liczy, że w ten sposób powiększy liczbę dusz, do których codziennie trafiają usługi jego korporacji.
Po środowej transakcji w Dolinie Krzemowej przybyło miliarderów. Założyciele WhatsApp Amerykanin Brian Acton oraz Ukrainiec Jan Koum (obaj od lat pracują w Dolinie Krzemowej, poznali się programując dla Yahoo z którego odeszli w 2009 roku „na swoje”) dalej kierować będą rozwojem aplikacji, bo ich zespół zachowa wewnątrz Facebooka olbrzymią autonomię. Z tej perspektywy wygląda to bardziej na sojusz, niż klasyczne korpo-przejęcie.
Mark Zuckerberg ma w swej historii kilka epizodów, w których obsypał złotem partnerów lub konkurentów. Gdy tuż przed giełdowym debiutem potrzebował pilnie pokazać, jak bardzo mobilna staje się jego firma, kupił za miliard dolarów Instagram, prostą aplikację do robienia zdjęć i nakładania na nie artystycznych filtrów. Instagram w momencie przejęcia był zainstalowany na 30 milionach smartfonów.
Prosta matematyka mówi więc, że przejmując Instagram Facebook zapłacił 33 dolary za jednego użytkownika, zaś przy WhatsApp ta cena wzrosła do 42 dolarów. Warto?
Jest pewna różnica między Instagramem a WhatsApp. Ten pierwszy jest darmowy i wciąż nie za bardzo wie, jak ma się utrzymać (zapewne z reklam). Ten drugi zaś z założenia płatny – co prawda pierwszy rok jest w promocji za darmo, ale potem, gdy przyzwyczaimy się już, będzie pobierany dolar za rok używania. Wszystko dlatego, aby biznes się utrzymał bez zaśmiecania ekranu banerami reklamowymi. Brak reklam jest jednym z kluczowych punktów misji założycieli WhatsApp. W wydanym tuż po transakcji oświadczeniu napisali wprost: „Oto co zmieni się z waszej perspektywy drodzy użytkownicy: nic”.
Z punktu widzenia Facebooka, korporacji która oferuje całkowicie darmową usługę i utrzymuje ją ze sprzedanych reklam, to może być zarówno zgrzyt, jak i wspaniałe uzupełnienie modelu zarabiania. W dłuższej perspektywie – o ile użytkownicy po darmowym roku nie odpłyną do innych fajniejszych i bardziej hipsterskich aplikacji – WhatsApp zapewni Facebookowi równowagę w przychodach.
No i być może sprawa najważniejsza – za 19 mld dolarów Mark Zuckerberg kupuje sobie najpoważniejszego konkurenta. Sprzątnął go również sprzed nosa innym przeciwnikom (np. Chińczykom z WeChat czy wspomnianej już Marissie Mayer z Yahoo). W świecie, który nieustannie i coraz bardziej opiera się na komunikacji, dzierżenie korony niekwestionowanego lidera może być warte aż tak wielkich pieniędzy.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.