Al-Qaida Terrorists in Poland, Part 3: "I Am Not Accusing Poland, Just a Small Group of People"

<--

Wszystko czego baliśmy się wiedzieć

To była i ciągle jest jedna z najściślej strzeżonych tajemnic III RP. Od ośmiu lat odkrywamy ją kawałek po kawałku dzięki funkcjonariuszom CIA, którzy zdecydowali się opowiedzieć o torturach amerykańskim dziennikarzom. Tydzień temu wojskowy sędzia z USA, który prowadzi sprawę Abd Rahima al-Nashiriego (więzionego i torturowanego również w Polsce członka Al-Kaidy), zażądał, by amerykański rząd przedstawił na procesie wszystkie informacje na temat tajnych więzień.

Od trzech tygodni wiadomo też, że tajne więzienia były… bezużyteczne. Zeznania wyciągnięte przez agentów CIA z pomocą “zaawansowanych metod” nie miały żadnej wartości. Stwierdziła to komisja amerykańskiego senatu, która przebadała więzienia CIA.

Polskie władze i prokuratura milczą. Jedno wiemy: za 15 mln dol. w gotówce, które zresztą skarbnik Agencji Wywiadu i tak zdefraudował, Polska wpakowała się w niezłe szambo.

Dziś trzecia i ostatnia część cyklu przybliżającego kulisy tej historii.

W pierwszej pisaliśmy o tym, co się działo na lotnisku w Szymanach i tajnym więzieniu w Starych Kiejkutach, któremu CIA nadała kryptonim “Kwarc”. I o tym, kto otrzymał od Amerykanów 15 mln, czyli 150 kg dolarów w gotówce.

W drugiej – o tym, że kasa “za więzienia” została zdefraudowana, wydobyte torturami zeznania okazały się niewiele warte, a lotnisko w Szymanach upadło.

– Podaj mi numer telefonu, pod który mogę zadzwonić – umawiam się na rozmowę z Josephem Marguliesem, jednym z amerykańskich adwokatów Abu Zubajdy, domniemanego terrorysty Al-Kaidy numer 3.

Amerykanie trzymają Saudyjczyka w bazie piechoty morskiej w Guantanamo na Kubie. Wszystko wskazuje na to, że na przełomie 2002 i 2003 roku Zubajda był lokatorem obiektu Kwarc, czyli tajnego więzienia CIA w Kiejkutach. Obecnie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu Margulies skarży w jego imieniu Polskę.

Numeru telefonu do siebie nie chce podać. – Jestem we Włoszech, rozmowa na moją amerykańską komórkę będzie kosztować majątek – mówi, jakby nie mógł sobie kupić włoskiej karty. Każe mi podać mój numer i dzwoni do mnie ze Skype’a. – To prawie nic nie kosztuje – wyjaśnia.

Pytam, czy boi się, że ktoś go podsłucha (rozmowę przez Skype’a trudniej przechwycić niż przez telefon komórkowy).

Prawnik unika jasnej odpowiedzi.

Na takiej sprawie inny amerykański adwokat zarobiłby miliony, ale Margulies broni Zubajdy za darmo.

Joseph Margulies

Wykłada na Northwest University w Chicago, pracuje w kancelarii prawniczej MacArthur Justice Center, która specjalizuje się w prawach człowieka. Jest autorem książek o bezprawności wojny z terroryzmem. To m.in. dzięki jego skardze, którą rozpatrywał Sąd Najwyższy USA, więźniowie z Guantanamo mają dostęp do adwokatów.

Jak mówi mec. Joseph Margulies, tortury, którym poddawano Abu Zubajdę m.in. w Polsce, spowodowały u niego trwałe uszkodzenie mózgu. Jego klient cierpi na potworne bóle głowy, szmer jest w stanie doprowadzić go do histerii.

Bartosz T. Wieliński: Kiedy widział się pan ostatni raz z Abu Zubajdą?

Joseph Margulies: Byłem u niego w Guantanamo w zeszłym roku, a mój kolega, z którym go reprezentujemy, odwiedził go kilka tygodni temu. Wizyta w obozie to przeżycie. Więzienie w Guantanamo przypomina amerykańskie więzienia o zaostrzonych środkach bezpieczeństwa. Przynajmniej jeśli chodzi o procedury. Różnica jest tylko taka, że w ciężkich więzieniach siedzą skazani. Abu Zubajda i inni więźniowie Guantanamo są jedynie podejrzani o terroryzm. Często podejrzenia opierają się na bardzo kruchych podstawach.

Przed wejściem wielokrotnie mnie rewidowano, przepuszczano przez wykrywacz metali, sprawdzano bagaż. Nie ma kawałka podłogi, którego nie obejmowałyby kamery monitoringu.

Jego cela to drewniano pudło. W środku jest prycza, umywalka.

Jak wygląda wasze spotkanie?

– Za ścianą z drutu kolczastego stał stół. On po jednej stronie, ja po drugiej.

Pewnie za plecami stał żandarm, a rozmowa była nagrywana?

– Absolutnie nie. Rozmawiałem z nim tak, jakbym był w amerykańskim więzieniu. Mogłem podać mu rękę, pokazać dokumenty. Nikt w to nie ingerował. Nikt nie stał nad nami. Wątpię, by nasze rozmowy były nagrywane. Byłoby to poważne naruszenie prawa do obrony.

Zubajda spędził w więzieniach prawie 15 lat, był torturowany. Jak wygląda teraz?

– Najlepszym słowem, które go opisuje, byłoby “uszkodzony”, tyle że w ten sposób przywykliśmy opisywać przedmioty, a nie ludzi. Na twarzy Zubajdy widać, przez co przeszedł przez te wszystkie lata. W latach 90. podczas afgańskiej wojny domowej został ranny odłamkiem w głowę. Stracił oko. Został też poważnie ranny podczas aresztowania w Pakistanie. Postrzelony w brzuch cudem przeżył. A potem agenci CIA podczas przesłuchań podtapiali go 83 razy. To wszystko pozostawiło na nim ślady. Widać je jak na dłoni. Gdy po raz pierwszy wszedłem do jego celi, zobaczyłem cierpiącego człowieka.

Rozmawialiście przez tłumacza?

– Nie, Zubajda mówi całkiem dobrze po angielsku. To porządnie wykształcony człowiek, studiował. Bardzo inteligentny, oczytany. Z pewnością nie jest to czarno-biała postać. Ludzie wyobrażają go sobie jako brodatego muzułmanina, który pała żądzą nienawiści i chce zabijać. A Zubajda nie jest fanatykiem, nie jest dzikusem. Gdyby urodził się w USA, mógłby zostać lekarzem, wysokiej klasy inżynierem.

Co mówił panu Zubajda? Użalał się nad swoim losem?

– Tego, o czym rozmawialiśmy, nie wolno mi ujawnić. Obowiązuje mnie tajemnica adwokacka. Mogę powiedzieć tylko tyle, że próbowałem rozruszać jego umysł. W jego sprawie niewiele się ostatnio działo, nie mieliśmy więc wielu pilnych tematów do obgadania. Zubajda cierpi nie tylko z powodu dawnych ran. Siedząc tyle lat w więzieniach, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, staje się coraz bardziej otępiały. To poczucie spadania w otchłań jest potwornie bolesne. Mnie jest go po prostu żal.

Żal terrorysty? Prawej ręki ben Ladena, człowieka, który brał udział w przygotowaniach do ataku na World Trade Center?

– Pan uważa, jak wielu ludzi na świecie, że Abu Zubajda jest dokładnie tym człowiekiem, za którego uważało go CIA w 2002 r. I bez względu na to, jak brutalnie go traktowano, nie ma co go żałować, bo zasłużył. Był w końcu terrorystą. To okropne myślenie.

Dziś władze USA nie uważają go już za głównego terrorystę Al-Kaidy. Dziś nawet nie mówi się o tym, że on należał do tej organizacji. Popełniono błąd, Zubajdę wzięto za kogoś innego.

To właśnie dlatego tak długo go podtapiano. Zubajda nie mówił tego, czego oczekiwano od pojmanego przywódcy terrorystów. Nie mówił nic, bo nie wiedział, o co chodzi.

Uważa pan, że po tak potwornym zamachu Amerykanie mieliby dalej cackać się z przeciwnikami?

– W USA po 11 września stworzono mit, że nie było innego wyjścia. Trzeba było poniżać, bić, podtapiać pojmanych jeńców, by nie dopuścić do kolejnych zamachów. Co więcej, władze zachowywały się tak, jakby nigdy wcześniej w USA nie przesłuchiwano terrorystów Al-Kaidy, nie wspominając o członkach innych organizacji. Jakby od zera trzeba było pisać podręczniki dla przesłuchujących. Jedno i drugie jest bzdurą.

Co więcej: okazuje się, że torturami, które z prawnego i moralnego punktu widzenia są niedopuszczalne, nie wyciągnięto od pojmanych żadnych ważnych informacji. Zamiast CIA przesłuchaniami powinni się byli zająć agenci FBI. To doświadczona agencja, która zna terroryzm od podszewki. Agenci FBI znają języki, ludzi, których przesłuchują, znają ich tradycję i sporo wiedzą o ich organizacjach. Ludzie z CIA nie mieli pojęcia, kto siedzi po drugiej stronie stołu. Byli amatorami. Co gorsza, gdy nie potrafili wycisnąć informacji, wysyłali więźniów do krajów, gdzie stosowano średniowieczne tortury.

Czy Zubajda mówił coś o Polsce?

– Zubajda wielokrotnie podkreślał, że chce, by ludzie, którzy odpowiadają za jego traktowanie, także w Polsce, zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Żebyśmy ich ścigali.

Sądzi pan, że w 2002 r. wiedział, iż przywieziono go do Polski?

– Nie sądzę. Więzienia były tajne, a sposób przewożenia więźniów zorganizowano tak, by nie wiedzieli oni, gdzie są. Ale Polska dla Zubajdy nie była białą plamą. To wykształcony człowiek. Znał Polskę i jej historię z lektury.

Nie ma jednak jednoznacznego dowodu, że był więźniem Starych Kiejkut.

– Jak to nie? Amerykański rząd oficjalnie potwierdził, że tajne więzienia istniały i że torturowano w nich więźniów. Nie ujawnił gdzie, ale mamy dane o lądowaniach samolotów CIA, którymi więźniów przewożono. Wiemy, że Zubajda przyleciał do Szyman z tajnego więzienia w Tajlandii, i wiemy, kiedy stamtąd odleciał. Znamy całą trasę tych lotów. Wiemy, jak wyglądało więzienie w Starych Kiejkutach. Wiemy, jak wyglądała cela, w której go trzymano. Wiemy, kto miał z nim kontakt.

Nie ma żadnych wątpliwości, że w Polsce działało więzienie CIA. Wiedzą to też polscy prokuratorzy, którzy prowadzą śledztwo w tej sprawie. Politycy, którzy zaprzeczają istnieniu więzień, kpią sobie z prawa. To tak jakby zaprzeczali, że w Polsce kiedykolwiek był komunizm.

To, że samolot należący do CIA lądował w Szymanach, nie znaczy, że miał na pokładzie więźniów. Mógł przywozić agentów na spotkanie z polskimi kolegami?

– I z okazji takie spotkania jedną z willi zamieniono na więzienie? Agenci mieli spać w celach? Bądźmy poważni… Mielibyśmy więcej dowodów, np. nagrania przesłuchań, na których było widać, jak Zubajda wymiotuje podczas podtapiania. CIA postanowiła jednak bezprawnie zniszczyć te nagrania.

Polscy politycy nieoficjalnie mówią, że po 11 września nie można było Amerykanom odmówić. Zwłaszcza że przyjęto nas do NATO.

– To coś zupełnie innego. Dlaczego polski rząd nie powie po prostu, że nie miał wyboru, że Amerykanie was zmusili? To stawiałoby Warszawę w innym świetle. Ale osobiście uważam, że nawet i to tłumaczenie się nie broni moralnie. Polski rząd powinien był powiedzieć: “nie”. Było przecież jasne, po co Amerykanom ta willa.

Politycy z Warszawy tłumaczą, że nie mogli do końca przewidzieć, co CIA będzie robiła w Starych Kiejkutach?

– Nie trzeba było wielkiego wysiłku, by sobie wyobrazić, co będzie. Politycy i funkcjonariusze wywiadu wiedzieli, że ten obiekt będzie tajny, że Amerykanie nie będą wpuszczać do środka Polaków. Że ludzi, których CIA tam wsadzi, nie będzie chronić konwencja genewska ani inne przepisy. Wtedy już na światło dzienne wyszły pierwsze informacje o agresywnej technice przesłuchań. W Warszawie komuś powinny się zapalić ostrzegawcze światła.

Gdy słucham polskich wymówek, mam ochotę zapytać: co wy za państwo macie w tej Polsce? Czy to 51. stan USA? To normalne, że pozwala się przedstawicielom obcego kraju założyć na swoim terytorium więzienie i nie pilnuje się, co tam robią?

Dlaczego uparliście się, by sądzić Polskę, a nie USA? Bo to słabszy gracz?

– Nie oskarżam Polski, tylko małą grupkę ludzi, którzy współdziałali z CIA. I jednocześnie domagam się ukarania winnych na Litwie i w Rumunii, gdzie też działały tajne więzienia. Ludzie odpowiedzialni za tajne więzienia i tortury powinni być ukarani, gdziekolwiek mieszkają. Amerykanie też. Wszyscy popełnili ten sam niewybaczalny błąd: uznali z góry, że ci, których rozwoziła CIA, to terroryści i złoczyńcy. Założyli też, że w świecie po 11 września prawo przestało się liczyć. Za to trzeba ponieść konsekwencję. Wierzę, że Europejski Trybunał Praw Człowieka skrytykuje Polskę za kłamstwa polityków i nakaże jej przyspieszenia śledztwa w tej sprawie.

A gdy polska prokuratura to śledztwo umorzy?

– To zostaje nam Międzynarodowy Trybunał Karny. Skoro Polska nie chce sądzić wspólników CIA w Warszawie, staną przed sądem w Hadze.

About this publication