Przywódcy najbogatszych krajów świata spotkają się 4-5 czerwca na szczycie G7 w Brukseli zamiast z Rosją na obradach G8 w Soczi, bo Zachód zawiesił ten większy klub za anszlus Krymu. Jednak już dzień później m.in. Obama, Hollande i Merkel będą wspólnie z Putinem świętować 70. rocznicę lądowania aliantów w Normandii.
Nawet jeśli w czasie tych obchodów we Francji nie dojdzie do spotkań dwustronnych z Putinem (wykluczył to już Obama), to i tak jego obecność potwierdzi, że – wbrew zapowiedziom USA – Kreml jest izolowany dyplomatycznie przez Zachód tylko na pół gwizdka. I to się raczej nie zmieni. – To dobra wiadomość, że prezydent Rosji będzie uczestniczyć w obchodach – ogłosiła Merkel.
Rosja to kraj zbyt potężny, zbyt powiązany gospodarczo i politycznie z Europą (a przy tym mocarstwo nuklearne), by UE zechciała go kiedykolwiek traktować jak Aleksandra Łukaszenkę – nie tylko izolowanego, ale też od dawna tkwiącego na czarnej liście z zakazem wjazdu do Unii. – Coś podobnego z Putinem, póki jest u władzy, chyba nigdy się nie zdarzy. Trudno wyobrazić sobie, by przywódca Rosji stał się persona non grata w całej Europie – zgodnie przekonują unijni dyplomaci.
Grupa tylko kilku krajów Unii (z Polską, Wlk. Brytanią i Szwecją), które stanowczo przekonują w Brukseli, że z Putinem nie da się już szczerze dogadywać, nie zwiększyła się od początku kryzysu na Ukrainie – mimo aneksji Krymu, podżegania do separatyzmu i straszenia zbrojną inwazją. Niedawna wizyta Gerharda Schrödera w Petersburgu, gdzie obchodził on swoje urodziny, wywołuje powszechny niesmak co do stylu byłego kanclerza Niemiec. Ale kiedy Schröder tłumaczy, że “dzięki dialogowi” z Putinem pomógł uwolnić wysłanników OBWE (zwolennicy Rosji wzięli ich jako zakładników), to ten argument – choć dotąd głównie po cichu – jest w niejednym kraju Unii traktowany bardzo serio.
Putin swym “konstruktywnym tonem” (tak to jest nazywane w Europie) bardzo ostatnio pomaga zwolennikom “dialogu”, czyli politykom i rządom w UE niechętnym, by ostro stawić czoło Kremlowi. Taka konfrontacja wymagałaby m.in. twardych sankcji gospodarczych kosztownych dla Europy. A tymczasem Francja szykuje się nie tylko na lądowanie Putina w Normandii, ale na początku czerwca zamierza też przyjąć kilkuset rosyjskich marynarzy na szkolenia z obsługi okrętów desantowych Mistral. Mimo protestów Ameryki zamierza je dostarczyć Rosji.
“Konstruktywnym tonem” Putina miałyby być m.in. sygnały, że może on uznać ukraińskie wybory prezydenckie 25 maja. A także brak oficjalnego uznania wyników pseudoreferendów z Doniecka i Ługańska – Moskwa tylko ogłosiła, że je “szanuje” – i wezwanie do rozmów Kijowa z separatystami. – To znak, że Moskwa nie szykuje nowej aneksji – przekonywało wielu unijnych szefów dyplomacji, którzy obradowali wczoraj w Brukseli. Dlatego wczorajsze rozszerzenie sankcji UE wobec Rosji jest bardzo umiarkowane. Na czarną listę z zakazem wjazdu do UE i zamrożeniem majątku na terenie Unii wpisano dodatkowe 13 osób.
Możliwe, że Putin zaczął brzmieć ugodowo, bo na tym etapie konfliktu jest bliski swych taktycznych celów – uwikłania Kijowa w rokowania ze zbrojnymi separatystami, na co zacznie naciskać także Zachód. A to może przynieść, jak zamyśla Kreml, upragnioną przez Rosjan federalizację Ukrainy, czyli przyblokowanie jej drogi na Zachód. Skoro jednak kluczowi gracze z zachodniej Europy tak zapalczywie szukają teraz oznak “deeskalacji”, to jest dość prawdopodobne, że wezmą ostatnie sygnały z Kremla za dobrą monetę. A Putina coraz częściej będziemy widywać na międzynarodowych zjazdach. Będzie chętnie przyjeżdżać, bo nie boi się trudnych sytuacji – radzieckim szpiegiem w NRD był ponoć średnim, ale musiał przejść konieczne w wywiadzie treningi psychologiczne.
Czy zapraszać Putina na styczniową rocznicę wyzwolenia Auschwitz? To pytanie pada dziś w Polsce. Gdyby decyzja miała zapadać już dzisiaj, to przy rachubie zysków i strat z niezaproszenia Putina po stronie strat trzeba by zapisać gębę jastrzębia, którą przyprawiono by Polsce w Europie po takim geście.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.