CIA Driven Away from Berlin

<--

CIA przegoniona z Berlina

Zdarzało się, że Niemcy i Amerykanie darli koty, ale takiej awantury jeszcze nie było. Wczoraj niemiecki rząd publicznie obwieścił, że kazał się wynosić z kraju dyplomacie – szefowi placówki CIA w Berlinie. To reakcja na skandal szpiegowski, który wybuchł w zeszłym tygodniu. Okazało się, że Amerykanie mieli swojego szpiega w zachodnioniemieckim wywiadzie BND. W tym tygodniu wyszło zaś na jaw, że inny szpieg USA działał również w ministerstwie obrony. Obydwu prowadził rezydent CIA.

Kanclerz Angela Merkel proszona o komentarz początkowo chowała się za formułkami o nadużywaniu przez Amerykanów zaufania, ale wczoraj mocno uderzyła. Wyrzucenie dyplomaty takiej rangi to w stosunkach międzynarodowych bardzo drastyczne posunięcie.

Sytuacja jest nadzwyczajna. Amerykanie zostali bowiem kolejny raz złapani, jak szpiegują w kraju, który oficjalnie jest ich sojusznikiem. Rok temu Edward Snowden, zbiegły do Rosji analityk wywiadu elektronicznego NSA, ujawnił, że Amerykanie na całym świecie inwigilują internet. Potem okazało się, że na amerykańskim podsłuchu jest prywatna komórka Angeli Merkel.

Teraz wyszło na jaw, że CIA miała w Berlinie szpiegów. Niemcy musieli zareagować. Czy jednak nie przesadzili?

Bez wątpienia Angela Merkel nabiła sobie w kraju sporo punktów. Jej wyborcy mają dość bycia młodszym bratem USA. A Merkel rządzi już dziewiąty rok, bo wsłuchuje się w to, co mówią ludzie.

Wolfgang Schäuble, nestor niemieckiej polityki, obecny minister finansów, publicznie zarzucił Amerykanom głupotę. I ma rację. Bo szpieg, którego zwerbowali, chciał tylko zarobić, a gdy nie wystarczało mu to, co płaciła CIA, poszedł z ofertą do Rosjan (i wtedy złapał go niemiecki kontrwywiad). Współpraca z takim osobnikiem, nawet jeśli dostarczał ciekawych informacji, musiała się dla USA źle skończyć.

Sprawę można było jednak załatwić po cichu. Gdy czytam doniesienia z Niemiec, mam jednak wrażenie, że w Berlinie są dumni z tego, że Amerykanom utarło się nosa.

Tymczasem w niemieckiej stolicy szpiegowskie siatki buduje wywiad Rosji. Władimir Putin kazał funkcjonariuszom FSB zdjąć białe rękawiczki, zakasać rękawy i wykradać tajemnice. Rosjanie nagabują więc nawet lokalnych polityków. Nikogo jednak z Berlina nie wydalono, kontrwywiad przyznaje nawet, że jest bezsilny, bo rosyjscy szpiedzy to dyplomaci, chroni ich immunitet. Podobnie w Niemczech buszują dyplomaci z Chin. Niemcy nie rozdzierają z tego powodu szat.

Ta afera trwa w najgorszym z możliwych momentów. W tle toczą się negocjacje o strefie wolnego handlu, która ma połączyć USA i Europę. Konflikt na Ukrainie, który pokazał, jak ważne jest współdziałanie Europy i USA, jest daleki od wygaszenia. Zwolennicy teorii spiskowych uznają zapewne, że te zbieżności nie są przypadkowe.

Według niemieckiej prasy Berlin rozważa kolejne kroki odwetowe, np. rozpoczęcie inwigilacji Amerykanów. Źle by się stało, gdyby spór o szpiegów rozrósł się do prawdziwej szpiegowskiej wojny. Przedłużająca się kłótnia między sojusznikami zaszkodzi Europie. Dlatego Niemcy i Amerykanie muszą ją jak najszybciej zakończyć. Byłoby dobrze, aby w przyszłości niemieccy politycy bardziej trzymali emocje na wodzy. A amerykańskie służby specjalne lepiej sprawdzały, komu płacą.

About this publication