Vitamin Wars

<--

Łykać witaminy w pastylkach czy nie łykać? Amerykańscy naukowcy od paru miesięcy toczą w tej sprawie wojnę na śmierć i życie. A szarzy zjadacze pastylek radzą im, żeby wreszcie wzięli się do roboty i dali jasną odpowiedź

Amerykańskie sklepy spożywcze wyglądają jak spełnienie American Dream kogoś na witaminowym haju. Przebieram w całym zdrowotnym alfabecie w postaci kolorowych proszków, multiwitaminowych gum do żucia o smaku mięty albo coli, a nawet suplementów w postaci żelków dla dzieci i ich rodziców. Przy 11 mld dol., które rocznie na witamy wydają Amerykanie, polskie 3 mld zł, choć to całkiem spora suma, wypada raczej blado.

A jak analfabetyzm

Jednak część amerykańskich naukowców uznała ostatnio, że przemysłowi kolorowych pastylek należy powiedzieć dość. W głośnej publikacji w “Annals of Internal Medicine” badacze z Johns Hopkins University w Baltimore, jednej najlepszych szkół medycznych na świecie, napisali do nas, zwykłych zjadaczy witamin, wprost: “Miarka się przebrała. Przestańcie marnować pieniądze”. Według nich sprawa jest raz na zawsze zamknięta. Wzbogacanie diety zdrowego dorosłego człowieka o witaminy i suplementy nie przynosi żadnych korzyści ani nie działa profilaktycznie przeciwko żadnym chorobom. Co gorsza, wysokie dawki beta karotenu, witaminy E i A mogą być wręcz szkodliwe dla zdrowia.

Prawda czy mit. Antyoksydanty w tabletkach są ważniejsze niż dieta

Edgar Miller, profesor epidemiologii i jeden ze współautorów tego raportu, w rozmowie jest równie stanowczy. – Wiara, że witaminy mogą nas uleczyć, to współczesna bzdura i naukowy analfabetyzm – twierdzi. – Podstawa to zdrowa dieta. Zalecam oszczędzone na pastylkach pieniądze przeznaczyć na warzywa, owoce, orzechy czy dobrej jakości nabiał. Można też zainwestować w abonament na ćwiczenia. Wydawanie na witaminy to po prostu wyrzucanie pieniędzy w błoto – mówi Miller.

Część co bardziej świadomych konsumentów po tym raporcie odetchnęła z ulgą, sądząc, że w końcu zamknął on usta koncernom farmaceutycznym, które twierdzą, że zwykłe pożywienie nie dostarcza nam tego, czego organizm potrzebuje. Pojawiła się więc szansa, że zakończył się spór, czy zjadać pastylki nafaszerowane całą masą literek, czy dać sobie z tym spokój. Ale był to oddech tylko na chwilę, bo szybko okazało się, że pod wpływem witamin naukowcy zaczynają zachowywać się jak na światopoglądowej wojnie na śmierć i życie. Na badaczy z Johns Hopkins University zaraz najechała grupa ich zagorzałych przeciwników i jeszcze bardziej zacietrzewionych miłośników ulepszania zdrowia w pastylkach. – Antywitaminowy raport to śmieć – oburza się prof. Stampfer z Uniwersytetu Harvarda, który na łamach ostatniego “Nature” oświadczył, że to granda, aby tak dobre specjalistyczne czasopismo jak “Annals of Internal Medicine” wypuściło na swoich łamach tak pseudonaukowego gniota. Podobnych komentarzy jest więcej. Od paru miesięcy amerykańscy lekarze i naukowcy żyją sprawą witamin.

Draka zaczyna się za D

Podobne emocje w witaminowej branży to jednak żadna nowość. Towarzyszyły już pierwszym badaniom na ten temat, które prowadził polski biochemik Kazimierz Funk. Na początku dwudziestego wieku w Instytucie Pasteura w Paryżu próbował odkryć przyczynę dziś prawie nieznanej choroby beri-beri, która objawia się zapaleniem nerwów, porażeniami, odbarwieniami skóry, zaburzeniami psychicznymi i zanikiem mięśni. Funk zauważył, że tajemniczy neurologiczny syndrom występuje u pacjentów, którzy na pytanie o dietę wymieniają głównie biały, łuskany ryż. To ziarno stało się jego obsesją. W końcu z odrzucanych w procesie czyszczenia otrębów ryżowych wyodrębnił substancję, której brak może wywołać beri-beri. W pierwszym eksperymencie nakarmił nią niedożywione gołębie. Po dwunastu godzinach odżyły. Wszystko dzięki witaminie B1, wewnętrznemu spalaczowi glukozy, który zapobiega tworzeniu się w naszym ciele nadmiaru kwasu pirogronowego powodującego uszkodzenia tkanek. Funk wymyślił na tę witalną substancję chwytliwą nazwę “witamina”; od połączenia łacińskiego vita, czyli życie i amina, czyli związek chemiczny zawierający grupę aminową. A później odkrył też, że B1 występuje w drożdżach, mleku i mózgu wołowym. I w ten sposób świat zyskał naukę o witaminach.

Na krytykę nie musiał długo czekać. Badacze z Instytutu Listera w Londynie uznali, że tezy Funka to herezje, i próbowali zabronić używania wymyślonej przez biochemika nazwy. A amerykańscy naukowcy w specjalnym wydaniu “Journal of the American Medical Association” zaczęli przestrzegać przed wprowadzonym przez niego określeniem “niedobór witamin”. Alarmowali, że z nauką to “słowo na w” ma niewiele wspólnego i zapewne niedługo odejdzie do lamusa jako kolejny nietrafiony medyczny wymysł.

Dziś nikt nie ma raczej wątpliwości, że B1 zapobiega beri-beri, witamina C – szkorbutowi, a kobiety w ciąży powinny wzbogacać zdrową dietę kwasem foliowym, który należy do grupy witamin B. Jego niedobór może spowodować wady rozwojowe płodu. Wielu zwolenników ma też witamina D, która wzmacnia kości.

Witamina D – życiodajna, ale wciąż tajemnicza cząstka

Niestety, na D jako taki konsensus co do abecadła zdrowia się kończy. – Najwyższy czas uderzyć się w pierś i przyznać, że nauka po prostu nie wykonała dobrej roboty w badaniu witamin. Sami nie wiemy, co tak naprawdę powiedzieć pacjentom, bo do tej pory przyglądaliśmy się witaminom przez brudną szybę i z zaciągniętymi zasłonami – przyznała w “Nature” Susan Mayne, profesor epidemiologii w Szkole Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Yale. To stwierdzenie też wywołało w Stanach burzę, bo Mayne jest członkinią amerykańskiego Instytutu Medycznego, który odpowiada za normy żywieniowe i dawki dziennego zapotrzebowania na różne składniki odżywcze, w tym także witaminy. Epidemiolog przyznała więc między słowami, że wszystko, co wydaje się nam normą, to zwykłe błądzenie we mgle. I jesteśmy pozostawieni w tej witaminowej mgle sami sobie.

Z przedawkowania abecadła

Co więc o witaminach wiemy? Badania z ostatnich lat jednoznacznie pokazują, że co za dużo, to niezdrowo. A nawet śmiertelnie niezdrowo. I choć część z tych eksperymentów najnowsza nie jest, amerykańscy lekarze zaczęli tłumaczyć je pacjentom dopiero ostatnio. W nauce nieraz musi przejść parę dekad podobnych wyników, aby jakieś pojedyncze badanie zaczęto traktować poważnie. Szczególne jeśli wnioski, które z niego płyną, burzą wszystko to, co do tej pory wydawało się jasne.

Takie jak te opublikowane w “The New England Journal of Medicine”. Autorzy podawali osiemnastu tysiącom palaczy mieszankę witaminy A i beta-karotenu albo placebo przez ponad pięć lat. Eksperyment przerwano, gdy okazało się, że ryzyko zachorowania na raka płuc u tych, którzy brali witaminy, wzrosło o ponad 40 procent. Inny raport, który w 2004 roku analizował wyniki czternastu testów klinicznych, pokazał, że wzbogacanie diety witaminami A i E, beta-karotenem i selenem, aby zapobiec rakowi jelita, zamiast pomagać, to ryzyko zwiększa. Rok później “Annals of Internal Medicine” opisało dziewiętnaście kolejnych testów klinicznych na 136 tys. osobach. Okazało się, że ci, którzy brali witaminę E, umierali wcześniej. A trzy lata temu praca z “Journal of the American Medical Association” powiązała nadmiar witaminy E ze zwiększonym ryzykiem raka prostaty.

Dlaczego nasze organizmy nie produkują witamin, choć są nam niezbędne do życia?

Sprawa nie kończy się na testach klinicznych, bo przedawkować witaminy można bardzo łatwo i pewnie zdarzyło się to każdemu z nas. 1000 miligramów witaminy C, czyli dziesięć razy więcej niż dzienne zapotrzebowanie, to kilka pastylek i opakowanie wzbogaconych cukierków. Ale żeby zjeść tyle w naturze, musielibyśmy wsunąć piętnaście pomarańczek, na co organizm raczej zareagowałby buntem. Jak to więc możliwe, że multiwitaminy stoją na półkach obok ziółek i cukierków i nikt ich sprzedaży nie kontroluje? Według doktora Paula Offita, jednego z bardziej znanych przeciwników witamin, suplementy diety to największy wstyd dla pracowników Amerykańskiej Federacja ds. Żywności i Leków. Offit tłumaczy, że Amerykanie próbowali wprowadzić regulacje już w latach 70. Ale lobby witaminowego przemysłu zatrudniło wtedy tak skutecznych senatorów lobbystów, że ustawa nigdy nie przeszła przez Senat. A lobby do dzisiaj ma się doskonale.

Nie oznacza to jednak, że witaminy powinniśmy przy najbliższej okazji wysypać do śmietnika i raz na zawsze o nich zapomnieć. Oprócz tego, że przedawkowanie szkodzi, naukowcy wiedzą też, że niedobór też wcale korzystny dla nas nie jest. W badaniu przeprowadzonym ostatnio na Harvardzie, przez trzy do sześciu lat podawano kwas foliowy ludziom, którzy wcześniej wyleczyli się z raka jelita. Gdy wyniki przeanalizowano po raz pierwszy, wydawało się, że kwas foliowy nic nie zmienia. Nie działa ani na plus, ani na minus. Dopiero gdy naukowcy przyjrzeli się grupie, u której poziom tej substancji był najniższy, okazało się, że pastylki zmniejszały ryzyko nawrotu nowotworu.

K na kłopoty

Ciężko uwierzyć, że na coś tak oczywistego uczeni z najlepszych uniwersytetów wpadli dopiero teraz. Ale wszystko przez to, że przez lata mało który test sprawdzał poziom wyjściowy witamin u badanych. A jeśli chodzi o dietę, często brano deklaracje pacjentów na słowo, trudno więc było tak naprawdę wyliczyć, ile miligramów czego tak naprawdę przyjmowali. W końcu nawet sami przed sobą kłamiemy na temat tego, ile herbatników i ciasteczek udało nam się wcisnąć do paszczy jeszcze przed lunchem. Dziś badania są bardziej wiarygodne, bo ich uczestnicy za pomocą aplikacji na komórki muszą fotografować każdy posiłek. A naukowcom pozostaje wierzyć, że żaden batonik nie został pominięty i że jedno jabłko drugiemu jabłku jest równe, nawet jeśli ktoś je tylko ekologiczne owoce, a inny jedynie te bezsmakowe z przemysłowej uprawy. Mało kto brał też pod uwagę nasze genetyczne różnice, które mogą być w zrozumieniu tego, jak witaminy działają na nasz organizm kluczowe.

Witaminy i suplementy – czy warto je brać?

Być może w najbliższych latach będziemy wiedzieć trochę więcej. Kąśliwe komentarze pacjentów i konsumentów, które zalały amerykańskie portale i gazety, a w postaci maili skrzynki naukowych guru od witamin – zrobiły swoje. Ich przekaz był jasny: weźcie się do porządnej roboty i dajcie nam jednoznaczne odpowiedzi. W końcu granty na badania idą z naszych podatków. Zawstydzeni uczeni zakasali rękawy i ostatnio opublikowali nawet wskazówki na temat tego, jak dobrze zabrać się do tematu, biorąc pod uwagę nie tylko pastylki, ale też to, co dostajemy z pożywienia, co naprawdę w tym pożywieniu siedzi i jak organizm to wchłania.

A na razie, jak mówi profesor Edgar Miller, pozostaje nam pamiętać o tym, żeby nasze żołądki oprócz bułek, kebabów i pizzy dostawały porządną dawkę pomidorów, brokułów, jabłek, czereśni i innych naturalnych witamin. Inaczej bez tych w postaci żelków może się nie obejść.

W końcu amerykańscy pediatrzy od jakiegoś czasu z przerażeniem donoszą, że trafiają do nich pięciolatki ze szkorbutem. Wszyscy myśleli, że o chorobie XIX-wiecznych marynarzy, którzy na długich rejsach cierpieli z powodu braku witaminy C i innych składników odżywczych, można poczytać co najwyżej w książkach. Tymczasem, aby w dzisiejszych osiągnąć podobny efekt z wypadaniem zębów włącznie, wystarczy przez dłuższy czas stołować się w fast foodzie.

ABC łykania witamin

Jak brać zdrowie w tabletkach i czego unikać? Przegląd z badań.

1. Witamina C może podwyższyć poziom wchłaniania żelaza. Nie bierz tych suplementów razem.

2. Zbyt duże dawki witaminy A mogą źle wpływać na zdrowie kości i wątroby.

3. Witaminy rozpuszczalne w tłuszczu (A,D, E oraz K) lepiej się wchłaniają, gdy weźmiesz je z posiłkiem zawierającym tłuszcz.

4. Postaraj się brać witaminy z potrawami, w których występują naturalnie.

5. Witamina D lepiej wchłania się, gdy weźmiesz ją przy kolacji, a nie przy śniadaniu.

6. Przyjmujący leki przeciwzakrzepowe, powinni unikać spożywania witaminy K. Ludzie na lekach moczopędnych wystrzegać się witaminy D, a przyjmujący leki na serce – witaminy B3.

7. Długotrwałe przyjmowanie cynku może obniżyć poziom miedzi w organizmie. Sprawdź to z lekarzem.

8. Niektóre minerały konkurują ze sobą. Na przykład, jeśli bierzesz wapno, przyjmij inne minerały, takie jak żelazo, podczas innej pory dnia.

9. Starsi mężczyźni i kobiety po menopauzie powinni ograniczać suplementy z żelazem. W dużych dawkach może prowadzić do chorób serca i uszkodzeń różnych organów.

10. Jeśli bierzesz multiwitaminy, sprawdź, czy produkty żywnościowe, które kupujesz nie są wzmocnione witaminami i oblicz dzienną dawkę, żeby uniknąć przedawkowania

About this publication