Is It Already an Ebola-Gate Affair?

<--

Choć w całej Ameryce wykryto tylko trzy przypadki wirusa, wywołuje on powszechne zaniepokojenie, a nawet panikę. Prawica krytykuje prezydenta Obamę za serię katastrofalnych wpadek służby zdrowia.

Stacja szybkiej kolejki w Dallas była w sobotę sparaliżowana. Media donosiły, że kobieta z grupy wysokiego ryzyka, która miała kontakt z “pacjentem zero”, wymiotowała na peronie, stwarzając śmiertelne zagrożenie dla innych. Policja i straż pożarna zablokowały wejścia na stację, którą przeczesywali pracownicy służby zdrowia w maskach i kombinezonach. Nie tylko wagon, którym jechała, ale też cały pociąg odstawiono na bocznicę, by poddać go dezynfekcji.

Po kilku godzinach okazało się, że kobieta nie miała kontaktu z “pacjentem zero”, Thomasem Duncanem, który przyleciał z Liberii i zmarł w Dallas. Nie była na liście osób pod obserwacją i nie wymiotowała, lecz splunęła.

Powyższy przypadek jest skrajny, ale z tego, co podają media, można odnieść wrażenie, że wirus ebola zawładnął świadomością Amerykanów. Satyrycy twierdzą – i mają rację – że w USA szaleje wirus “fearbola” (strach przed ebolą), którym można się zakazić, oglądając CNN albo Fox News.

Nauczycielkę w szkole w stanie Maine wysłano na trzytygodniowy urlop tylko dlatego, że brała udział w seminarium w Dallas. Kongresmeni domagają się od prezydenta Obamy, by zamknął granice dla wszystkich przyjeżdżających z zachodniej Afryki, gdzie epidemia panuje naprawdę (w Liberii, Gwinei i Sierra Leone zdiagnozowano 9 tys. przypadków, a 4,5 tys. osób zmarło).

W Pensylwanii podczas meczu piłki nożnej dwóch lokalnych szkół publiczność krzyczała “Ebola” na jednego z graczy – 16-latka z Gwinei, który przyjechał do USA trzy lata temu. Trenera i jego asystenta zwolniono z pracy; trwa postępowanie dyscyplinarne przeciw uczniom, którzy szydzili z kolegi.

Prawicowi felietoniści uważają, że wirus ostatecznie pogrążył i skompromitował administrację Obamy, podobnie jak huragan “Katrina”, który spadł na Nowy Orlean i za sprawą biernej postawy rządu ostatecznie skompromitował George’a W. Busha.

Porównanie to przesadne, ale coś jest na rzeczy. Seria błędów, jakie popełniła ostatnio amerykańska służba zdrowia, jest rzeczywiście zdumiewająca. Duncan, który podczas podróży czuł się dobrze, kilka dni po przylocie do Dallas przyszedł do szpitala, skarżąc się na wysoką gorączkę. Powiedział pielęgniarce, że przyleciał z Liberii, co nawet zapisała w karcie pacjenta. Ale odesłano go do domu z diagnozą “lekkiej infekcji wirusowej”. Po kilku dniach wrócił w karetce. Dla niego samego nie miało to wielkiego znaczenia, bo medycyna nie zna skutecznej kuracji zakażonych wirusem ebola – “leczenie” polega na stworzeniu optymalnych warunków, by organizm zwalczył chorobę (ale i tak blisko połowa pacjentów umiera).

Niemniej jednak przez kilka dni poza szpitalem Duncan mógł zakażać innych; kilkadziesiąt osób jest pod obserwacją. Kiedy już go hospitalizowano, zakaził dwie pielęgniarki. Stanowa służba zdrowia do dziś nie wie, jakim cudem było to możliwe, bo wchodziły do niego jedynie w maskach i kombinezonach ochronnych. Mówi się, że musiało dojść do złamania zasad bhp. Jest to tym dziwniejsze, że ebolą generalnie trudno się zakazić – statystycznie chory “przekazuje” chorobę dwóm osobom (chory na odrę zakaża 17 osób, a na grypę – kilka).

Jedna z tych pielęgniarek dostała lekkiej gorączki na lotnisku – wybierała się do rodziny w Charlotte – i zadzwoniła do federalnych służb lotniczych z pytaniem, czy może wsiadać do samolotu. I dostała zgodę! Nazajutrz rano miała już klasyczne objawy zakażenia ebolą. A federalny urząd ds. zapobiegania chorobom ogłosił, że “kontaktuje się” ze 138 pasażerami owego rejsu.

Jakby tego wszystkiego było mało, jeden z pracowników szpitala w Dallas wybrał się na rejs po Karaibach. Popłynął statkiem wycieczkowym z kilkoma tysiącami osób na pokładzie. Kiedy ogłoszono tę wiadomość, statku nie wpuszczono do portu Cozumel w Meksyku. Nim wrócił do Teksasu, na jego pokładzie lądował helikopter, by pobrać krew podejrzanego pasażera do analizy.

Wszystko to sprawiło, że w ostatnią środę Barack Obama odwołał spotkanie z darczyńcami partii Demokratycznej i zwołał w Białym Domu nadzwyczajną naradę w sprawie eboli. Jej uczestnicy opowiadali dziennikowi “New York Times”, że prezydent z trudem hamował wściekłość. Ale potem wystąpił w telewizji i z całkowitym spokojem poinformował naród, że ryzyko epidemii w Ameryce jest znikome.

About this publication