Ponura prawda, z którą prawica w USA jeszcze się nie pogodziła, jest taka, że już zapewne nigdy nie uda się obalić Obamacare – nawet gdy jej inicjator wyprowadzi się z Białego Domu. Machina zaczęła działać i nie da się jej zatrzymać.
Wysiłki, jakie od kilka lat podejmują Republikanie, by obalić Obamacare, czyli reformę służby zdrowia wprowadzoną przez Baracka Obamę, są – bez przesady – gargantuiczne. 54 głosowania za obaleniem ustawy w Izbie Reprezentantów – wszystkie bez sensu, bo Demokraci mieli większość w Senacie, który musiałby je zatwierdzić. A nawet gdyby jakimś cudem zatwierdził – czego nigdy nie zrobił – to było jeszcze weto prezydenta, który naturalnie uratowałby swoją najważniejszą reformę.
Do tych syzyfowych prac w Kongresie trzeba dopisać atakujące Obamacare reklamy TV, które w ostatnich czterech latach kosztowały 450 mln dol.!
Czy teraz, po wtorkowych wyborach, wreszcie nadejdzie nagroda za te wszystkie starania? Niestety nie. Wprawdzie Republikanie zdobyli zdecydowaną większość w obu izbach Kongresu, ale nie mają dwóch trzecich głosów, które wymaga konstytucja USA, żeby przelicytować weto prezydenta.
Co nie przeszkadza temu, że w styczniu – kiedy zostanie zaprzysiężony nowy Kongres – znowu będzie głosowanie nad obaleniem Obamacare. Przywódcy Partii Republikańskiej już to zapowiadają.
Tymczasem znienawidzona przez nich Obamacare, przyjęta w 2010 r., ale wdrażana dopiero od obecnego roku, ma się całkiem dobrze. I to pomimo falstartu – poprzedniej jesieni już na samym początku padł system komputerowej rejestracji dla chętnych na nowe, dotowane przez państwo ubezpieczenia. Przez długie tygodnie nie można było z niego korzystać, bo nieustannie się zawieszał i resetował.
W USA nie ma “państwowej” opieki zdrowotnej – polisy są prywatne lub w pakiecie od pracodawcy, co kosztuje przeciętną rodzinę od kilkuset dolarów miesięcznie za najgorsze ubezpieczenie (pokrywa tylko część kosztów leczenia) do ponad tysiąca za najlepsze.
Jeszcze rok temu ok. 45 mln Amerykanów nie miało żadnej polisy, czyli prawie żadnej opieki zdrowotnej. Poza doraźną. Jeśli np. byli ranni w wypadku samochodowym, to udzielano im pomocy, ale po wyjściu ze szpitala dostawali gigantyczne rachunki, które często zabierały im dorobek całego życia. Co roku ponad milion Amerykanów bankrutuje z powodu wysokich kosztów leczenia.
Co ciekawe, owe 45 mln nieubezpieczonych to nie najbiedniejsi, którzy akurat są objęci darmową opieką zdrowotną w ramach programu pomocy społecznej Medicaid. Starsi, powyżej 65. roku, też mają zapewnioną prawie bezpłatną opiekę w ramach Medicare.
Groźba medycznego bankructwa wisi nad tymi, którzy są powyżej progu ubóstwa (nie załapują się do Medicaid), ale ryzykują i nie wykupują polisy.
Na dokładkę system opieki zdrowotnej w USA jest najdroższy na świecie. Pochłania co roku 18 proc. dochodu narodowego (w Polsce opieka zdrowotna to 7 proc. PKB, w Wlk. Brytanii – 9,5, Niemczech – 11). A efekty nie powalają na kolana – np. statystyczny obywatel Kuby żyje tak długo jak obywatel USA.
Obamacare ma temu wszystkiemu zaradzić na kilka sposobów. Po pierwsze, zwiększa liczbę osób kwalifikujących się do darmowej opieki, czyli do Medicaid. Po drugie, wprowadza państwowe dotacje do ubezpieczeń. Po trzecie, zobowiązuje średnie i duże firmy, by oferowały zbiorowe ubezpieczenia pracownikom. Po czwarte, firmy ubezpieczeniowe nie mogą – jak dotąd – odmawiać sprzedaży polisy osobom przewlekle chorym. I po piąte wreszcie, Obamacare wprowadza “karę” za brak polisy. Wszyscy, którzy mają dość pieniędzy, żeby się ubezpieczyć, ale tego nie robią, będą musieli co roku płacić podwyższone podatki (o kilkaset dolarów).
Republikanie uważają, że Obama narzucił Ameryce socjalistyczny model służby zdrowia i gwałci świętą wolność obywateli – de facto zmuszając ich do wykupienia polisy. Ale dwa lata temu sąd najwyższy uznał, że podwyższone podatki (za brak ubezpieczenia) nie naruszają konstytucji USA.
Ponura prawda, z którą prawica w USA jeszcze się nie pogodziła, jest taka, że już zapewne nigdy nie uda się obalić Obamacare – nawet gdy jej inicjator wyprowadzi się z Białego Domu. Machina zaczęła działać i nie da się jej zatrzymać. Ze wstępnych szacunków wynika, że rok po starcie reformy dodatkowe 7 mln Amerykanów ma dotowane przez państwo polisy, a kolejne 4 mln dopisano do Medicaid. Trudno sobie wyobrazić, żeby zostało im to odebrane.
Ceny polis wcale nie wzrastają, jak straszyli Republikanie, tylko nieznacznie spadają (o 0,8 proc. – tak wyliczyła niezależna od rządu Kaiser Foundation).
To, że Obamacare zostanie, nie oznacza, że Republikanie nie będą starali się z niej wyciągać pojedynczych cegiełek. Do tego celu służy w Kongresie stary fortel. Polega on na dopisywaniu do uchwalanych ustaw dziwacznych, niepasujących do nich paragrafów. Na przykład: Republikanie chcą zlikwidować 2,3-proc. podatek od sprzedaży urządzeń medycznych, który przewiduje Obamacare. Mogą wpisać zniesienie go jako paragraf w ustawie, na której prezydentowi bardzo zależy. Np. przyznającej legalny status milionom nielegalnych imigrantów. A jeśli Obama zostanie wystawiony na taką pokusę – łyżka dziegciu, ale razem z beczką miodu – to zapewne ulegnie. O ile tylko łyżka nie będzie zbyt duża.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.