Amerykański prezydent weźmie udział w dwudniowym szczycie Krajów Azji Południowo-Wschodniej, ASEAN, największym wydarzeniu międzynarodowym w historii tej byłej kolonii brytyjskiej. Czy przekona prezydenta Thein Seina do dalszych reform?
Światowi przywódcy w otoczeniu tłumu dziennikarzy przyjechali w środę do stolicy Birmy Naypyidaw. Takie zdarzenie było nie do pomyślenia przez ostatnie pół wieku, gdy krajem rządziła junta wojskowa, a Birma była pariasem. Szczyt Krajów Azji Południowo-Wschodniej ASEAN to największe wydarzenie międzynarodowe w historii byłej kolonii brytyjskiej, która po odzyskaniu niepodległości w 1948 r. pogrążyła się szybko w izolacji.
Barack Obama, któremu pozostały jeszcze dwa lata do końca kadencji, uważa otwarcie Birmy na świat za ważne dokonanie swojej prezydentury. Waszyngtonowi, który rywalizuje z Chinami o wpływy w Azji, udało się wyrwać Birmę z orbity Pekinu.
W 2012 r. Obama złożył tam historyczną wizytę. Przyjmowany owacyjnie, spotkał się z nowym prezydentem Thein Seinem, który dwa lata wcześniej zamienił mundur wojskowy na cywilny garnitur. USA wysłały do Birmy ambasadora, wpuściły tam swój kapitał i powitały ją w rodzinie narodów. Dla byłego generała była to nagroda za wypuszczenie więźniów politycznych i zniesienie cenzury, a także zaliczka na rzecz dalszych reform.
Birma pod kontrolą armii
Obecna wizyta jest znacznie trudniejsza – Biały Dom ogłosił ostatnio, że birmańska transformacja utknęła w martwym punkcie. Obamie brakuje jednak kart przetargowych, bo Waszyngton zniósł w pośpiechu większość sankcji gospodarczych z początku lat 90.
Przestrzegała go przed tym laureatka pokojowego Nobla Aung San Suu Kyi. Wypuszczona w 2010 r. po 15 latach aresztu domowego podjęła wtedy dialog z generałami, którzy ją więzili. Dla Amerykanów jej osoba była gwarantem, że mogą angażować się w niedemokratycznej Birmie.
O spowolnienie reform noblistka obwinia Waszyngton, który zadowolony z otwarcia kraju przestał patrzeć na ręce jego władzom.
“Nietrudno zrozumieć jej frustrację” – pisze birmański komentator BBC Ko Ko Aung. Armia nadal kontroluje kluczowe resorty, w rządzie zasiada wielu zbrodniarzy wojennych. Jak wymieniony w raporcie prawników z Harvardu minister spraw wewnętrznych i były generał Aung Thaung, który powinien stanąć przed sądem za zbrodnie z czasów dyktatury. Armia kontroluje ważne sektory gospodarki i parlament, gdzie na mocy konstytucji napisanej pod jej dyktando obsadza jedną czwartą miejsc.
Transformację mogą przyśpieszyć pierwsze demokratyczne wybory powszechne – do parlamentu i prezydenckie – w 2015 r. Wygrałaby je w cuglach 69-letnia Suu Kyi, tyle że nie będzie mogła startować bez nowelizacji obecnej konstytucji. Wyklucza ona bowiem kandydatów, których małżonkowie lub dzieci są obcokrajowcami. Nieżyjący już mąż Suu Kyi oksfordzki tybetolog Michael Aeris był Brytyjczykiem, dwaj synowie pary mają obywatelstwo brytyjskie.
Ale zmiana konstytucji wymagałaby zgody i prezydenta, i trzech czwartych parlamentu…
Etniczna beczka prochu
Wybory 2015 r. to tylko jeden z tematów, które Obama poruszy podczas czwartkowego spotkania z Thein Seinem.
W dużych miastach jest już internet, bankomaty, sporo prywatnych gazet i dużo turystów. Ale na kresach wciąż tlą się konflikty etniczne, których władze cywilne nie potrafią lub nie chcą wygasić.
Waszyngton niepokoją doniesienia o czystkach etnicznych w stanie Arakan. Ich ofiarą padają muzułmańscy Rohyingya, jedna z najbardziej prześladowanych mniejszości na świecie. W Birmie, gdzie ci ciemnoskórzy rolnicy i rybacy mieszkają od pokoleń, są oficjalnie uważani za przybłędów z sąsiedniego Bangladeszu i nie mają praw obywatelskich. W ostatnich miesiącach 100 tys. Rohyingya uciekło z Arakanu, gdzie buddyjscy fanatycy organizują pogromy. Kolejne 100 tys., którym spalono domy, wegetuje na peryferiach miast w nędznych obozowiskach, gdzie nie dociera żywność i leki. Obrońcy praw człowieka ostrzegają przed groźbą ludobójstwa.
Teraz Azja
Birma to kolejny po Pekinie postój Obamy podczas ośmiodniowej wizyty w Azji i Australii, którą zakończy w piątek w Brisbane, biorąc udział w szczycie G-20. Prezydent, który w 2009 r. ogłosił zwrot polityki amerykańskiej ku Azji, chce, by USA były bardziej obecne w regionie, który napędza gospodarkę świata i gdzie rośnie potęga Chin.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.