The speech that Barack Obama made on Friday is one of the most important and dramatic moments of his presidency. The American leader, operating on the edge of the law, decided arbitrarily to resolve one of the key problems of his country — the issue of millions of illegal immigrants.
The dispute about what to do with 11 million illegal immigrants in the U.S. has lasted for years.
We Are All Immigrants
Republicans claim that their formal acceptance of Obama’s order would be a sign of weakness and unforgivable clearance to break the law. It might also serve as encouragement for more people from all over the world to cross the border from Mexico or to come pretending to be tourists, because sooner or later they will be forgiven and be accepted by America.
Obama replied to all that yesterday, “We are and always will be a nation of immigrants. We were strangers once, too. And whether our forebears were strangers who crossed the Atlantic, or the Pacific or the Rio Grande, we are here only because this country welcomed them in and taught them that to be an American is about something more than what we look like, or what our last names are, or how we worship. What makes us Americans is our shared commitment to an ideal – that all of us are created equal, and all of us have the chance to make of our lives what we will."
Opponents of the amnesty fear that the newcomers will take jobs away from U.S. citizens. Meanwhile, Obama underlined yesterday that the influx of immigrants strengthens America.
“For more than 200 years, our tradition of welcoming immigrants from around the world has given us a tremendous advantage over other nations. It’s kept us youthful, dynamic and entrepreneurial. It has shaped our character as a people with limitless possibilities. People not trapped by our past, but able to remake ourselves as we choose.”
The order, which Obama critics call dictatorial, kingly and emperor-like, will protect 5 million people from deportation and, more importantly, will give them the right to legally work in U.S.
It applies to those immigrants who have resided in America for at least five years and who have a child who is an American citizen — born in the U.S. However, their status is not final but only temporary. The president ordered the office of U.S. Citizenship and Immigration Services to refrain from deporting this particular group of people for the next three years.
Therefore it is not a change of law, which would require a bill to be approved in the Congress, but a hold in law abidance for 5 million people. Is such a thing acceptable?
Republicans emphasize that the U.S. Constitution says, “the president must take care that the laws be faithfully executed.” If he publicly announces that he will not do this, it means that he is breaking the Constitution. And if so, he can be disciplinarily recalled from office. Alabama Congressman Mo Brooks even claims that Obama can go to jail.
The White House treats the order completely differently, not as a “suspension of the law,” but as a “change of priorities in law abidance.”
After all, the prosecuting authorities — the police and USCIS — have limited capacity and means. There is no realistic chance they would be able to catch all the criminals; they cannot catch all people who have committed a crime. They will not deport 11 million people. In practice, they need to set priorities, like traffic policemen not stopping drivers who exceed the speed limit by, say, three miles per hour, but rather targeting those who break the limit in a drastic way.
Is Obama a King?
USCIS will not chase those 5 million people to whom Obama gave unofficial amnesty, but instead will focus on more important matters; that is, the rapid arrest and deportation of immigrants who commit crimes.
Republicans see such interpretation of presidential decree as mockery and scandal. Famous rightist columnist Charles Krauthammer jokes that, in this case, a future Republican president could order the IRS to stop chasing people who do not pay income tax from capital income (from shares on the stock exchange.) This way American millionaires, without changing the law, would actually be free from paying taxes! Then what would the left say, which complains that one percent of the richest Americans get richer at the expense of everyone else?
Of course, the left would object that such a drastic change of social agreement could be accepted only in the form of a bill in the Congress. The right says the same thing — that such an important issue as illegal immigrants can be resolved only by the Congress, and confirmed by the president's signature afterward.
The presidential decree, according to the right, is especially outrageous two weeks after the great Republican victory in the midterm congressional elections, which can be treated as a no-confidence vote for Obama himself. Why does the president, who does not have society's support, command as a king?
Obama replied to that by saying, “I tried to go the normal path thorough the Congress, but Republicans blocked it. I will not wait any longer!”*
Last year the Senate accepted a bill on immigration reform that would legalize eight million people — and would also annul visas for Poles. But the Republican-oriented House did not even vote on the bill; it was forgotten. Presently, after elections, Republicans will have the majority in both chambers of Congress, so there is no chance for the bill.
What do Americans think of it all? A Wall Street Journal poll shows that 57 percent of people agree to give illegal immigrants the opportunity of citizenship — 40 percent is against that. But only 37 percent want the president to act in this matter on his own, without looking to Congress — 48 percent is against. Therefore, Americans want amnesty for illegal immigrants, but they do not like the method by which it was carried out.
* Editor's note: The original quotation, accurately translated, could not be verified.
Obama gra va banque
Spór o to, co zrobić z 11 mln nielegalnych imigrantów, toczy się w Ameryce od lat. Na zdjęciu: Grupa aktywistów Puente protestuje przed urzędem imigracyjnym w Phoenix przeciw deportacjom (NICK OZA/AP)
Prezydent USA wydaje "dekret", który uchroni miliony imigrantów przed deportacją i da im prawo do pracy. Republikanie grożą, że poślą go za to za kratki
Przemówienie, które Barack Obama wygłosił w piątek nad ranem czasu polskiego, jest jednym z najważniejszych - i najbardziej dramatycznych - wydarzeń jego prezydentury. Amerykański przywódca postanawia samowolnie, balansując na granicy prawa, rozwiązać jeden z największych problemów swojego kraju, czyli kwestię milionów nielegalnych imigrantów.
Spór o to, co zrobić z 11 mln nielegalnych imigrantów, toczy się w Ameryce od lat.
Wszyscy jesteśmy imigrantami
Republikanie twierdzą, że ich formalna akceptacja byłaby znakiem słabości państwa i karygodnym przyzwoleniem na łamanie prawa. Oraz zachętą dla kolejnych rzesz ludzi na całym świecie, żeby przekradali się przez granicę z Meksykiem albo przyjeżdżali udając turystów, bo prędzej czy później wszystko zostanie im wybaczone i zostaną przez Amerykę przyjęci.
Na to wszystko Obama odpowiedział wczoraj: - Jesteśmy i zawsze będziemy narodem imigrantów. My też kiedyś byliśmy obcy. Jesteśmy tutaj tylko dlatego, że nasi przodkowie - którzy przybyli przez Atlantyk, Pacyfik czy Rio Grande - zostali przez ten kraj przyjęci. I dlatego, że być Amerykaninem to coś więcej niż taki czy inny wygląd, nazwisko czy wyznanie. Tym, co czyni nas Amerykanami jest wspólne przeświadczenie, że wszyscy zostaliśmy stworzeni równi i że wszyscy mamy szanse żyć tak jak chcemy.
Przeciwnicy "amnestii" boją się, że przybysze zabierają miejsca pracy obywatelom USA. Tymczasem Obama podkreślał wczoraj, że napływ imigrantów wzmacnia Amerykę.
- Przyjmowanie imigrantów z całego świata przez ponad 200 lat dawało nam ogromną przewagę nad innymi narodami - mówił. - Dzięki temu Ameryka była młoda, dynamiczna i przedsiębiorcza. To ukształtowało nasz narodowy charakter - jako ludzi nieograniczonych możliwości, nie zdeterminowanych przez swoją przeszłość, ale odradzających się na nowo wg własnej woli.
Rozporządzenie, które krytycy Obamy nazywają "dyktatorskim", "królewskim" lub "cesarskim", uchroni przed groźbą deportacji około 5 mln ludzi, a - co jeszcze ważniejsze - da im prawo do legalnej pracy w USA.
Dotyczy ono m.in. tych nielegalnych imigrantów, którzy są w Ameryce przynajmniej pięć lat i mają dziecko będące amerykańskim obywatelem (czyli urodzone na terytorium USA). Ich status nie jest jednak rozwiązany ostatecznie, a jedynie prowizorycznie. Prezydent nakazuje podległym sobie służbom imigracyjnym, żeby na trzy lata wstrzymały deportacje tej konkretnej grupy osób.
Nie jest to zatem zmiana prawa - do tego potrzeba ustawy przegłosowanej w Kongresie - tylko wstrzymanie wykonywania istniejącego prawa wobec 5 mln ludzi. Czy coś takiego jest dopuszczalne?
Republikanie przypominają, że w konstytucji USA zapisane jest, że "prezydent musi się starać, żeby istniejące prawa były egzekwowane". Jeśli publicznie ogłasza, że tego nie będzie robił, to oznacza, że łamie konstytucję. A skoro tak, to może zostać dyscyplinarnie odwołany z urzędu. Kongresmen z Alabamy Mo Brooks stwierdził nawet, że Obamę można by nawet wtrącić do więzienia.
Biały Dom interpretuje rozporządzenie zupełnie inaczej - nie jako "zawieszenie prawa", tylko jako "zmianę priorytetów jego egzekwowania".
Wszak organa ścigania - policja i służby imigracyjne - mają ograniczone możliwości i środki. Nie ma realnych szans, żeby wykonywały wszystkie zadania. Nie wyłapią wszystkich ludzi popełniających wykroczenia. Nie deportują 11 mln ludzi. W praktyce muszą wyznaczać sobie priorytety, podobnie jak policjanci z drogówki nie zatrzymują kierowców, którzy przekroczyli dozwoloną prędkość np. o 3 kilometry na godzinę, tylko takich, którzy łamią ograniczenie w sposób drastyczny.
Czy Obama jest królem?
Służby imigracyjne przestaną zajmować się owymi pięcioma milionami ludzi, którym Obama udziela nieoficjalnej amnestii, ale w zamian skupią się na sprawie ważniejszej - czyli energicznym wyłapywaniu i deportowaniu imigrantów popełniających przestępstwa.
Taką interpretację prezydenckiego dekretu Republikanie uważają za kpinę i skandal. Znany prawicowy felietonista Charles Krauthammer ironizuje, że skoro tak, to w przyszłości republikański prezydent może publicznie nakazać urzędowi skarbowemu, żeby zaprzestał ścigania osób nie płacących podatku od dochodów kapitałowych (czyli z akcji na giełdzie). Tym sposobem amerykańscy milionerzy zostaliby de facto - bez zmiany prawa - zwolnieni z płacenia tego podatku! Cóż wtedy powiedziałaby lewica, która lamentuje że 1 proc. najbogatszych Amerykanów bogaci się kosztem całej reszty?
Naturalnie lewica podniosłaby raban, że tak drastyczna zmiana umowy społecznej może zostać przyjęta tylko w formie ustawy przez Kongres. I to samo mówi teraz prawica - tak ważna kwestia jak los nielegalnych imigrantów może zostać rozstrzygnięta tylko przez Kongres (i potem potwierdzona podpisem prezydenta pod ustawą).
"Dekret" prezydencki jest - zdaniem prawicy - szczególnie oburzający dwa tygodnie po wielkim zwycięstwie Republikanów w wyborach do Kongresu, które należy traktować jako wotum nieufności dla samego Obamy. Jakim prawem prezydent nie mąjący poparcia społecznego rządzi się jak król?
Na to Obama odpowiada: - Próbowałem iść "normalną" ścieżką przez Kongres, ale Republikanie ją zablokowali. Nie będę dłużej czekał!
W zeszłym roku senat przyjął ustawę o reformie imigracyjnej, która otworzyłaby ścieżkę legalizacji 8 mln ludzi (i przy okazji umożliwiłaby zniesienie wiz dla Polaków). Ale zdominowana przez Republikanów izba niższa Kongesu nawet nie poddała tej ustawy pod głosowanie. Została ona uśmiercona przez zapomnienie. Obecne, po wyborach, Republikanie będą mieli większość już w obydwu izbach, więc na ustawę nie ma szans.
Co na to wszystko Amerykanie? Sondaż dziennika "Wall Street Journal" pokazuje, że 57 proc. jest za tym, żeby dać nielegalnym szansę na obywatelstwo (40 proc. jest przeciw). Ale tylko 37 proc. chce, żeby prezydent działał w tej sprawie sam, bez oglądania się na Kongres (48 proc. jest przeciwko). A zatem Amerykanie chcą amnestii dla nielegalnych, ale nie podoba im się metoda, jaką jest wprowadzana.
Przeciwnicy amnestii dla imigrantów boją się, że przybysze zabierają miejsca pracy Amerykanom. Tymczasem Obama podkreślał wczoraj pozytywy. - Przez ponad 200 lat naszą tradycją było przyjmowanie imigrantów z całego świata i to dawało nam ogromną przewagę nad innymi narodami - mówił. - Dzięki temu Ameryka była młoda, dynamiczna i przedsiębiorcza. To ukształtowało nasz narodowy charakter - jako ludzi nieograniczonych możliwości, nie ograniczanych przez przeszłość, ale odradzających się na nowo wg własnej woli.
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.
These costly U.S. attacks failed to achieve their goals, but were conducted in order to inflict a blow against Yemen, for daring to challenge the Israelis.