Mad Obama Off The Leash

<--

Przegraniec, postrzelona kaczka, figurant w Białym Domu – tak w telewizji Fox News mówiono o Baracku Obamie po listopadowych wyborach, w których Republikanie zdobyli zdecydowaną większość w obu izbach Kongresu. Prawicowi komentatorzy prześcigali się w prognozach, że prezydent nic już nie osiągnie, że tylko biernie dotrwa do wyborów 2016 roku. To samo powtarzano zresztą również w innych telewizjach – tylko bez satysfakcji.

Ostatnio Obama ma wyjątkowo słabe sondaże i został porzucony nawet przez własną partię. W kampanii wyborczej niektórzy kandydaci Demokratów nie chcieli się publicznie przyznać, czy na niego głosowali w wyborach prezydenckich.

Ale oto minęło zaledwie sześć tygodni i nastroje w Fox News diametralnie się zmieniły. Teraz znowu zaczęto tam Obamę szanować. W pewnym sensie. Teraz jest “nieobliczalny” i “zachowuje się jak wściekły pies spuszczony ze smyczy”.

I rzeczywiście, wiele w tym racji. Sześć tygodni temu Obama przeszedł szokującą przemianę. Łatwo się domyślić jej przyczyn – prezydent po raz pierwszy w swojej karierze politycznej nic nie musi i nie ma nic do stracenia. Nie wystartuje już w wyborach prezydenckich. Nie musi się starać o względy Republikanów, ponieważ i tak nie chcą oni z nim współpracować w Kongresie. Nie musi się martwić o własną partię. Demokraci nie mogą stracić Kongresu, bo już go właśnie stracili – ponieśli największą porażkę wyborczą od II wojny światowej.

Ta pozornie beznadziejna sytuacja przywróciła Obamie wolność. I to wolność absolutną, która rzadko się zdarza zwykłym ludziom, a co dopiero prezydentom. W owych sześciu tygodniach swobodnego lotu Obama kolejno – ku rosnącemu przerażeniu republikanów – podpisał z Chinami układ o redukcji emisji gazów cieplarnianych, przyznał prawo pobytu i pracy w USA pięciu milionom nielegalnych imigrantów i zdecydował, że komunistyczna Kuba po 54 latach przestaje być wrogiem Ameryki. W Hawanie zostanie otwarta ambasada, Amerykanie będą mogli jeździć na wyspę i nawet przywozić stamtąd cygara i rum.

– Jesteśmy narodem imigrantów. Wszyscy jesteśmy Amerykanami tylko dlatego, że nasi przodkowie, którzy byli obcy, zostali przyjęci do społeczeństwa – mówił. Argument nie do zbicia, ale – trzeba przyznać Republikanom – że rozporządzenie jest proceduralnie dość kontrowersyjne. Prezydent stwierdza mianowicie, że “nie dostaje od Kongresu pieniędzy na deportację wszystkich 12 mln nielegalnych imigrantów, dlatego musi wyznaczyć priorytety, kogo deportować”. I postanawia, że nie będą deportowani ci, którzy mają dziecko będące obywatelem USA. “Nowym priorytetem jest wyłapywanie i deportowanie cudzoziemców, którzy popełniają poważne przestępstwa.

– Jeśli robimy coś przez pół wieku i nie przynosi to rezultatu, to moim zdaniem już nie przyniesie… Czas na zmianę! – mówił o nowym otwarciu z Kubą. – Zresztą nawet gdyby embargo działało, to i tak byłoby bez sensu. Ani my, ani Kubańczycy nie mielibyśmy żadnego pożytku z upadku Kuby… Mamy dosyć upadłych państw i wiemy, że transformacja jest w nich najtrudniejsza…

Prawica zastanawia się w popłochu, co jeszcze przez ostatnie dwa lata prezydentury Obama zamierza zrobić. A lewica jest zachwycona – nagle widzi tego samego charyzmatycznego senatora, który jesienią 2008 roku porwał Amerykę i świat obietnicą “zmiany”. Tego, który obiecywał, że nie będzie się bawił w Waszyngtonie w kunktatorstwo jak wszyscy jego poprzednicy.

Kiedy Sony Pictures po pogróżkach hakerów odwołało premierę komedii wykpiwającej przywódcę komunistycznej Korei, Obama stwierdził: – Rozumiem trudną sytuację Sony, ale moim zdaniem popełnili błąd. Nie może być tak, że obcy dyktatorzy cenzurują nam w Ameryce filmy…

Umarł polityk, niech żyje człowiek! Owo przepoczwarzenie się Obamy widać zresztą w jego zachowaniu. Jakby odmłodniał. Stał się jeszcze bardziej wyluzowany i uśmiechnięty, co widać było na piątkowej konferencji prasowej podsumowującej 2014 rok. Po wstępie wyciągnął małą karteczkę i stwierdził: – A teraz odpowiem na kilka pytań, zanim wyjadę na bożonarodzeniowe wakacje na Hawaje. Mój rzecznik wypisał mi tutaj, którzy z was byli grzeczni, a którzy niegrzeczni…

About this publication