Clint Eastwood’s ‘American Sniper’ Earns Millions and Divides America

<--

“Snajper” Clinta Eastwooda zarabia miliony. I dzieli Amerykę

Najpopularniejszy film tego roku w USA budzi tam największe od lat spory. Nominowany do Oscara w sześciu kategoriach “Snajper” Clinta Eastwooda to pomnik psychopaty czy portret bohatera?

Amerykańska prawica się cieszy: oto film o wojnie w Iraku, którego nie trzeba się wstydzić. Lewica wytacza najcięższe armaty, nazywa film “rasistowskim” i “reakcyjnym”. A publika, zwłaszcza ta z konserwatywnych stanów, głosuje nogami.

Za to patriotyczne wzmożenie odpowiada Clint Eastwood, 84-letni weteran kina, aktor, producent i reżyser. Ciekawe, bo akurat jego nie da się łatwo zaszufladkować politycznie. Dawny “Brudny Harry”, który z magnum kaliber 44 w ręku zachęcał zbirów, żeby “uprzyjemnili mu dzień” – do dziś ikona fanów samodzielnego wymierzania sprawiedliwości – jest przecież za kontrolą dostępu do broni. Mimo że przemawiał na krajowej konwencji Republikanów (Mitt Romney do dziś pluje sobie w brodę, bo występ Eastwooda z krzesłem podczas jego ostatniej kampanii prezydenckiej był katastrofą), umie poprzeć Demokratów, zwłaszcza tych proekologicznych.

Przede wszystkim zaś krytykował interwencję w Iraku, jeszcze zanim stało się to modne. A jednak jego “Snajpera” szef stowarzyszenia weteranów nazwał najlepszym filmem o Iraku, jeśli nie “najlepszym filmem wojennym naszych czasów”.

160 potwierdzonych trafień

W jednej ze scen filmu Chris Kyle (rewelacyjny Bradley Cooper) wraca z żoną z pogrzebu kolegi, który zginął w akcji. Nad trumną zapłakana matka czyta list od syna; chłopak, okazuje się, miał kryzys wiary w sens wojny. Taya (Sienna Miller) pyta męża, co o tym sądzi. Ten milczy chwilę, potem wybucha: to nie kula go zabiła, to ten list.

Prawdziwego Chrisa, który był najskuteczniejszym snajperem w historii US Army – zastrzelił 160 osób, a to tylko tzw. potwierdzone trafienia – demony wojny nie gnębiły. Robiłam z nim wywiad, gdy promował w Polsce autobiografię. Mówił z ciężkim teksaskim akcentem, odpowiedź zaczynał od “yes, ma’am” lub “no, ma’am” i rzadko potrzebował dłuższego zastanowienia. Pytałam, czy jakiekolwiek wspomnienie nie pozwala mu spać spokojnie. Odparł: – Żałuję jedynie, że nie udało mi się uratować więcej moich chłopaków. Ale co do tych, których zabiłem, nie żałuję ani jednego strzału.

Jego wspomnienia nie są wymagającą lekturą – literacko na poziomie fan fiction do gry “Call of Duty”, tyle że ze stemplem “historia prawdziwa”. Czytałam ją z mieszanką fascynacji i zgrozy. Bo Kyle (i dwóch ghostwriterów) na każdej stronie demonstrował brak refleksji graniczący z autoparodią. Irakijczyków nazywał wyłącznie “dzikusami” i “bandytami”. Z przekonaniem deklarował, że “każdy, którego zastrzelił, był zły”, a “świat jest lepszym miejscem bez dzikusów mordujących Amerykanów”.

Mówił: – Tak. Lubiłem swoją pracę, bo zdawałem sobie sprawę, że za każdym razem, kiedy zabiłem, ratowałem życie amerykańskich żołnierzy, naszych sojuszników i cywilów. Jasne, wolałbym być znany z powodu liczby osób, które uratowałem, niż tych, które zabiłem, ale tego nie da się policzyć.

Wojna się sprzedaje

Kosztujący 59 mln dol. “Snajper” po dwóch weekendach od premiery zarobił w USA 200 mln dol. Najbardziej kasowy film wojenny wszech czasów – “Szeregowiec Ryan” (1998) Spielberga – w podobnym czasie zebrał w Stanach 216,5 mln. Zresztą pierwotnie to właśnie Steven Spielberg miał reżyserować “Snajpera”.

Czterej z siedmiu rywali do Oscara: “Birdman”, “Teoria wszystkiego”, “Boyhood” i “Whiplash”, łącznie zarobili mniej niż “Snajper”.

Nawet ulubiona praca może się znudzić, więc żołnierze wymyślali “kreatywne” sposoby likwidacji wroga, co Kyle bez żenady opisuje. – Po pewnym czasie zaczynasz się wypalać. Cały czas strzelasz i potrzebujesz jakiejś zmiany, żeby móc się skupić na robocie. No i potrzebujesz śmiechu – powiedział podczas wywiadu.

Owce, wilki i psy

Publicystka brytyjskiego “Guardiana” oburzała się, że Eastwood gloryfikuje człowieka, który “czerpał przyjemność z dehumanizowania i zabijania innych”. Tyle że społeczeństwo najpierw za ciężkie pieniądze taką maszynę do zabijania szkoli, także w dehumanizacji wroga, a potem wysyła, by robiła to, do czego ją wyszkolono. Chris to żołnierz: nie kwestionuje celu wojny w Iraku ani jej metod. Jednak reżyser – też nie.

– To ważna historia, ale żeby ją opowiedzieć, trzeba przyjąć filozofię jej bohatera – tłumaczył Eastwood. No i przyjął: inne racje na ekranie nie istnieją. Mały Chris słyszy od ojca, że ludzie dzielą się na typy: owce, wilki i obdarzone “darem agresji” psy pasterskie broniące bezbronnych przed drapieżnikami. Jest jasne, że on będzie takim psem: może i prostym, brutalnym, ale przecież intencje ma szlachetne.

Okupację Iraku film pokazuje jako usprawiedliwioną odpowiedź na zamach na WTC. Chris strzela nie do powstańców broniących się przed agresją obcego państwa, ale do “irackiej Al-Kaidy” torturującej dzieci i zabijającej jego kolegów z nienawiści do amerykańskich wartości. Wszystko jest czarne albo białe. Dobra jest Ameryka, źli jej wrogowie, złych można, a nawet trzeba zabijać. Proste.

Niegodni czyścić mu buty

Nie dla wszystkich. Krytykom nie podoba się jednostronność filmu. Michael Moore, dokumentalista i dyżurny lewak Ameryki, odezwał się na Twitterze, że snajperzy to tchórze i nie ma sensu ich gloryfikować. Aktor Seth Rogan dodał, że “Snajper” przypomina mu dzieło ludzi Goebbelsa pokazywane w kinie pod koniec “Bękartów wojny” Quentina Tarantino – była to nazistowska propagandówka o snajperze z Wehrmachtu.

Druga strona nie pozostaje dłużna. Sarah Palin, niedoszła wiceprezydent USA, słynąca z tego, że lubi sobie postrzelać, odparowała “hollywoodzkiej lewicy”: “Pieszcząc błyszczące plastikowe trofea, które wymieniacie między sobą, plując jednocześnie na groby bojowników o wolność, pamiętajcie: reszta Ameryki wie, że nie jesteście godni czyścić butów Chrisowi Kyle’owi”. A były lider Republikanów w Kongresie Newt Gingrich poradził Michaelowi Moore’owi, żeby spędził parę tygodni z ISIS i Boko Haram, a doceni “naszych obrońców”.

Patriotyzm się opłaca

Polemiki nie przeszkadzają księgowym zacierać rąk. Amerykanie, zwłaszcza ci wierzący w Boga, ojczyznę i prawo do posiadania broni, mają dość bicia się we własne piersi. “Snajper”, jak pisze popularny serwis filmowy The Wrap, dał kinomanom “prawdziwego bohatera, który służył krajowi i walczył w słusznej wojnie. Czas najwyższy, bo ile można się czepiać amerykańskich żołnierzy?”.

Ameryka chce znów poczuć dumę ze swoich dzielnych chłopców. Takie filmy o Bliskim Wschodzie jak “Green Zone”, “W dolinie Elah” i “Ukryta strategia” traktowały o bezsensie wojny i jej kosztach. Kiepsko sobie radziły w box office. Za to ubiegłoroczny “Ocalony” (czterech komandosów w górach Afganistanu) zarobił 150 mln dol. “Niezłomny”, prawdziwa historia o amerykańskim bohaterstwie podczas II wojny światowej, ma na koncie 112 mln. “Snajper” może liczyć nawet na 350 mln. Początek patriotycznej fali w Hollywood? Niewykluczone. Bo patriotyzm zdecydowanie się opłaca.

Prestiż munduru

Sam Eastwood deklaruje, że “Snajper” to film niepolityczny i… antywojenny. Antywojenny, bo pokazuje problemy rodzin żołnierzy i wracających do cywila weteranów. Tyle że reżyser jest w tej opinii dość odosobniony.

“Snajper” nie jest prymitywną propagandówką, ale wojsko nie ma nic przeciw filmowi, który niepopularnej interwencji w Iraku daje ludzką twarz – konkretnie twarz brodatego Bradleya Coopera. Pentagon użycza filmowcom sprzętu, lokacji i statystów, o ile dowództwo zaakceptuje scenariusz.

Tony Scott, kręcąc “Top Gun” z młodym Tomem Cruise’em w roli niesubordynowanego pilota, miał pełne wsparcie sił powietrznych. “Wróg numer jeden”, zdaniem krytyków usprawiedliwiający tortury, miał konsultantów z CIA. Z drugiej strony Oliver Stone, kręcąc antywojenny “Pluton”, radził sobie sam. I choć hurapatriotyzm w rodzaju przekonujących do racji wojny w Wietnamie “Zielonych beretów” to pieśń przeszłości, a “Snajper” faktycznie porusza temat PTSD (stresu pourazowego), ostatecznie jest to film o amerykańskim bohaterze. O psie pasterskim broniącym owiec.

Co roku, gdy Akademia ogłasza kandydatów do Oscarów, satyrycy przerabiają plakaty nominowanych filmów na “uczciwe” wersje. I tak np. “Grand Budapest Hotel” został “Hipsterskim Ibisem”, a “Teoria wszystkiego” o sparaliżowanym fizyku Stephenie Hawkingu – “Wymagającą historią niepełnosprawności”. “Snajper” dostał tytuł “Armijny film rekrutacyjny”.

About this publication