Marijuana Is Now Legal in DC, but Where to Get It? Obama As Biggest Victim

<--

Marihuana legalna w Waszyngtonie, tylko skąd ją wziąć? Dyskryminowany Obama

Nowe prawo, które w czwartek weszło w życie w stołecznym Dystrykcie Kolumbia zezwala na palenie marihuany, ale nie zezwala na jej sprzedaż. Każdy, kto ukończył 21 lat i akurat jest w domu, tzn. nie jest w miejscu publicznym, może zapalić trawkę. Ale żeby to zrobić, musi albo dostać ją od kogoś w prezencie, albo samemu ją zasadzić i poczekać, aż wyrośnie.

Każdy mieszkaniec Waszyngtonu ma pozwolenie, żeby podarować komukolwiek do jednej uncji, czyli do 28 g marihuany. Każdy może hodować w domu do sześciu krzaków marihuany, ale z zastrzeżeniem, że najwyżej trzy z tych krzaków mogą jednocześnie owocować.

Prawo jest zatem dosyć dziwne – można nawet rzec, nieżyciowe. Największym jednak poszkodowanym jest Barack Obama i jego rodzina. Ich obecne miejsce zamieszkania, znane powszechnie jako Biały Dom, znajduje się na gruncie będącym własnością federalną, czyli – przekładając na język polski – państwową. A na gruntach państwowych nie wolno mieć, hodować ani palić marihuany.

Inna sprawa, że prawo to nie jest – zdaje się – rygorystycznie przestrzegane. Raper Snoop Dogg chełpi się, że kiedy wizytował Biały Dom, zapalił trawkę w toalecie. – Spytałem alfabetowych kolesi i mi pozwolili – opowiadał. “Alfabetowi kolesie” to oczywiście FBI albo CIA – ponieważ nazwy tych organizacji to akronimy. Snoop Dogg mylnie wyobraża sobie, że ochrona w Białym Domu to pracownicy FBI i CIA, ale to już nieistotny szczegół. Istotne jest, że mimo iż raper ostentacyjnie przyznaje się do złamania prawa, to prawdziwi “alfabetowi kolesie” jeszcze nie stukają do jego drzwi.

Gdyby prawo było przestrzegane rygorystycznie, to “alfabetowi kolesie” powinni stukać do tysięcy drzwi i aresztować miliony amatorów marihuany. Zgodnie bowiem z prawem federalnym teoretycznie obowiązującym na terenie całych Stanów Zjednoczonych posiadanie, hodowanie, sprzedawanie i palenie marihuany jest zabronione.

Tymczasem przed stolicą USA już cztery stany – Kolorado, Waszyngton (stan nad Pacyfikiem), Oregon i Alaska – w mniejszym lub większym stopniu zalegalizowały marihuanę. W Kolorado sprzedaje się ją od ponad roku w sklepach. Dlaczego zatem “alfabetowi kolesie” nie aresztują sprzedawców i ich klientów? Otóż rząd Obamy ogłosił, że nie będzie egzekwował prawa w stanach, w których mieszkańcy w referendach dopuścili marihuanę.

Ze stołecznym Dystryktem Kolumbia sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Jesienią prawie 70 proc. jego mieszkańców głosowało za legalizacją marihuany, ale teoretycznie wszystkie nowe prawa w dystrykcie mogą zostać zakwestionowane przez Kongres USA. Jak do tej pory kongresmeni tylko trzy razy w historii skorzystali z tej możliwości weta. Po raz czwarty zrobić tego nie planują, bo – jeszcze kilka dni temu – wydawało się im, że zablokowali legalizację marihuany inną, mniej drastyczną, metodą. A mianowicie: wpisali do ustawy budżetowej (dla całej Ameryki) zakaz finansowania nowego prawa z Waszyngtonu. Ściślej mówiąc, zakazali wydawania pieniędzy podatników na “wdrażanie” stołecznej ustawy o legalizacji marihuany.

Czy stolica może być “przystanią dla palaczy zioła”?

Konflikt między rajcami Waszyngtonu a kongresmenami był do przewidzenia, bo pierwsi są w większości demokratami, a drudzy – w większości republikanami. Jego finał jest jednak zaskakujący. Otóż władze miasta zbuntowały się przeciwko Kongresowi i ogłosiły, że “wdrażać” oznacza “ustanowić prawo”. A skoro prawo zostało już ustanowione, to nie potrzeba żadnych funduszy na jego “wdrażanie”. – Naszym zadaniem jest dopilnować, żeby wola obywateli miasta została uszanowana – stwierdziła pani burmistrz Muriel Bowser.

Republikańscy kongresmeni uważają tymczasem, że “wdrażać” oznacza “dopilnować, żeby nowe prawo było przestrzegane”. – Stolica kraju nie może być bezpieczną przystanią dla palaczy zioła – oburzają się. – Tutaj nie ma żartów, uchwaliliśmy prawo i ono obowiązuje, a kto go nie przestrzega, może trafić do więzienia – straszył kongresmen Jason Chaffetz ze stanu Utah.

Komu groził? Rajcom Waszyngtonu czy szeregowym palaczom marihuany? To nie jest jasne. Dopiero najbliższa przyszłość pokaże, czy nowe prawo o marihuanie w amerykańskiej stolicy obowiązuje, czy też nie obowiązuje. I w których rejonach miasta obowiązuje. Bo żeby sprawę jeszcze bardziej skomplikować, trzeba dodać, że około 30 proc. powierzchni Waszyngtonu jest, podobnie jak Biały Dom, własnością federalną, czyli państwową. Na przykład parki albo tereny wokół pomników i mauzoleów. A na gruncie federalnym nie operuje lokalna policja, która egzekwuje lokalne prawa, tylko federalna policja, która egzekwuje prawa federalne. Dlatego np. idąc ulicą Waszyngtonu z uncją trawki w kieszeni można się czuć bezpiecznie, ale przechodząc nieopatrznie przez park, można zostać aresztowanym przez “alfabetowych kolesi”.

About this publication