Sgt. Bergdahl: A Taliban Captive in Afghanistan But Also a Deserter

<--

Sierżant Bergdahl – jeniec talibów w Afganistanie, ale i dezerter. W USA grozi mu teraz dożywocie

Najpierw pięć lat w niewoli talibów, teraz – reszta życia w amerykańskim więzieniu. Taki może być los sierżanta Bowe Berghdala, którego właśnie oskarżono o dezercję.

Sprawa Bergdahla wywołała zeszłego lata ogromne kontrowersje, które teraz wracają ze zdwojoną siłą.

Należało go oddać rodzicom

Prezydent Barack Obama zdecydował się wymienić go za pięciu talibów z Guantanamo – czyli poszedł na układ z wrogiem, co Amerykanie robią niezwykle rzadko. A tym razem chodziło o żołnierza, który samowolnie opuścił bazę w Afganistanie i dlatego wpadł do niewoli. Co gorsza, niewykluczone, że w akcji ratunkowej zginęli jego koledzy.

– Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości: należało tego młodego człowieka uratować – mówił w czerwcu zeszłego roku Obama. – To jest czyjś syn i należało go oddać rodzicom. Nie wartościujemy naszych żołnierzy na tych, których warto lub nie warto ratować. My, Amerykanie, mamy taką żelazną zasadę, że towarzyszy broni nie zostawiamy bez pomocy…

Prezydent wyjaśniał, że dla niego decyzja – ostro krytykowana przez prawicę – miała wymiar osobisty. – Zbyt wiele dostaję listów od rodziców, których dzieci nie wracają z wojny. Jest ważne, by rozumieć, że to nie jest jakaś abstrakcja ani żaden polityczny futbol – mówił.

Potem okazało się, że sierżant Bergdahl – wbrew deklaracjom prezydenta – wcale nie został “oddany jego rodzicom”. Wczoraj sąd wojskowy oskarżył go o dezercję. Grozi mu dożywocie. Prokuratorzy nie wzięli pod uwagę apelu obrońców, żeby potraktować go łagodniej ze względu na to, co przeszedł w pięcioletniej niewoli u talibów.

Jest mi wstyd, że jestem Amerykaninem

Bergdahl opuścił swoją bazę w afgańskiej prowincji Paktika 30 czerwca 2009 r. Miał wtedy 23 lata.

Kilka dni wcześniej wysłał list do rodziców, w którym pisał m.in.: “Jest mi wstyd, że jestem Amerykaninem. Dowódca mojego batalionu to zadufany w sobie stary głupek. Tacy właśnie są promowani w armii. Nasza armia to jeden wielki żart. To armia kłamców, idiotów i chamów. Ci ludzie, którzy tu mieszkają, potrzebują pomocy, ale jedyne, co dostają, to najbardziej zadufany w sobie kraj świata, który mówi im, że są zerami i głupcami, i że nie wiedzą, jak należy żyć. Nikt się nawet nie przejmuje usłyszawszy, że jeden z naszych wozów pancernych rozjechał jakieś ich dziecko… Mam tego dosyć”.

Lekkomyślnie naraził kolegów

Koledzy z jednostki twierdzą, że Bergdahl pod koniec wspólnej służby opowiadał, że zamierza iść na piechotę do Indii.

– Lekkomyślnie naraził nas wszystkich, którzy musieliśmy go szukać – mówił Cody Full, jego kolega z oddziału.

“Wojna była już i tak absurdem i donkiszoterią, ale ta akcja ratowania dezertera rozwścieczała nas najbardziej” – twierdzi Nathan Bradley, żołnierz z bazy sąsiadującej z bazą Bergdahla, w artykule opublikowanym przez portal “Daily Beast”. Jego zdaniem poszukiwania w okolicznych wioskach były tak absorbujące, że Amerykanie zaniedbali ochronę baz. Dlatego 4 lipca 2009 r. dwóm samobójcom udało się przeprowadzić na jedną z nich atak. Zginęli dwaj Amerykanie. Miesiąc po zniknięciu Bergdahla żołnierze wyjechali z bazy z misją znalezienia watażki, który miał związki z talibami przetrzymującymi jeńca. Patrol wpadł w zasadzkę – jeden z żołnierzy został postrzelony w twarz i umarł. Za jego śmierć również, zdaniem Bradleya, odpowiada Bergdahl. Było rzekomo jeszcze kilka podobnych przypadków.

Targi z talibami

Trzy tygodnie po zniknięciu Bergdahla talibowie wrzucili do internetu pierwsze nagranie z nim w roli głównej. Potem było ich jeszcze kilka. Jeniec chwalił talibów za to, że jest dobrze traktowany i krytykował Amerykę, że znacznie gorzej traktuje pojmanych talibów.

Początkowo za wypuszczenie Bergdahla zażądali miliona dolarów i zwolnienie 21 kolegów z Guantanamo. Po kilku latach zgodzili się wymienić go jedynie za pięciu talibów z Guantanamo.

Kiedy przeprowadzono wymianę, ówczesny szef sztabu amerykańskich sił zbrojnych Martin Dempsey tłumaczył: “Jak każdy Amerykanin, sierżant Bergdahl jest domyślnie niewinny – zanim nie zostanie mu udowodniona wina. Jeśli okaże się winny, armia nie będzie mu pobłażać, ale trzeba to oddzielić od starań o uwolnienie go z rąk wroga”.

Bergdahl twierdzi, że kilka razy próbował uciekać – po raz pierwszy kilka dni po dostaniu się do niewoli. Za karę został dotkliwie pobity i na trzy miesiące przykuty łańcuchem do łóżka. Niemal przez cały ten czas miał zasłonięte oczy. Potem trzymano go w metalowej klatce. – Byłem izolowany – opowiada. – Nie miałem pojęcia, jaki jest dzień czy rok, często długo trzymali mnie w ciemności albo w świetle. Mój świat kończył się na drzwiach, nie miałem pojęcia, co się za nimi dzieje. Jednego dnia mówiono mi, że nazajutrz zostanę stracony, a innego – że będę tak siedział 30 lat.

Bergdahla wymieniono za pięciu dość wysokich rangą więźniów Guantanamo. Jeden był gubernatorem prowincji Herat przed amerykańską inwazją w 2001 r., czyli kiedy talibowie rządzili Afganistanem. Inny był “szefem sztabu” talibskiej armii.

Wypuszczenie pięciu groźnych nieprzyjaciół w zamian za dezertera oburzyło w Waszyngtonie nie tylko wielu republikanów, ale nawet niektórych demokratycznych kongresmenów.

Bodaj największe zdumienie wzbudziła Susan Rice, czyli doradczyni Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego, która stwierdziła, że Bergdahl służył “godnie i z honorem”.

Co czeka dezertera

Za dezercję grozi mu – prócz dożywocia – dyscyplinarne zwolnienie z wojska i konfiskata całej wypłaty, którą przelewano na jego konto przez pięć lat talibskiej niewoli (czyli kilkaset tysięcy dolarów).

Eksperci, którzy wypowiadają się w mediach, twierdzą, że dożywocie jest mało prawdopodobne. Dezerter dostanie krótszy wyrok, a pięć lat w niewoli zostanie mu zaliczone w poczet kary – być może nawet podwójnie, tzn. będzie traktowane jak już odbyte dziesięć lat w amerykańskim więzieniu.

About this publication