He Sent Soldiers to War and Yet Had No Qualms about Charging $100,000 to Give Speech to Wounded Veterans: Who? President Bush

<--

Wysłał żołnierzy na wojnę, a później wziął 100 tys. dol. gaży za odczyt dla kalekich weteranów. Kto? Prezydent Bush

Były prezydent George W. Bush zainkasował 100 tys. dolarów za odczyt dla weteranów, którzy zostali kalekami podczas wojen w Iraku i Afganistanie. Niektórzy uważają, że to skandaliczne.

Przemówienia i odczyty, za które byli prezydenci USA inkasują sześciocyfrowe kwoty w dolarach, nie są w USA żadną sensacją, tylko regułą. Jednak ten konkretny przypadek jest dość kontrowersyjny, bo to George W. Bush zdecydował o posłaniu amerykańskich żołnierzy do Afganistanu i Iraku. A po odejściu z urzędu wziął, jak ustaliła telewizja ABC, pieniądze od weteranów, którzy na tych wojnach – a więc po części z powodu jego decyzji – zostali kalekami.

W 2012 roku czek na 100 tys. dolarów wystawiła byłemu prezydentowi teksaska fundacja charytatywna Helping a Hero, czyli Pomagając Bohaterom. Dodatkowo opłaciła mu przelot prywatnym odrzutowcem, co kosztowało dodatkowe 20 tys. dolarów. Rok wcześniej ta sama fundacja zapłaciła 50 tys. dolarów za odczyt Laurze Bush, czyli żonie George’a W.

“Było super. Zgodził się obniżyć stawkę”

Helping a Hero specjalizuje się w zapewnianiu domów weteranom, którzy stracili w Iraku i Afganistanie ręce albo nogi lub zostali w inny sposób ciężko okaleczeni. Dzięki udziałowi Busha w gali z 2012 roku fundacji udało się zebrać rekordowe 2,5 mln dolarów. Rok później, już bez byłego prezydenta, gala przyniosła tylko milion. Dlatego szefowie Helping a Hero wcale nie są na Busha obrażeni, lecz przeciwnie – wdzięczni i zadowoleni.

– To było super, bo zgodził się obniżyć swoją typową stawkę za odczyt z 250 tys. do 100 tys. – mówił w telewizji ABC Meredith Iler, były szef Helping a Hero. Jak wszakże ustalił portal Politico.com, wielkoduszność byłego prezydenta była nieco mniejsza, bo jego standardowa stawka wynosi od 100 do 175 tys. dolarów.

Niemniej jednak wydaje się, że wszystko jest w porządku – Bush dał solidną zniżkę fundacji i pomógł jej zebrać znacznie więcej pieniędzy, niż sam jej zabrał. Jednak np. były sekretarz obrony USA Robert Gates (pełnił urząd w drugiej kadencji Busha i pierwszej Obamy) w zeszłym roku wziął udział w gali Helping a Hero i nie wziął za to ani centa.

– To nie jest w porządku, żeby brał pieniądze za zbiórkę dla weteranów okaleczonych w wojnach, na które ich posłał – mówił o Bushu były żołnierz piechoty morskiej Eddie Wright, który w bitwie z irackimi rebeliantami pod Falludżą w 2004 roku stracił obie ręce. – Posłusznie wykonywałem, co rozkazał, dla niego i dla kraju. O to nie mam żalu. Ale te pieniądze to policzek w twarz!

Byli prezydenci USA zaczęli dorabiać publicznymi wystąpieniami do emerytury już prawie 40 lat temu. Ścieżkę przetarł Gerald Ford, który po odejściu z Białego Domu w 1977 roku inkasował początkowo po 10 tys. dolarów za przemówienie. Rekordzistą jest Ronald Reagan, który w 1989 roku – kilka miesięcy po zakończeniu drugiej kadencji – wziął 2 mln dolarów za dwa dwudziestominutowe wystąpienia w Japonii. Niektórzy oburzali się wtedy, że Reagan kupczy autorytetem i mirem, jakim cieszy się urząd amerykańskiego prezydenta.

O ile jednak Reagan jest rekordzistą w kategorii “stawka za pojedyncze przemówienie”, o tyle w kategorii długodystansowej niedościgłym mistrzem jest Bill Clinton, który po odejściu z Białego Domu na przemówieniach i innych wystąpieniach publicznych zarobił ponad 100 mln dolarów dla siebie osobiście, a dodatkowo jeszcze grube (nie do końca oszacowane) miliony dla swojej fundacji charytatywnej. Standardowa stawka Clintona za przemówienie to 200 tys. dolarów, ale zdarzało mu się brać i pół miliona (nie dla siebie, tylko dla fundacji).

Rzecznik Clintona zapewnił telewizję ABC, że nigdy nie brał on pieniędzy od weteranów ani fundacji charytatywnych wspierających weteranów. Ale również krasomówcza kariera Clintona jest krytykowana, bo dostawał pieniądze za przemówienia np. w Arabii Saudyjskiej czy Rosji – obydwa kraje nie są, jak wiadomo, czempionami demokracji i praw człowieka. Były prezydent broni się jednak, że fundacja zrobiła dzięki temu wiele dobrego – nawet jeśli zdobywała pieniądze z nieco kontrowersyjnych źródeł.

Wielkie mądrości? Złote rady? Nikt tego nie oczekuje

Miliony za przemówienia dostała również żona Billa, była pierwsza dama, pani senator i sekretarz stanu Hillary Clinton, która obecnie kandyduje na prezydenta. Również ona jest atakowana za honoraria, które brała np. od uniwersytetów, przyczyniając się tym sposobem do zwiększenia i tak już wysokiego czesnego dla studentów.

Oczywiście ludzie i organizacje, które płacą byłym prezydentom i osobom publicznym takie wyśrubowane stawki, nie oczekują, że usłyszą od nich jakieś wielkie mądrości czy złote rady. Raczej chcą dodać splendoru uroczystościom i kwestom, które organizują.

George W. Bush wypada wśród dawnych lokatorów Białego Domu dosyć blado – szacuje się, że za wystąpienia publiczne zgarnął łącznie coś około 30 mln dolarów. Co zresztą jest zrozumiałe – o ile bowiem Clinton i Reagan są uważani przez Amerykanów za najlepszych prezydentów w ostatnim półwieczu, o tyle Bush nieodmiennie występuje w czołówce rankingów na najgorszych przywódców. Z uwagi na to, że ochoczo i odważnie wysyłał cudze dzieci na wojny, choć sam nigdy prochu nie powąchał, złośliwi nazywali go “chicken hawk”, czyli “jastrzębiem kurczakiem” (tak samo nazywano zresztą wiceprezydenta Dicka Cheneya i sekretarza obrony Donalda Rumsfelda).

About this publication