This Is America: Hundreds of Children Killed Every Year Due to Easy Access to Guns

 

 

 

<--

To właśnie Ameryka: z powodu łatwego dostępu do broni co roku ginie kilkaset dzieci

Nazajutrz po jatce w koledżu w Oregon, gdzie zginęło dziesięć osób, pewien 11-latek zastrzelił brata. A jeszcze dzień później inny 11-latek zastrzelił koleżankę, bo nie dała mu się pobawić ze swoim pieskiem.

O tych dziecięcych zabójstwach nie informowano w czołówkach gazet i wiadomości telewizyjnych, ale właśnie one są w Ameryce codziennością, chciałoby się powiedzieć – chlebem powszednim w odróżnieniu od masakr, które zdarzają się raz na kilka miesięcy.

Co roku w absurdalny sposób ginie kilkaset amerykańskich dzieci – tylko dlatego, że ich rodzice lub znajomi mieli broń i nie potrafili jej zabezpieczyć. Naturalnie w kraju, w którym w rękach prywatnych jest 300 mln sztuk broni, takie wypadki są nieuniknione. Ale nie psują one dobrego samopoczucia senatorowi Tedowi Cruzowi, republikańskiemu kandydatowi na prezydenta, który w nagraniu wideo na YouTubie zachwala bekon usmażony na lufie karabinu maszynowego:

11-latek zastrzelił ośmiolatkę

Pierwszy 11-latek zabił przypadkowo – podczas pikniku na świeżym powietrzu dorośli pokazywali sobie karabiny i dyskutowali na ich temat. Chłopiec wziął jeden z trzech leżących na stole i wypalił. Pechowo kula trafiła w głowę jego 12-letniego brata, który zmarł na miejscu.

Zdarzyło się to w Moore w Karolinie Południowej. Policja uznała wydarzenie za “nieszczęśliwy wypadek”, choć w innym niż Ameryka kraju dorośli zapewne zostaliby oskarżeni o narażenie życia dzieci (tzn. o lekkomyślne pozostawienie nabitej broni w ich zasięgu).

Drugi 11-latek zabił z premedytacją. Ośmioletnia sąsiadka nie pozwoliła mu się pobawić szczeniakiem, którego miała od niedawna. Jak mówił dziennikarzom “Washington Post” szeryf Bud McCoif z hrabstwa Jefferson w stanie Tennessee, obrażony chłopiec poszedł do domu i wyciągnął z szafy karabin ojca. Wymierzył do sąsiadki przez okno. Kiedy przyjechało pogotowie, dziewczynka leżała z przestrzeloną klatką piersiową. Zmarła już po przewiezieniu do szpitala.

Chłopiec został oskarżony o zabójstwo i trzymany jest w ośrodku odosobnienia dla nieletnich. Tymczasem jego głupi ojciec pozostaje na wolności (co jest dowodem głupoty policji, sądu lub przepisów – niepotrzebne skreślić).

Clinton stawia się lobby strzeleckiemu

Czy groteskowo-koszmarna miłość Ameryki do broni kiedykolwiek się skończy? Po czwartkowej masakrze w koledżu Umpqua w stanie Oregon, gdzie 26-letni Christopher Harper-Mercer, uzbrojony w sześć pistoletów i karabinów, zastrzelił dziewięć osób, a potem siebie, kandydująca na prezydentaHillary Clinton odważyła się rzucić wyzwanie Narodowemu Stowarzyszeniu Strzeleckiemu (NRA), czyli organizacji broniącej interesów sprzedawców i posiadaczy broni.

– Co z nami jest nie tak, skoro nie potrafimy się postawić NRA i lobby strzeleckiemu?! – mówiła na wiecu wyborczym. – Nie wystarczą modlitwy za zmarłych, musimy działać. Musimy stworzyć ruch społeczny, który przeciwstawi się NRA. Republikanie przedkładają interesy NRA nad dobro amerykańskich rodzin. To jest złe. Trzeba zmusić polityków, żeby spojrzeli w oczy rodzicom zabitych dzieci i wyjaśnili im, dlaczego popierają lobby strzeleckie.

Z kolei Republikanie po strzelaninie w Oregon mówili najczęściej, że problemem nie jest broń, tylko chorzy psychicznie, których państwo nie potrafi zdiagnozować lub izolować. Powtarzane jest to niczym mantra po każdej masakrze, choć to oczywista bzdura, bo większość zabójstw przy użyciu broni w USA dokonują ludzie zdrowi na umyśle (w sensie ściśle medycznym, a nie potocznym).

Prezydent Barack Obama od lat nawołuje do ograniczenia dostępu do broni, m.in. do sprawdzania przez policję kupujących na targach broni i od osób prywatnych (obecnie sprawdzani są kupujący w sklepach z bronią). Ale to też jest czarowanie się – nawet gdyby postulaty Obamy zostały wysłuchane, nie rozwiązałyby problemu. Większość masakr w ostatnich latach popełniono przy użyciu broni kupionej legalnie.

Trzeba anulować drugą poprawkę

Sprawa jest prosta: dopóki Amerykanie mają 300 mln sztuk broni, dopóty będą się zdarzać masakry, zabójstwa i dzieci zabijane przypadkowo lub zabijające inne dzieci. Senator Cruz, który smaży bekon na lufie karabinu półautomatycznego, albo jest idiotą, jeśli tego nie rozumie, albo cynikiem (raczej to drugie).

Jedynym rozwiązaniem byłoby odebranie obywatelom broni – ale to jest niemożliwe z dwóch względów. Po pierwsze, byłaby to niesłychanie skomplikowana operacja logistyczna, a po drugie, nawet ważniejsze, prawo do swobodnego zakupu i posiadania broni gwarantuje Amerykanom druga poprawka do konstytucji.

Tak naprawdę trzeba zacząć od jej anulowania – została przyjęta pod koniec XVIII w., kiedy broń palna była zupełnie czymś innym niż dzisiaj, tzn. strzelić można było raz, a potem trzeba było długo ładować pistolet czy karabin, żeby strzelić drugi raz. A też warunki polityczne były inne – amerykańskim rewolucjonistom wydawało się, że broń będzie chronić obywateli przed dyktaturą (co w dzisiejszych czasach, kiedy dyktatorzy mają do dyspozycji czołgi i samoloty, też się przedawniło).

Ale żaden liczący się amerykański polityk nie odważył się jak dotąd głośno powiedzieć, ze trzeba anulować drugą poprawkę. Dlatego dzieci nadal będą absurdalnie zabijały i będą zabijane, a senator Cruz i jemu podobni wciąż będą radośnie smażyli bekon na lufach karabinów. 

About this publication