The US and Russia in Syria: A Few Thoughts on How To Pick Your Enemies

<--

USA i Rosja w Syrii, czyli jak sobie dobierać sojuszników (title)

Tam, gdzie Moskwa odnosi spektakularny sukces, Waszyngton czeka prawdopodobnie porażka, mimo zaangażowania podobnych środków. Dlaczego?

Rosja i USA realizują podobny model działań wojskowych w Syrii: naloty z powietrza na lokalnych wrogów wspierające lądowe ofensywy lokalnych sojuszników. Od rozpoczęcia jesienią 2014 r. amerykańskiej interwencji przeciwko samozwańczemu Państwu Islamskiemu (PI) utraciło ono w Syrii ok. 20 proc. terytoriów, choć żadne ważne miasto nie padło. Ale rozpoczęta rok później interwencja Moskwy jest skuteczniejsza: po miesiącu druzgoczących rosyjskich nalotów połączona ofensywa wojsk reżimowych i irańskich niemal otoczyła część Aleppo (niegdyś największe miasto w kraju) kontrolowaną przez wspierane przez Turcję siły opozycji. Po panicznej ucieczce ludności pozostało tam ok. 300 tys. cywili i 30 tys. bojowników. Oblężenie będzie długie i krwawe.

Ale jeśli Aleppo zostanie skutecznie odcięte, przesądzi to o losach wojny: Syria podzieli się na część kontrolowaną przez Baszara al-Asada i na PI. Z tej pierwszej, nadzorowanej przez spragnionych odwetu alawitów i ich rosyjskich i irańskich patronów, będą uciekali w popłochu sunnici – za granicę albo choćby do PI.

Ale Turcja, gdy jej sojusznicy poniosą klęskę, zapewne całkiem zamknie granice, amerykańskie zaś zwycięstwo nad PI w Syrii wydaje się problematyczne. Tam, gdzie Moskwa odnosi spektakularny sukces, Waszyngton czeka prawdopodobnie porażka, mimo zaangażowania podobnych środków.

Dlaczego? Po pierwsze, środki mogą być podobne, ale ich użycie nie. Amerykańska koalicja przeprowadziła do połowy stycznia 3,2 tys. lotów bojowych, Rosja w samej tylko ofensywie na Aleppo podczas jednego miesiąca – 700 (a działa też i na froncie południowym). Podczas gdy Amerykanie starają się, na ile to możliwe, oszczędzać cywili, Rosjanie postępują wręcz odwrotnie: bombardują szkoły i szpitale – “Liberation” podała 29 stycznia, że Światowa Organizacja Zdrowia prowadzi bazę danych tych ostatnich ataków – komisja ONZ zaś uznała, że działalność popieranego przez nich reżimu Assada “graniczy z eksterminacją ludności”‘.

Kto może, ucieka, stąd setki tysięcy uchodźców docierających przez Turcję do Europy. Ankara ocenia, że ofensywa na Aleppo może wywołać kolejną, 600-tysięczną falę. To nie tylko dezorganizuje obronę, ale i często ją uniemożliwia: bojownicy częściej porzucają posterunki niż swoje rodziny. Stąd znaczące sukcesy wojsk reżimowych po paru zaledwie miesiącach rosyjskich bombardowań i brak sukcesów przeciwników PI po blisko półtora roku amerykańskich nalotów.

Po drugie, Rosjanie chłodno dobierają sobie przeciwników i wrogów. Ich naloty niemal nie zagrażają pozycjom kalifatu, bo wymierzone są w walczące i z PI, i z reżimem Asada siły opozycyjne. Innymi słowy, Rosjanie bombardują dla Asada tych, których Amerykanie wspierają, bombardując PI. USA jednak, by nie pogorszyć stosunków z Rosją, jej lokalnych sprzymierzeńców nie atakują, choć ci atakują lokalnych sojuszników Ameryki. Tym ostatnim Turcja dostarcza też broń, ale nie może zapewnić ochrony nie tylko przed Rosjanami, ale nawet lotnictwem Asada.

Zestrzelenie nad Turcją rosyjskiej maszyny katastrofalnie obróciło się przeciwko Ankarze i siłom, które wspiera. Rosja nałożyła na Turcję sankcje i grozi jej militarnie. A jej samoloty szczególnie zajadle bombardują obszary zamieszkane w Syrii przez spokrewnionych z Turkami i wspieranych przez Ankarę Turkmenów.

Amerykanie zaś musieli odstąpić od zamiaru poważnego dozbrojenia syryjskich Kurdów, bo Ankara (która ze swoimi Kurdami toczy wojnę, a syryjskich uważa za ich sojuszników) oświadczyła Waszyngtonowi: oni albo my. To zaś gwarantuje, że PI nie grozi poważna ofensywa lądowa, a naloty wytrzyma.

Wniosek – w Syrii, a zapewne nie tylko – wydaje się prosty: nie opłaca się mieć za sojuszników Amerykanów, a za wrogów Rosjan. Wcale nie jest jednak jasne, że opłaca się sytuacja odwrotna. Opublikowana w Moskwie umowa rosyjsko-syryjska stanowi m.in., że jej ważność wygasa rok po wypowiedzeniu, czyli że Rosja może bombardować jeszcze przez rok po tym, gdy rząd w Damaszku powie “dziękuję”. Ale przynajmniej sojusznicy Rosjan nie muszą się martwić, że tym samym narażą się Amerykanom. To raczej Amerykanie zdają się martwić, by nie narazić się Rosji.

About this publication