Nowy, świetny serial “Vinyl”. Tak działał show-biznes w brudnym Nowym Jorku w latach 70.
O tym, że będzie dobrze, przekonują już pierwsze minuty pierwszego odcinka “Vinylu”. A zwłaszcza to, jak Scorsese dokonuje ekspozycji głównego bohatera.
Nowy Jork, rok 1973. Kamera pokazuje mężczyznę w średnim wieku. Albo jest w ogromnym stresie, albo pod wpływem środków odurzających, bo jego twarz wykrzywia się w nienaturalnym grymasie. Gdy pociąga tęgi łyk z butelki, zagadka wydaje się rozwiązana. Ale alkohol jest tylko sposobem na zagłuszenie myśli. Facet ma ewidentnie poważny problem.
Co o nim wiemy? Siedzi w stylowym modelu mercedesa na zapuszczonej ulicy. Jego kierowca musi być nadzianą szychą, która w tej okolicy szuka tylko jednego – narkotyków. – 180 dol. za działkę – rzuca diler kokainy. – Zatrzymaj te 20 – odpowiada gość za kierownicą, wręczając mu 200 dol. – Jesteś człowiekiem z Wall Street? – pyta diler. – Jestem człowiekiem z branży płytowej. Czy ja, kurwa, wyglądam na człowieka z Wall Street? – klnie nasz poirytowany bohater.
Tylko z czego wciągnąć kokę? Chwila wahania, chwila walki z oporem materii i wsteczne lusterko ląduje na jego kolanach. Ale działkę trzeba jeszcze posortować. Na przykład wizytówką detektywa z wydziału zabójstw. Kierowca wciąga kokainę, ale ukojenie jest tylko chwilowe. Znów spogląda na wizytówkę, sięga po przenośny telefon (to naprawdę drogi model mercedesa) i wykręca numer. Po drugiej stronie odzywa się męski głos. Gdy nasz bohater chce coś powiedzieć, na samochód wskakuje nabuzowany nastolatek, dookoła pojawiają się kolejni.
Mężczyzna wychodzi z auta i idzie za śpieszącymi się dokądś dzieciakami. Słychać muzykę z klubu tuż za rogiem. Przed drzwiami kolejka, ale wykidajło natychmiast przepuszcza gościa. Ćpuny, transwestyci, ekshibicjoniści – klientela pasuje do brudnego i obskurnego wnętrza. A na scenie – muzycy wyglądający jak skrzyżowanie Stonesów, Davida Bowiego i Lou Reeda. To New York Dolls, legendarna dziś protopunkowa grupa, gra “Personality Crisis”, swój pierwszy singiel.
Bogacz wtapia się w tłum, daje się nieść muzyce. Problemy znikają, napięcie na twarzy ustępuje miejsca ekstazie. Oto siła rock’n’rolla!
Wy zazdrosne gnojki
Skoro za kamerą jest Martin Scorsese, wyobraźnia podpowiada, że to pewnie wstęp do kolejnej opowieści z nowojorskiego półświatka w stylu “Chłopców z ferajny”. Gość z ekranu prowadzi interesy z wdziękiem i luzem oldskulowego gangstera, ale rzeczywiście jest “człowiekiem z branży płytowej”. Nazywa się Richie Finestra i szefuje wytwórni American Century (fikcyjnej, serial nie jest oparty na faktach).
– Dawałem publiczności to, czego oczekiwała, a w zamian ona uczyniła mnie obrzydliwie bogatym. Zanim jednak uznacie mnie za palanta, posłuchajcie, zazdrosne gnojki: bardzo ciężko i uczciwie pracowałem na to, żebyście wy teraz mogli mnie nienawidzić – przedstawia się. Richie jest równie bezceremonialny wobec swoich partnerów. – Znacie opowieść o wilku w owczej skórze? Zak ubiera się u tego samego krawca – charakteryzuje swoją prawą rękę w firmie.
American Century przeżywa finansowe tarapaty. Ratunkiem może być umowa z niemiecką firmą fonograficzną, która chce wejść na amerykański rynek. Niemcy stawiają twarde warunki. Chcą mieć w katalogu gwiazdę, a Richiemu sypią się negocjacje z Led Zeppelin. Finestra rozpaczliwie próbuje gasić pożar, ale to nie jest jego jedyny problem. Wytwórnia straciła nosa do wychwytywania młodych talentów. Richie wikła się w konflikt z szefem sieci stacji radiowych. Sypie mu się życie prywatne – próbuje godzić hulaszcze życie nowojorskiego bon vivanta z rolą głowy rodziny, która czeka na niego w domu w innym stanie.
Ciągnie się też za nim historia z przeszłości. Jako początkujący menedżer wykupił się z firmy płytowej dzięki sprytnemu dilowi z mafiosem. Ale zapłacił za to wysoką cenę – zdradził przyjaciela, początkującego soulowego wokalistę. Dawne demony wracają w najmniej spodziewanym momencie.
Okres burzy i naporu
Podobne problemy mógłby przeżywać bohater serialu rozgrywającego się w dowolnej epoce i pracujący w innej branży. Atrakcyjność “Vinylu” polega na tym, że przenosi widza w wyjątkowo interesujący moment historii popkultury. Epoka hipisowskiej kontestacji odchodzi w przeszłość. Razem z nią – niewinne czasy branży fonograficznej. Parę lat wcześniej działały w niej dziesiątki lokalnych firm. Ale ten rynek zmienił się szybko w przemysł z prawdziwego zdarzenia. Nakłady płyt idą w miliony egzemplarzy, pojawiają się wielkie pieniądze. W poważnym biznesie przetrwają najlepsi. To czasy bezwzględne, ale i pionierskie, wciąż naznaczone romantyzmem, który towarzyszył narodzinom popkultury po zakończeniu II wojny.
Wnętrze siedziby American Century to skrzyżowanie biura, klubu muzycznego i imprezowni. Do obowiązków asystentki należy zarówno przynoszenie kanapek, jak i organizowanie narkotyków, po które zgłaszają się koledzy z firmy. Dzięki prochom można na przykład przetrwać długą sesję nagraniową z jakimś nieciekawym artystą.
Na scenie muzycznej dokonuje się wówczas przełom. Gwiazdy lat 60. powoli odchodzą w niepamięć. Ale w undergroundzie kipi nowa muzyczna rewolta. Podczas nocnej wycieczki z Richiem po Nowym Jorku bez trudu rozpoznamy brzmienia, jakie staną się zaczynem dla punk rocka, disco i hip-hopu. Czy można wyobrazić sobie bardziej ekscytujący moment na pracę w firmie płytowej?
Ameryka w ruinie
Aby to wszystko opowiedzieć, potrzebny jest szczególny język. Ekipa stojąca za “Vinylem” go gwarantuje. Jest Scorsese – jeden z producentów i reżyser pilotowego odcinka. Amerykański mistrz świetnie czuje szarżujące, łotrzykowskie kino, czego dowodem zarówno filmy gangsterskie, jak i obrazy w rodzaju “Wilka z Wall Street”. Ale równie dobrze czuje muzykę. Nakręcił kilka muzycznych dokumentów (choćby znakomite “Bez stałego adresu” poświęcone Dylanowi czy kapitalną serię o historii bluesa) i fantastyczny koncert “Rolling Stones w blasku świateł”.
Przy “Vinylu” partneruje mu wokalista grupy Mick Jagger – jako współproducent, ale też współautor całej historii; można zakładać, że obaj wnieśli do niej sporo swoich wspomnień (Jagger do spółki z synem Jamesem, który wciela się w postać wokalisty, napisał także piosenki dla pojawiającej się na ekranie kapeli The Nasty Bits). Zespół twórców uzupełniają Rich Cohen, były dziennikarz magazynu “Rolling Stone”, autor reportaży i książek o historii współczesnej, oraz Terence Winter, scenarzysta i producent “Rodziny Soprano”, “Wilka z Wall Street” czy serialu “Zakazane imperium” (reżyserem pilota i jednym z jego producentów był zresztą Scorsese). Z tej ostatniej produkcji do “Vinylu” przyszedł też zresztą odtwórca głównej roli Bobby Cannavale, a także reżyser drugiego odcinka Allen Coulter.
I jeszcze jedna gwarancja jakości. To odtworzony z pietyzmem klimat Nowego Jorku początku lat 70. Tu znów kłania się Scorsese, który nakręcił tak genialne portrety tego miasta jak “Taksówkarz” czy “Po godzinach”. Na początku tamtej dekady Nowy Jork był na krawędzi bankructwa. Narkomania, prostytucja, przemoc, dzielnice sypiących się kamienic tworzyły rzeczywistość bliższą dystopii niż bajki o realizacji amerykańskiego snu.
Moda, design, nawet tytuły filmów granych w kinach (miga neon z napisem “Głębokie gardło” – klasyk pornografii miał premierę w 1972 r.) – to wszystko składa się na portret miasta przeżywającego trudny, ale i niezwykle twórczy okres. A sama galeria przewijających się przez drugi plan postaci łatwo uzmysławia, dlaczego akurat w połowie lat 70. Nowy Jork stał się wylęgarnią muzyki tak dekadenckiej i zarazem pełnej energii, która inspiruje popkulturę do dziś.
Wyczulenie na klimat epoki i ówczesną zmianę społeczną sprawia, że “Vinyl” ogląda się trochę niczym serial “Mad Men”, tyle że na prochach i z masą smaczków z showbiznesowej kuchni. No i ze znakomitą muzyką. – To miasto było w latach 70. fatalne do życia, jeśli miałeś normalną pracę, chciałeś założyć dom, mieć żonę i wychowywać dzieci. Ale jeśli byłeś samotnym artystą, nie mogłeś znaleźć się w lepszym miejscu – wspomina Mick Jagger. W “Vinylu” to widać, słychać i czuć w każdej scenie.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.