Will Trump Meet Kim in Warsaw? It’s Possible

<--

Trump z Kimem spotkają się w Warszawie? To możliwe

Kim, jeśli będzie miał fantazję dziadka i znajdzie czas, też może do Europy przyjechać pociągiem. Za Warszawą przemawia kilka argumentów.

W najbliższych tygodniach ma dojść do spotkania przywódcy Korei Północnej i prezydenta USA. Nie wiadomo, co uradzą, ale szczyt już uznawany jest za historyczny. Nic dziwnego, że ruszyła giełda domysłów, gdzie Kim Dzong Un mógłby uścisnąć dłoń Donalda Trumpa.

Koreańczycy z Północy tradycyjnie milczą. Trump mówi o pięciu miejscach, które jego urzędnicy biorą pod uwagę. I tyle. Z braku konkretów fantazja redakcji prasowych z całego świata podpowiada znacznie dłuższą listę, czasem uwzględniając m.in. Warszawę.

W jakim państwie mógłby spotkać się Trump z Kimem

Zawsze w odwodzie jest strefa zmilitaryzowana między dwiema Koreami. Jeśli ją pominąć, to klucz do typowania ma kilka stałych elementów. Szuka się raczej państwa neutralnego. Wyklucza się mocarstwa, w tym Chiny, Rosję i Japonię, oraz ich najwierniejszych azjatyckich stronników.

Aspekt drugi to kwestie podróży. W starannie utrzymywaną w tajemnicy podróż do Pekinu Kim Dzong Un wybrał się niedawno pociągiem. Mniej chyba chodziło o kwestie bezpieczeństwa, bardziej o teatralne wrażenie uzyskane po nieoczekiwanym ujawnieniu zdjęć luksusowego pancernego pociągu, którym zwykł podróżować jego ojciec, znany ze strachu przed lataniem. Przywiązanie do torów miałoby więc podpowiadać Ułan Bator w Mongolii (bo blisko do Pjongjangu), Bangkok w Tajlandii (bo oba kraje mają tam ambasady) lub Singapur (gdzie niedawno spotkali się przywódcy Chińskiej Republiki Ludowej i Tajwanu).

Europa też ma szanse

Tradycja organizowania podobnych szczytów, konferencji pokojowych czy spotkań rozbrojeniowych wydaje się być argumentem przemawiającym za Europą, z całą Skandynawią i Szwajcarią na czele. Szuka się też punktów stycznych Korei Północnej i USA. Jak np. w Pradze, gdzie stryj Kima Dzong Una jest ambasadorem. Wcześniej przez ponad 16 lat kierował ambasadą w Warszawie. Skądinąd długi pobyt stryja na tak odległych placówkach może wyglądać bardziej na zsyłkę niż dowód szczególnie silnej łączności z resztą dynastii Kimów.

Dodatkowy potencjalny plus Europy: leży mniej więcej w połowie drogi. Np. do Warszawy to odpowiednio 7,2 tys. km z Waszyngtonu i 7,5 tys. km z Pjongjangu. No i Kim, jeśli będzie miał fantazję dziadka i znajdzie czas, też może do Europy przyjechać pociągiem.

Za Warszawą miałyby przemawiać m.in. dobre wspomnienia Trumpa z zeszłorocznej wizyty. Podpowiadamy przy okazji, że równo po środku leży np. Brześć nad Bugiem.

Gospodarz nie ma znaczenia?

Z tą zabawą w państwa i miasta jest trochę jak ze śledzeniem stanu przygotowań do dużych imprez sportowych. Gdy zapala się znicz lub rozbrzmiewa pierwszy gwizdek, samo miejsce schodzi na dalszy plan, bo zaczynają liczyć się przede wszystkim emocje sportowe i rezultaty osiągane przez zawodników. Tu będzie podobnie.

Korzyści wynikające z organizacji szczytu są ulotne. Ewentualne dolegliwości też nie są szczególnie wielkie, sprowadza się na siebie trochę kosztów i uciążliwości dla mieszkańców. Z grubsza na tym kończy się historyczna rola gospodarza. Byłaby donioślejsza, gdyby dyplomacja państwa goszczącego pośredniczyła także w wypracowaniu ewentualnego porozumienia. Uczestnicy szczytu nie przyznają się jednak, by zależało im aż na takim wsparciu. Wygląda na to, że zależy im głównie na dekoracjach.

About this publication