Is Donald Trump an Anti-Semite?

<--

O głosy żydowskiej diaspory Trump zabiega w charakterystyczny dla siebie i tak prymitywny sposób, że jego ostatnie przemówienie ponownie spotkało się z zarzutem antysemityzmu.

Kontynuując kampanię o reelekcję w kluczowym stanie „swingującym”, czyli na Florydzie, Donald Trump przemawiał w sobotę do wyborców żydowskiego pochodzenia na zgromadzeniu popierającej go tzw. Rady Izrealsko-Amerykańskiej, sponsorowanej przez miliardera Sheldona Adelsona.

W sierpniu prezydent oskarżył amerykańskich Żydów popierających Partię Demokratyczną, że okazują „całkowity brak wiedzy lub wielką nielojalność” wobec Ameryki. Takie oskarżenie o nielojalność było typowym zarzutem stawianym od stuleci przez antysemitów, zwłaszcza faszystów w Europie w XX w. W sobotę Trump oświadczył, że wielu Żydów w USA „niedostatecznie kocha Izrael”.

Kontekstem było długie wyliczanie, jak wiele jego administracja zrobiła dla Izraela – uznała Jerozolimę za stolicę państwa i przeniosła tam ambasadę, przyznała Izraelowi pełne prawo kontroli nad zaanektowanymi wzgórzami Golan (choć społeczność międzynarodowa nie uznaje jego suwerenności nad tym terytorium), ogłosiła jako legalne osiedla żydowskie na okupowanych palestyńskich ziemiach Zachodniego Brzegu (również wbrew społeczności międzynarodowej, a nawet prawnej opinii departamentu stanu USA z 1978 r.) oraz unieważniła poprzedni plan rozwiązania konfliktu bliskowschodniego w oparciu o istnienie dwóch państw: Izraela i Palestyny.

Trump dał więc do zrozumienia, że przedstawiciele diaspory niepopierający jego polityki wobec konfliktu bliskowschodniego – z twardym kursem wobec Palestyńczyków, przyjętym przez obecny prawicowy rząd Likudu – wykazują się brakiem lojalności wobec kraju swego pochodzenia.

Co odpycha Żydów od Trumpa

Niespełna sześciomilionowa społeczność Amerykanów żydowskiego pochodzenia jest niezmiernie zróżnicowana. Większość od dziesięcioleci popiera demokratów. Są to przeważnie wyborcy o poglądach lewicowo-liberalnych, na ogół niereligijni. Od republikanów, zwłaszcza dominującego w partii za rządów Trumpa nurtu „America First”, odpycha Żydów tradycyjna, zakorzeniona w historii niechęć do nacjonalizmu i autorytaryzmu. Niektórzy rzeczywiście nie czują z Izraelem specjalnej emocjonalnej bliskości, uważają się po prostu za Amerykanów. Radykalna mniejszość „antysyjonistów” z doktrynalnych powodów nie uznaje prawomocności państwa Izrael, twierdząc, że judaizm nie daje się pogodzić z syjonizmem.

Trump jednak z pewnością miał na myśli nie tych ostatnich, tylko lewicowych Żydów, którzy krytykują jego politykę także w kwestii konfliktu palestyńskiego. Zdaniem ekspertów wypowiadających się w najnowszym numerze „Foreign Affairs” „pokojowy” plan rozwiązania konfliktu bliskowschodniego, przygotowywany przez jego zięcia Jareda Kuschnera, doprowadzi do zaognienia konfliktu, tyle że czasowo stłumionego.

Prezydent USA krytykuje Warren

W przemówieniu Trump atakował m.in. jedną z czołowych kandydatek do demokratycznej nominacji prezydenckiej, senator Elizabeth Warren, która proponuje wprowadzenie 2-proc. podatku od posiadaczy majątków powyżej 50 mln dol., dodatkowy podatek od miliarderów i podwyżkę podatków od zysków kapitałowych. Kłamliwie sugeruje, że Warren zamierza podnieść podatki o 100 proc. Prezydent ostrzegł swych żydowskich słuchaczy, że jeśli zagłosują na panią senator, to „zbankrutują”. Przypomniał, że wielu z nich to przecież właściciele nieruchomości albo nawet przedsiębiorcy z branży.

Wypowiedź Trumpa – nie pierwszą w tym stylu – zrozumiano jako powielenie stereotypu, że Żydzi kierują się wyłącznie motywami finansowymi, głosują tylko na polityków, którzy pozwolą im się bogacić. To najprawdopodobniej miał na myśli były przewodniczący National Jewish Democratic Council Aaron Keyak, który potępił ją jako antysemicką. „Upór Trumpa, by używać antysemickich kodów w przemówieniach do żydowskiej widowni, jest niebezpieczny i powinien niepokoić wszystkich członków żydowskiej społeczności” – powiedział.

Czytaj także: Jak wygląda procedura impeachmentu w USA

Trumpa przyjaźń z Netanjahu

Paliwem dla rozpalania przez Trumpa lęków przed antysemityzmem z lewicy są kampanie części lewicowych demokratów z mniejszości etniczno-religijnych, którzy atakują Izrael za twardy kurs wobec Palestyńczyków. Prezydent przypomniał na Florydzie o poparciu muzułmańskich kongresmenek w USA na rzecz kampanii BDS, czyli bojkotu i sankcji wobec Izraela, i o antyizraelskich wystąpieniach propalestyńskich studentów na amerykańskich uczelniach.

Nie wspomniał natomiast ani słowem o Benjaminie Netanjahu, z którym przyjaźń zawsze poprzednio deklarował. Komentuje się to jako próbę zdystansowania się od oskarżonego o korupcję izraelskiego premiera.

About this publication