US Plays Its Game in the Balkans. What’s the European Union’s Reaction?

<--

USA rozgrywają na Bałkanach swoją grę. Co na to Unia?

Donald Trump ogłosił, że podpisane w Waszyngtonie porozumienie między Serbią i Kosowem to krok milowy na drodze do normalizacji ich stosunków. Wcale tak nie jest.

Gdy Amerykanie wkładają palce do bałkańskiej polityki, zawsze zostawiają po sobie zamieszanie na długie lata. Tak było z konstytucją dla Bośni, napisaną na kolanie i bez znajomości realiów, blokującą rozwój i perspektywy dla tego kraju. Tak też było – w moim przekonaniu – z bombardowaniem Belgradu i innych serbskich miast w 1999 r. Z bezgranicznym poparciem dla Hashima Thaçiego oraz jego formacji UCK, której zbrodni wojennych nie osądzono do dziś. A także z pospiesznym uznaniem niepodległości Kosowa.

USA i UE na Bałkanach

Teraz sytuacja się powtarza. Donald Trump ogłosił, że porozumienie podpisane w Waszyngtonie między Serbią i Kosowem to krok milowy na drodze do normalizacji ich stosunków. Tymczasem wcale tak nie jest. Ameryka rozgrywa na Bałkanach swoją grę. Najpierw wiosną przyspieszyła upadek rządu Albina Kurtiego, ostrożnego względem układu z Serbią i krytycznego wobec ugrupowania Hashima Thaçiego. Potem poparła misję premiera Avdullaha Hotiego z Demokratycznej Ligi Kosowa, przychylnego planom Waszyngtonu. Tyle że na Bałkanach pośpiech nie oznacza ani trwałego zażegnania konfliktu, ani sukcesu. Poza tym były to ruchy całkowicie sprzeczne z polityką Brukseli, która wprost nawoływała do wycofania wotum nieufności dla Kurtiego i jego ekipy.

Ameryka proponuje też i wspiera pomysł przesunięcia granic między krajami, co jej zdaniem rozwiązałoby problemy mniejszości serbskiej i albańskiej. Sprzeciwia się temu Unia, zwłaszcza Niemcy, przekonane, że byłoby to raczej zarzewie nowych konfliktów i niepokojów w regionie. Rzecz w tym, że Serbia i Kosowo leżą w Europie i aspirują do członkostwa w UE. Trump zdaje się o tym zapominać.

Serbia, Kosowo. Co je dzieli?

Bruksela pośredniczy w rozmowach Belgradu z Prisztiną od lat, choć efekty są nader wątłe. Trudno rozwiązać problem pokojowego sąsiedztwa po wojnie. To, co podoba się Belgradowi, jest nie do zaakceptowania w Prisztinie i odwrotnie. Kosowo było serbską prowincją, która zbuntowała się i ogłosiła niepodległość, naruszając wcześniejsze porozumienia.

Serbia tej suwerenności nie uznaje, tak jak większość jej obywateli. A to istotna deklaracja polityczna, wpływająca na rezultaty wyborów. Sytuacja jest zapalna, zwłaszcza że w Kosowie mieszka spora serbska mniejszość, nieuznająca zwierzchności Prisztiny.

Prezydent Thaçi od lat ma problemy z trybunałem w Hadze, ale nie został postawiony przed wymiarem sprawiedliwości za zbrodnie popełnione na Serbach. I niewątpliwie zawdzięcza to amerykańskiemu wsparciu. Serbia ma bliskie kontakty z Rosją – europejskie sankcje popchnęły ją w stronę Moskwy. Z kolei Kosowo słabo sobie radzi gospodarczo, nie potrafi znaleźć miejsca na rynku bałkańskim, o europejskim nie wspominając. Dość powiedzieć, że 15 proc. PKB kraju to pieniądze przysyłane przez emigrantów pracujących na Zachodzie. Serbia często blokuje poczynania Prisztiny, bo nie zamierza ułatwiać życia zbuntowanej prowincji. Prezydent Vučić obiecał normalizację stosunków, co jednak nie oznacza uznania suwerenności. Serbia obawia się, że ostatecznie zostanie zmuszona do uznania niepodległości Kosowa. Prisztina oczekuje, że to nastąpi. Koło się zamyka.

Bruksela robi co może, mianowała nawet wytrawnego słowackiego dyplomatę Miroslava Lajčáka swoim przedstawicielem do spraw dialogu między stolicami. Przedstawiciela do spraw negocjacji ustanowił także Trump – Richard Grenell przygotowywał podpisane w Waszyngtonie porozumienie. Trump z Vučiciem spotykał się wielokrotnie, nie przeszkadza mu ani skrajnie nacjonalistyczna przeszłość tego polityka, ani jego dyktatorskie czy autorytarne rządy. Przeszłość Thaçiego też mu nigdy nie wadziła.

Bałkany w kampanii wyborczej Trumpa

Podpisane w Waszyngtonie porozumienie miało unormować stosunki sąsiedzkie, prowadząc do spokoju i pokoju na Bałkanach. Ten pokój wciąż jest zagrożony. Miało dotyczyć wyłącznie spraw gospodarczych, wolnego ruchu towarów, odnowienia połączeń lotniczych, kolejowych, ruchu granicznego. Tymczasem okazało się, że na gospodarce się nie skończyło, a Trump użył obu liderów w swojej kampanii wyborczej.

Muzułmańskie w większości Kosowo zobowiązało się do nawiązania stosunków dyplomatycznych z Izraelem oraz otwarcia ambasady w Jerozolimie. Wygląda na to, że również Belgrad obiecał przenieść tam swoją placówkę w 2021 r. A już w najbliższym czasie (przed wyborami w Stanach!) otworzyć w Jerozolimie biuro handlowe. Znów: to w żadnym wypadku nie pokrywa się z linią Brukseli, przeciwnej kreowaniu Jerozolimy na stolicę Izraela, gdyż narusza to prawo międzynarodowe.

Trump zdecydowanie utrudnia kontynuowanie rozmów Belgrad–Prisztina pod patronatem UE. Sprawy nie ruszą więc z miejsca i tkwimy tam, gdzie utknęliśmy. Obaj politycy wprost z Waszyngtonu udali się do Brukseli i wyjechali stamtąd z niczym, jedynie z ostrzeżeniem, że lokowanie ambasad w Jerozolimie osłabia ich szanse na akces do wspólnoty.

Zadowolony jest tymczasem premier Izraela Beniamin Netanjahu, który złożył już przywódcom gratulacje. Trump będzie mógł ogłosić sukces w polityce zagranicznej: doprowadzenie do normalizacji między zwaśnionymi państwami na Bałkanach. Nawet jeśli większość Amerykanów nie ma pojęcia, gdzie leży Kosowo, i nie jest w stanie wskazać na mapie Prisztiny i Belgradu, to sukces zawsze robi swoje, sprzyja wypinaniu piersi i wzrostowi poparcia. Proszę, jaki ten nasz prezydent Trump dzielny! Nie udało mu się w walce z koronawirusem, już ponad 200 tys. Amerykanów straciło życie, ale zwycięża na Bałkanach.

Zdjęcia z uroczystości w Białym Domu mogą sugerować, że Vučić nie wiedział, co podpisuje, i że poprze ideę Trumpa, przenosząc do Jerozolimy ambasadę Serbii. Żółtodziobem jednak nie jest, zapewne zdawał sobie sprawę, że wywoła zamieszanie – także w stosunkach z Turcją i krajami arabskimi.

Czy jego zamiarem było wywarcie nacisku na Brukselę w kwestii przyspieszenia negocjacji akcesyjnych? Ostatecznie, jeśli rachuby zawiodą, może użyć argumentu, że umowa wymaga zatwierdzenia przez serbski parlament. I niewykluczone, że zrobi to już po amerykańskich wyborach.

About this publication