Kamala Harris and the Army of Black Women

<--

Kamala Harris i armia czarnych kobiet

Marta Wróbel

Kiedy 5 maja 1962 r. w jednym z meczetów w Los Angeles Malcolm X wygłaszał swoją mowę, pewnie nie przypuszczał, że minie 58 lat, zanim wiceprezydentką USA zostanie czarnoskóra kobieta. Pogrzeb Ronalda Stokesa, aktywisty Narodu Islamu, stał się pretekstem do feminizującego przemówienia.

„Najmniej szanowaną osobą w Ameryce jest czarna kobieta. Najmniej chronioną osobą w Ameryce jest czarna kobieta. Najbardziej lekceważoną osobą w Ameryce jest czarna kobieta” – powiedział afroamerykański przywódca. Nie były to łatwe czasy. Ustawy o prawach obywatelskich (Civil Rights Acts), wymuszające, przynajmniej na papierze, równouprawnienie czarnych Amerykanów, miały zostać podpisane dopiero za dwa i trzy lata. Opieka społeczna wciąż odmawiała wielodzietnym Afroamerykankom pomocy finansowej, bo oczekiwała, że w przeciwieństwie do białych kobiet w podobnej sytuacji i tak będą pracować zawodowo.

Statystyczna Afroamerykanka miała jeszcze bardziej utrudniony dostęp do edukacji i dobrze płatnej pracy niż czarnoskóry mężczyzna. Wywrotowe wojowniczki Czarnych Panter w stylu Angeli Davis i Assaty Shakur świat poznał kilka lat później, a w obliczu systematycznej opresji Rosa Parks i Ella Baker z postulatami demokracji radykalnej i uczestniczącej wydawały się na dłuższą metę zbyt ugrzecznione. Na dużym i małym ekranie czarne kobiety najczęściej wciąż odgrywały drugoplanowe lub dewaluujące je role, a świecąca mocnym blaskiem gwiazda Dorothy Dandridge stanowiła tylko wyjątek od reguły.

Kiedy 7 listopada 2020 r. podczas wieczoru wyborczego w Wilmington w stanie Delaware Kamala Harris wygłosiła swoje przemówienie, dobrze wiedziała, komu w dużej mierze zawdzięcza zwycięstwo. „Kobiety, a szczególnie czarne kobiety od lat są niedocenioną ostoją naszej demokracji. Mam nadzieję, że każda mała dziewczynka oglądająca dziś to wystąpienie zacznie postrzegać Amerykę jako kraj możliwości” – powiedziała świeżo upieczona wiceprezydent elekt.

Kamala Harris przemawia 7 listopada 2020 r. w Wilmington.

Kilka dni później na Twitterze zwróciła się już wyłącznie do Afroamerykanek i podziękowała im za wsparcie w wyborach. Jak wiadomo, ona sama ma jamajskie i hinduskie korzenie i będzie pierwszą kobietą w historii Stanów Zjednoczonych na tym stanowisku. Według exit polls przeprowadzonych dla stacji ABC (szczegóły tutaj) na duet demokratów Joe Biden & Kamala Harris głosowało 91 proc. czarnoskórych Amerykanek. To największa grupa rasowa, jaka ich wsparła.

Charyzmatyczna, pełna energii Harris dołączyła do Bidena w sierpniu tego roku i wydaje się idealnie uzupełniać z prawie 78-letnim politykiem. Ambitna jak Hilary Clinton – jeszcze rok temu, zanim zrezygnowała, sama kandydowała na urząd prezydenta USA. Wcześniej była pierwszą kobietą na stanowisku prokuratora generalnego Kalifornii i drugą czarnoskórą kobietą w Senacie. Stanowcza w kwestiach praw kobiet i społeczności LGBTQ jak Alexandria Ocasio-Cortez, ale nie tak pyskata. Od lat zaangażowana w sprawy Afroamerykanów i świetnie odnajdująca się w białym celebryckim mainstreamie – jak Barack Obama. Już teraz mówi się, że jeśli sprawdzi się w nowej roli, gładko powinna przejść drogę od wiceprezydentki do prezydentki, tak jak Joe Biden.

Kamala wydaje się nowym symbolem marzeń: liberałów o internacjonalizmie, milenialsów o postrasowej Ameryce, a feministek o równych szansach. Ostatnie lata rządów Trumpa i, mimo przegranej, jego dobry wynik w tegorocznych wyborach (ok. 70 mln głosów) pokazują, że przynajmniej dwa pierwsze marzenia są raczej mrzonkami. Ośmielona przez populizm redneckowa mentalność już dawno zmieniła strefę komfortu ze stanów dawnej Konfederacji na przestrzeń publiczną i ulice.

58 lat temu Afroamerykanki mogły niewiele, dziś są najlepiej wykształconą grupą etniczną w USA. Mimo to zarabiają średnio 38 proc. mniej niż biali mężczyźni na tych samych stanowiskach i 21 proc. mniej niż białe kobiety wykonujące tę samą pracę (szczegóły tutaj).

Z drugiej strony wydawałoby się, że na reprezentację nie mają co narzekać: na liście bilionerów „Forbesa” od lat figuruje Oprah Winfrey, za królową popu uważa się Rihannę, a na platformach streamingowych roi się od seriali z czarnoskórymi kobiecymi postaciami w rolach głównych. Jednak nierówne szanse na rynku pracy, dyskryminacja rasowa, brutalność policji (najnowszy przykład to zabójstwo Breonny Taylor) wciąż mają się dobrze, a spopularyzowany kilka lat temu w sieci hasztag #OscarsSoWhite dalej jest aktualny, też w odniesieniu do czarnoskórych aktorek.

Wywodząca się z rodziny imigrantów z naukowymi tradycjami, wykształcona Kamala Harris (skończyła politologię i ekonomię na Uniwersytecie Howarda i uzyskała tytuł doktora prawa na Uniwersytecie Kalifornijskim) spełniła to, co nie udało się w 1952 r. Charlotcie Bass, pierwszej afroamerykańskiej kandydatce na wiceprezydenta USA. Jest szansa, że za cztery lata osiągnie cel Shirley Chisholm, pierwszej czarnej Amerykanki ubiegającej się o nominację na stanowisko prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej. Zresztą tej ostatniej zadedykowała swoją zeszłoroczną kampanię.

Może inspirować liberałów i feministki, ale to dla ciemnoskórych Amerykanek Harris pisze nową historię. Dla wielu z nich jest symbolem awansu społecznego i nieograniczonych możliwości, o których mówiła w zwycięskim przemówieniu. Jako wiceprezydentka będzie musiała w wystąpieniach publicznych uważać, by nie zostać pożywką rasistowskiego stereotypu „czarnej wściekłej kobiety” („black angry woman”) – dominującej, nieco nieokrzesanej i humorzastej Afroamerykanki. Z tym problemem mierzyła się przed nią była pierwsza dama Michelle Obama.

Kamali Harris na scenie politycznej towarzyszy dziś mała armia czarnych kobiet: od Maxime Waters i Stacey Abrams po Ayannę Pressley, Ilhan Omar czy Cori Bush. Ich sukces to też znak czasu i dowód, że Amerykanie chcą zmiany. Klincz internetowej memologii z liczeniem głosów się zakończył, ich realne liczenie trwa, ale nie wpłynie już na ostateczny wynik. Prawdziwa walka zacznie się 20 stycznia, kiedy Biden i Harris zostaną zaprzysiężeni. I tym razem, nawiązując do słów Gila Scotta-Herona, możemy być pewni, że rewolucja zostanie pokazana nie tylko w telewizji.

About this publication