Trump przemówił. Dla republikanów jest nadal liderem
Na dorocznej konferencji amerykańskich konserwatystów (CPAC) swoje pierwsze przemówienie po zakończeniu urzędowania w Białym Domu wygłosił w niedzielę Donald Trump.
Trump dostał oklaski na stojąco po wystąpieniu w Orlando na konferencji amerykańskich konserwatystów i umocnił swoją pozycję zdecydowanego lidera w GOP. Pytanie, na jak długo.
Na dorocznej konferencji amerykańskich konserwatystów (CPAC) swoje pierwsze przemówienie po zakończeniu urzędowania w Białym Domu wygłosił w niedzielę Donald Trump. Entuzjastycznie witany przez uczestników spotkania, które odbyło się tym razem w Orlando na Florydzie, były prezydent wystąpił jako niekwestionowany przywódca Partii Republikańskiej (GOP). Mówił o jej przyszłości, podkreślając potrzebę jedności wokół kanonu konserwatywnych zasad: ograniczania roli rządu, niskich podatków, deregulacji gospodarki, prawa do posiadania broni i afirmacji tradycyjnych wartości, takich jak patriotyzm, ochrona życia poczętego czy obecność religii w życiu publicznym.
Głównie jednak był to raczej apel o jedność wokół jego osoby. Trump oświadczył, że „nasza podróż” – co miało oznaczać kontynuację jego polityki prawicowego populizmu – „dopiero się zaczęła”, i dał do zrozumienia, że w 2024 r. ponownie wystartuje w wyborach do Białego Domu. „Mogę się zdecydować i pokonać ich [demokratów] po raz trzeci”, powiedział, potwierdzając zarazem, że wciąż uważa, iż w listopadzie ubiegłego roku „ukradziono” mu reelekcję.
Sondaże wskazują, że przeważająca większość republikanów pragnie, aby to Trump był ich kandydatem prezydenckim za cztery lata. Na konferencji CPAC, gdzie tradycyjnie organizuje się tzw. straw poll, czyli głosowanie mające pokazać, kogo działacze partii najchętniej widzą w roli kandydata do Białego Domu, Trump uzyskał najwięcej głosów – 55 proc. Pokonał na głowę takich polityków GOP jak gubernator Florydy Ron De Santis czy gubernator Południowej Dakoty Kristi Noem, którzy dostali tylko po kilka procent.
Trump krytykuje politykę Bidena
Największą część trwającego półtorej godziny przemówienia zajęła Trumpowi druzgocąca krytyka polityki Bidena i jego administracji, którą nazywał „radykalnie lewicową” – chociaż prezydent stale podkreśla dystans wobec lewicy w Partii Demokratycznej. „W ciągu miesiąca odeszliśmy od America First (Ameryka nade wszystko) do America Last (Ameryka na końcu)”, powiedział. Zaczął od ataku na politykę imigracyjną – zarządzeń anulujących budowę muru na granicy z Meksykiem, bezwzględnych deportacji nielegalnych imigrantów i kroków na rzecz ponownego łączenia rodziców z dziećmi rozdzielonymi w trakcie procedur aresztowania. Potem ostro skrytykował nieotwieranie szkół do normalnej – a nie wirtualnej – nauki, co opóźnia się wskutek oporu nauczycieli domagających się najpierw masowych szczepień. Według Trumpa to oportunistyczne ustępstwo demokratów wobec związków zawodowych („Joe Biden sprzedał amerykańskie dzieci związkom nauczycieli”). Wreszcie zaatakował wprowadzane przez Bidena restrykcje na wiercenia naftowe i gazowe, które – jak utrzymywał – odbiorą pracę dziesiątkom tysięcy ludzi i ponownie uzależnią Amerykę od dostaw energii z zagranicy.
Wiele czasu poświęcił też Trump apelom o zmiany ordynacji wyborczej, tak by wyeliminować możliwość głosowania pocztą (z wyjątkiem osób przebywających za granicą, jak żołnierze w zamorskich bazach), ograniczyć skalę wczesnego głosowania i nakazać wszędzie legitymowanie się dowodami tożsamości ze zdjęciem. Parlamenty stanowe zdominowane przez republikanów uchwalają już reformy w tym kierunku, zmierzające de facto do ograniczenia głosowania przez kluczowe grupy elektoratu Partii Demokratycznej – np. Afroamerykanów i Latynosów – które w czasie pandemii najczęściej korzystały z opcji głosowania korespondencyjnego lub wczesnego, przed tradycyjnym terminem wyborów w pierwszy wtorek listopada
Trump nie usuwa się w cień
Wystąpienie Trumpa w Orlando było kolejnym rażącym naruszeniem tradycji, bo byli prezydenci USA bezpośrednio po odejściu z urzędu usuwali się z reguły w cień i nie atakowali następców (Herbert Hoover, choć nie mógł się pogodzić z porażką w 1932 r., skrytykował F.D. Roosevelta dopiero po kilku miesiącach).
Nie było to oczywiście niespodzianką, bo Trump jeszcze dwa tygodnie przed inauguracją Bidena usiłował do niej nie dopuścić, podżegając fanów do szturmu na Kapitol, gdzie Kongres zatwierdzał wybory. Nawet jednak ten akt ewidentnej próby złamania podstawowych reguł demokracji – uchylenia przemocą woli wyborców – nie skłonił większości republikanów i przywódców partii do zerwania z Trumpem. Wcześniej darowali mu również takie wyczyny jak flirt ze skrajną, rasistowską i antysemicką prawicą, sojusz z wyznawcami teorii spiskowych, tłumienie siłą pokojowej demonstracji w Waszyngtonie przeciw brutalności policji czy bagatelizowanie epidemii koronawirusa, co pogłębiło skalę kryzysu.
Republikańscy politycy generalnie ustępują dominującym w partii wiernym fanom Trumpa. GOP jest dziś podzielona między trumpistów, gotowych nawet do poparcia autorytarnych metod, byle utrzymać się przy władzy, a tradycyjnych konserwatystów, którzy popierali jego politykę, ale 6 stycznia sprzeciwili się próbie swoistego puczu. Ci ostatni, jak lider republikanów w Senacie Mitch McConnell czy były wiceprezydent Mike Pence, nie przybyli do Orlando (ten ostatni był zaproszony, ale odmówił). Zdecydowana opozycja przeciw Trumpowi stała się obiektem jego ataku. Były prezydent wymienił z nazwisk wszystkich sześcioro senatorów i dziesięcioro członków Izby Reprezentantów, którzy głosowali niedawno za jego impeachmentem, i zapowiedział, że w kolejnych wyborach do Kongresu poprze ich rywali z prawicy, którzy rzucą im wyzwanie w prawyborach.
Trump numero uno
Po wystąpieniu w Orlando Trump dostał oklaski na stojąco, a komentatorzy w telewizji Fox News ocenili, że umocnił swoją pozycję zdecydowanego lidera w GOP. Nie jest jednak jasne, jak długo ją utrzyma. Po 6 stycznia z Partii Republikańskiej odeszło wielu zarejestrowanych w niej wyborców. O wyniku rozgrywki establishmentu z trumpistami mogą zadecydować wybory do Kongresu w 2022 r. Trump obiecał, że poprze „dobrych” kandydatów partii i od ich powodzenia zależeć może także jego dalszy status przywódcy. Podkreślił jednocześnie, że nie utworzy żadnej „swojej” partii – co oznaczałoby klęskę dla Partii Republikańskiej.
Obietnice Trumpa nie mają jednak znaczenia. Jeżeli nie uzyska pełnej kontroli nad GOP, najpewniej będzie próbował rozłamu, bo interesuje go tylko rola numero uno, a nie polityczna emerytura.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.