Ameryka chce bronić demokracji, Rosja – stref wpływów. Ukraina stanie się polem konfrontacji, która pokaże, kto wygrał.
Na Władimira Putina czekali najwięksi. Nawet na audiencję do Franciszka spóźnił się aż o godzinę. Tym razem to on musiał jednak czekać. Sprowadzona z Moskwy limuzyna Aurus Senat, równie duża, jak „bestia” amerykańskich prezydentów, podjechała w środę pod bramę XVIII-wiecznej willi La Grange nad Jeziorem Genewskim o 13.07, 16 minut przed Joe Bidenem.
– Zawsze jest dobrze zobaczyć się na żywo – rzucił zachęcająco Amerykanin.
– Mam nadzieję, że spotkanie będzie owocne – odparł Putin.
Ale czar prysł, gdy dziennikarka Bloomberga wykrzyczała do rosyjskiego przywódcy pytanie, dlaczego tak bardzo boi się Aleksieja Nawalnego. Rosjanin zachował kamienną twarz, za to Biden nie mógł powstrzymać się przed szerokim uśmiechem.
Reguły nie dla Putina
Spotkanie zaczęło się od dwugodzinnej rozmowy obu przywódców z udziałem szefów dyplomacji i tłumaczy. Potem do Bidena i Putina dołączyła większa grupa doradców. Już po godzinie sekretarz stanu Antony Blinken napisał na Twitterze, jak ważne są prawa człowieka. Niezbyt zachęcający sygnał dla Kremla. – To nie będzie szczyt historyczny. Za dużo zebrało się problemów – studził oczekiwania przed spotkaniem rzecznik Putina Dmitrij Pieskow.
Podobne nastroje panowały po stronie amerykańskiej. Joe Biden jest piątym prezydentem USA, z którym spotkał się Władimir Putin. Ale pierwszym, który nie ma złudzeń co do charakteru moskiewskiego reżimu. Do Genewy poleciał nie w nadziei na „reset” czy „przełom”, ale dla ustalenia minimalnych reguł gry i wskazania obszarów, gdzie współpraca jest jednak możliwa.
Ale nawet ten plan minimum wydaje się nadmiernie ambitny. Na konferencji prasowej po czterech godzinach rozmówi Putin nie zasygnalizował żadnego poważnego obszaru, gdzie jest gotów pójść na ustępstwa. Nie obiecał nic w sprawie wstrzymania ataków w cyberprzestrzeni, o uwolnieniu Aleksieja Nawalnego nie może być mowy, kryzys na Ukrainie da się rozwiązać tylko w oparciu o umowę z Mińska, która od lat znajduje się w martwym punkcie. Uznał, że to Amerykanie odpowiadają za pogorszenie stosunków z Rosją, i sami robią to, co zarzucają Rosji. Nawet negocjacje w sprawie ograniczenia zbrojeń mają być przedmiotem dalszych konsultacji.
W USA nie zdążysz otworzyć ust, już do ciebie strzelają
– W naszych krajach jest tak, że cokolwiek się dzieje, odpowiada za to kierownictwo państwa – mówił Putin, dodając, że podczas rozmowy z inicjatywy Bidena poruszona została kwestia praw człowieka. – Na ulicach amerykańskich miast co chwila ginie człowiek. Tam nie zdążysz otworzyć ust, a już do ciebie strzelają -mówił Putin.
Aby uniknąć żenującego spektaklu, jaki dał na szczycie w Helsinkach w 2018 r. Donald Trump, zaprzeczając doniesieniom CIA o ingerencji Kremla w amerykańskie wybory, Biden odrzucił ofertę wspólnej konferencji prasowej z Putinem.
Rosjanin żadnych reguł gry w relacjach z Ameryką nie chce, bo już sam szczyt dowodzi, że mu się to nie opłaca. Biden zaproponował przecież spotkanie w marcu, gdy świat z przerażeniem śledził koncentrację rosyjskich wojsk u granic Ukrainy. Dla Rosjanina, którzy stoi na czele kraju z 14 razy mniejszą od amerykańskiej gospodarką, już sam występ w roli równego Stanom jest wielkim sukcesem. Ale dla niego to najwyraźniej za mało, skoro przez dwa miesiące, jakie minęły od zaproszenia, Rosja nie zrezygnowała ze zbójeckiej polityki. Przeprowadzony najpewniej z jej terytorium cyberatak sparaliżował główny ropociąg na wschodzie USA, Kreml poparł też porwanie przez Białoruś samolotu Ryanaira i brutalnie traktował Nawalnego.
Ochrona praw człowieka leży w DNA Stanów Zjednoczonych
W odróżnieniu od innych krajów, w tym Rosji, jesteśmy krajem idei. Mamy prawa człowieka, bo się z nimi rodzimy. Ich ochrona leży w DNA Stanów Zjednoczonych. Kropka. I dlatego będziemy nieustająco poruszać kwestie praw człowieka, w tym Aleksieja Nawalnego i innych więźniów w Rosji – mówił Biden.
– Odpowiedziałem uczciwie – oświadczył przed odlotem do Genewy Biden na pytanie, czy podtrzymuje, że Putin „jest zabójcą”. A na zamkniętym spotkaniu przywódców NATO w Brukseli zapowiedział, że jego celem jest „konsolidacja obozu demokracji przeciw rosyjskiemu i chińskiemu autorytaryzmowi”.
Głównym obszarem starcia tych dwóch światów będzie Ukraina. Każda ze stron ma tu potężną broń. Putin wciąż utrzymuje na ukraińskiej granicy ok. 90 tys. wojsk, jest gotowy w każdej chwili na uderzenie. Biden zostawił sobie z kolei otwartą opcję przyjęcia Ukrainy do NATO. W Brukseli zastrzegł co prawda, że to zależy od przeprowadzenia przez Kijów reform oraz przekonania do tego wszystkich sojuszników (w szczególności Niemiec i Francji). Ale też oświadczył, że okupacja przez Rosjan Donbasu i Krymu nie jest przeszkodą dla poszerzenia sojuszu (teoretycznie warunkiem członkostwa są uregulowane spory graniczne). I zapowiedział, że Ameryka będzie bronić „niezależności i integralności terytorialnej” Ukrainy. Zgoda Rosji na włączenie USA do „formatu normandzkiego” negocjującego pokój na Ukrainie byłaby pierwszym sygnałem kompromisu obu mocarstw. Wątpliwe jednak, aby Kreml na to poszedł.
Wyścig zbrojeń
Biden zapowiedział więc, że na spotkaniu z Putinem wyznaczy „czerwone linie”, których przekroczenie przez Rosję sprowokuje „symetryczną” odpowiedź Ameryki. Jedna z nich z pewnością dotyczy Ukrainy, ale gdzie dokładnie ta i inne biegną, nie wiadomo.
Amerykański prezydent chce jednak też poszukiwać obszarów współpracy. To przede wszystkim broń jądrowa. Putin pamięta, jak wyścig zbrojeń narzucony przez Ronalda Reagana doprowadził do rozpadu ZSRR, dla niego „największej tragedii XX wieku”. Dlatego może pójść tu na ustępstwa. Biden chce zaś uwolnić się od tego starcia, aby mieć wolne ręce w sprawach dla niego najważniejszych: odbudowie amerykańskiej gospodarki i konfrontacji z Chinami. Rosja zdobyła przewagę nad USA w niektórych rodzajach broni, jak pociski podwodne czy rakiety wielkich prędkości, a rozwój sztucznej inteligencji może skierować wyścig zbrojeń w nieznanym kierunku. Rywalizacja w tym obszarze wymagałaby więc od Ameryki wielkich nakładów.
Ale ryzyko porażki i tu jest duże. Amerykanin już na wstępie zrobił Moskwie prezent, przedłużając o pięć lat umowę o redukcji rakiet jądrowych dalekiego zasięgu (New Start), zamiast starać się wymusić na Rosjanach ustępstwa w kwestii najgroźniejszych dla Europy taktycznych pocisków jądrowych. Pytanie, na ile Moskwa teraz to wykorzysta.
Iran i hakerzy
Ameryka liczy też na współpracę Rosjan w delikatnej operacji wycofywania swoich wojsk z Afganistanu. A także zawarcia z Iranem nowego porozumienia o wstrzymaniu zbrojeń jądrowych. Co prawda Teheran okazał się cennym sojusznikiem Putina w obronie syryjskiego reżimu. Ale zbytnia potęga leżącego u boku Rosji Iranu może być dla Moskwy niebezpieczna. Sam Putin wskazał na Syrię, Libię, ale też zmiany klimatyczne jako możliwe obszary współpracy.
Znacznie bardziej wątpliwe jest natomiast porozumienie w sprawie zaniechania ataków w cyberprzestrzeni. Rosja odnosi tu zbytnie sukcesy bez, na razie, wyraźnych konsekwencji.
Putin ma zresztą w swojej talii cenne karty. Zgoda pod naciskiem Niemiec Bidena na dokończenie Nord Stream 2 pokazuje, że Ameryce nie do końca udało się zbudować zwarty obóz zachodnich demokracji. Z drugiej jednak strony utrzymywane przez USA i Unię od siedmiu lat sankcje przyczyniły się do zapaści rosyjskiej gospodarki: poza Chinami nikt z zagranicy nie decyduje się tu na poważne inwestycje. Rośnie niezadowolenie z reżimu Putina, który za ograniczenie demokracji miał dać społeczeństwu wyższy poziom życia, ale tego nie robi. Zdaniem centrum Lewady 53 proc. młodych Rosjan chce wyjechać z kraju. Jeśli Biden zdecyduje się na nałożenie jeszcze poważniejszych restrykcji, zbudowany przez Putina system może runąć.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.