Texas Democrats Flee State To Block a Controversial Bill

<--

Politycy Demokratów przeczekają w Waszyngtonie sesję parlamentu stanowego, na której Republikanie chcą zmienić reguły wyborcze. Obawiali się doprowadzenia siłą na obrady. Gubernator grozi im aresztem po powrocie.

W poniedziałek wieczorem na waszyngtońskim lotnisku Dulles wylądowały dwa samoloty czarterowe z Austin z co najmniej 51 członkami Izby Reprezentantów Teksasu z Partii Demokratycznej. Siedmioro kolejnych polityków było w drodze do stolicy.

– Na szali jest nasza demokracja – powiedział NBC News jeden z uciekinierów, Trey Martinez Fischer. – W weekend stało się dla nas jasne, że Republikanie ucinają wszelkie próby wynegocjowania kompromisu i prą do swoich rozwiązań – dodał Fischer.

Fischer nawiązał do zwołanej przez republikańskiego gubernatora Grega Abbotta specjalnej sesji parlamentu stanowego, na której mający większość w obu izbach Republikanie próbują przeforsować ustawę zmieniającą zasady głosowania w wyborach w 29-milionowym stanie.

Demokraci alarmują, że utrudni ona oddanie głosu milionom osób, przede wszystkim z mniejszości etnicznych, a więc ich wyborcom. Są przekonani, że taki jest właśnie cel legislacji. Republikanie zarzekają się, że chodzi im tylko o zapobieganie oszustwom i wzmocnienie bezpieczeństwa wyborów.

Ustawa wprowadziłaby dodatkowe wymogi dla głosowania korespondencyjnego, wyeliminowała głosowanie z samochodu i lokale wyborcze otwarte 24 godziny na dobę, które w zeszłym roku wprowadziła największa twierdza Demokratów w stanie – hrabstwo Harris (to w nim leży miasto Houston) i wzmocniła pozycję delegowanych przez partie obserwatorów wyborczych.

Pod koniec maja Demokraci zablokowali już wcześniejszą wersję tej reformy, wychodząc z sali tuż przed głosowaniem i zrywając kworum. Właśnie dlatego Abbott zwołał specjalną, dodatkową sesję, która rozpoczęła się w czwartek.

– Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, żeby dalej blokować ustawę – oznajmili Demokraci.

Tym razem jednak samo wyjście z sali by im nie wystarczyło. Specjalna sesja trwa do 30 dni, a republikańskie władze mogłyby zmusić ich do udziału w obradach przy użyciu siły (prawo przewiduje taką możliwość).

Wielka ucieczka Demokratów

Wyjściem okazała się ucieczka do Waszyngtonu. Teksańscy Demokraci chcą tu naciskać na Kongres, by uchwalił kompleksową reformę praw wyborczych, co ukróciłoby takie inicjatywy jak w Teksasie i w innych republikańskich stanach. Przede wszystkim jednak zależy im na tym, by przeczekać do końca obrad.

Decyzja o wylocie nie była łatwa, bo wielu polityków ma obowiązki rodzinne, małe dzieci czy kłopoty ze zdrowiem.

Jak donosi NBC News, pierwotnie rozważali przeniesienie się do Wirginii Zachodniej i Arizony, bo stamtąd pochodzą Joe Manchin i Kyrsten Sinema, dwoje senatorów Demokratów, którzy w imię szukania ponadpartyjnych kompromisów pozwalają Republikanom blokować wspomnianą kompleksową reformę praw wyborczych. Stworzyłoby to dodatkową presję na tę dwójkę, by przestali stawać okoniem. Uciekinierzy uznali jednak, że tamtejsi republikańscy gubernatorzy mogliby ich pojmać i przekazać Abbottowi.

Podobny manewr – opuszczenie stanu, by sparaliżować prace legislatury – zastosowali w 2003 r. teksańscy kongresmeni, a potem również senatorowie Demokratów podczas prac nad republikańską ustawą o zmianie okręgów wyborczych. W końcu jednak ustawa przeszła.

Republikanie: Nie poddamy się

Dade Phelan, republikański spiker Izby Reprezentantów Teksasu, zapowiedział, że Republikanie wykorzystają “wszelkie dostępne środki” przewidziane w konstytucji stanowej i regułach głosowań w lokalnym parlamencie, by zabezpieczyć kworum.

– Te działania narażają na szkody finanse stanowe, przez co tysiące ciężko pracujących urzędników i ich rodziny nie otrzymają wypłat, świadczeń zdrowotnych i emerytur tylko dlatego, że prawodawcy zerwali kworum i uciekli do Waszyngtonu prywatnymi samolotami. Zegar specjalnej sesji tyka i oczekuję, że wszyscy deputowani będą obecni, by niezwłocznie zabrać się do pracy nad tymi kwestiami – oświadczył Phelan.

Wtóruje mu Abbott. – Latają sobie po kraju wygodnymi prywatnymi samolotami, porzucając sprawy, które przysłużyłyby się ich okręgom i stanowi – oznajmił gubernator.

W poniedziałkowym wywiadzie dla lokalnej stacji telewizyjnej KVUE Abbott zagroził Demokratom aresztowaniem po powrocie i zapowiedział, że jeśli będzie trzeba, jest gotów zarządzać kolejne nadzwyczajne sesje aż do przyszłego roku.

– Jeśli ci ludzie chcą spędzać sobie czas – gdziekolwiek go spędzają – za pieniądze podatników, to muszą być gotowi na to przez sporo ponad rok – ostrzegł Abbott.

Decyzję Demokratów chwalą za to grupy walczące o prawa wyborcze.

Wielu komentatorów, np. amerykański korespondent BBC, ocenia jednak, że ostatecznie to Republikanie odniosą zwycięstwo, a ucieczka – choć spektakularna, symboliczna i zwracająca uwagę na problem – odwleka tylko w czasie nieuniknione.

Republikanie ograniczają prawa wyborcze w USA

Wydarzenia w Teksasie to kolejna odsłona wojny o reguły głosowania, która rozgorzała w USA w ostatnich miesiącach. We wtorek głos w tej sprawie ma zabrać prezydent podczas przemówienia w Filadelfii, kolebce amerykańskiej demokracji. Wedle słów jego rzeczniczki Joe Biden wezwie do przezwyciężenia “największego wyzwania dla naszej demokracji od wojny secesyjnej”. Tyle że prezydent niewiele może zrobić. Jego doradcy przestrzegają, by nie spodziewać się jakichś nowych, przełomowych propozycji.

Jak podliczył instytut Brennan Center for Justice, od początku roku do połowy maja w 14 stanach Republikanie uchwalili już 22 ustawy, które – zdaniem krytyków – ograniczają prawa wyborcze. W całym kraju zgłoszono niemal 400 projektów aktów prawnych w tej sprawie.

Wobec impasu w Kongresie Demokratom pozostało zaskarżanie ich do sądów. Uczynili tak już m.in. w Georgii, Montanie, Iowa, Arkansas, Arizonie, New Hampshire, Kansas czy na Florydzie, a w kolejnych stanach szykują pozwy. Walczą jednak ze zmiennym szczęściem. 1 lipca zdominowany przez konserwatywnych sędziów Sąd Najwyższy uznał, że nowe regulacje wyborcze Arizony nie naruszają praw wyborczych jej mieszkańców.

Dwie ustawy z Arizony wprowadziły zasadę, że karta wyborcza (którą w USA często można dostać wcześniej pocztą) wrzucona do urny w niewłaściwym lokalu wyborczym musi zostać odrzucona oraz znacząco ograniczyły katalog osób, które mogą zbierać takie karty, by dostarczyć je komisji. Demokraci uznali, że w ten sposób zniechęca się do głosowania ich wyborców, bo w multietnicznych dzielnicach dużych miast lokale wyborcze częściej znajdują się w nieoczywistych miejscach, a zwyczaj zbierania głosów jest szczególnie rozpowszechniony wśród rdzennych Amerykanów i Latynosów.

About this publication