Według nowej książki Boba Woodwarda i Roberta Costy krótko przed wyborami Donald Trump, przeczuwając swoją porażkę, powtarzał bezpodstawnie, że zostaną sfałszowane, i zachowywał się jak człowiek niezrównoważony.
Jeśli wierzyć rewelacjom z najnowszej książki Boba Woodwarda i Roberta Costy, pod koniec swej prezydentury Donald Trump był bliski wywołania wojny z Chinami, czemu starał się zapobiec – w kontrowersyjny sposób – przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów gen. Mark Milley. Waszyngton jest podzielony w jego ocenie – część polityków i komentatorów pochwala jego działania, ale są i tacy, którzy wzywają do jego dymisji, a nawet oskarżają go o zdradę.
Według książki Woodwarda i Costy na krótko przed elekcją w listopadzie ubiegłego roku Trump, przeczuwając porażkę, powtarzał bezpodstawnie, że wybory będą sfałszowane, i w ogóle zachowywał się jak człowiek niezrównoważony, skłonny do groźnych działań. Milley miał otrzymać informacje z Pekinu, że tamtejszy wywiad obawia się, iż USA zaatakują Chiny. Generał nabrał podejrzeń, że prezydent może rzeczywiście wywołać wojnę, by odwrócić uwagę od innych spraw, zmobilizować Amerykanów wokół swego przywództwa i dzięki temu wygrać wybory.
30 października zadzwonił do swego chińskiego odpowiednika gen. Li Zuochenga, szefa departamentu sztabów w Centralnej Komisji Wojskowej, i zapewnił go, że Ameryka nie zaatakuje Chin. Miał mu nawet powiedzieć: „Jeżeli dojdzie do ataku, zatelefonuję przedtem do pana. To nie będzie niespodzianka”.
Czy Trump naciśnie atomowy guzik?
Już po przegranych przez Trumpa wyborach, w dwa dni po szturmie jego fanów na Kapitol 6 stycznia, który był próbą powstrzymania Kongresu przed zatwierdzeniem zwycięstwa Joe Bidena, Milley zwołał tajne zebranie w swoim biurze w Pentagonie. Zasugerował wyższym oficerom, żeby w razie otrzymania rozkazu ataku na Chiny zignorowali go, dopóki on sam nie potwierdzi, że rozkaz jest zgodny z „przyjętą procedurą”. Wykonał także kolejny telefon do Pekinu, zapewniając Chińczyków, że „rząd jest stabilny”, a USA „nie będą atakować ani przeprowadzać żadnej operacji militarnej” przeciw Chinom.
Według autorów książki – której rewelacje oparte są, jak zwykle, na źródłach częściowo anonimowych – gen. Milley obawiał się nawet, że Trump może przeciw Chinom użyć broni nuklearnej. Decyzja o naciśnięciu guzika atomowego należy jednak wyłącznie do prezydenta USA, ewentualnie sekretarza obrony z upoważnienia prezydenta. Przewodniczący Kolegium Połączonych Sztabów nie musi wydawać na to zgody ani nawet o tym wiedzieć. Nie jest zatem jasne, o jakiej dokładnie „procedurze” Milley wspominał na zebraniu w Pentagonie, chociaż według Woodwarda i Costy, kiedy oficerowie odpowiadali mu kolejno, że rozumieją, czego od nich oczekuje, i potakiwali „Yes, Sir”, generał „uważał to za złożenie przysięgi”.
„6 stycznia pogrzebiemy Bidena”
Książka dodaje wiele szczegółów do doniesień medialnych o napiętej atmosferze panującej w Waszyngtonie między listopadowymi wyborami a inauguracją Bidena 20 stycznia, kiedy obawiano się, że Trump może zdecydować się na pucz wojskowy, aby utrzymać się przy władzy. Szefem Pentagonu był wtedy w pełni lojalny wobec niego Chris Miller. Gen. Milley spotkał się w tym okresie m.in. z demokratyczną przewodniczącą Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, która powiedziała, że „prezydent oszalał”. „Całkowicie się z panią zgadzam”, odpowiedział generał.
Z książki dowiedzieliśmy się również, że jedną z głównych ról w przygotowywaniu de facto zamachu stanu w obronie Trumpa był jego zaufany doradca Steve Bannon. Po wyborach spotkał się z prezydentem i to on podsunął mu pomysł ataku tłumu na Kapitol w dniu certyfikacji wyników głosowania przez Kongres. „Pogrzebiemy Bidena 6 stycznia, pogrzebiemy go, k…” – miał powiedzieć osławiony lider ruchu Alt-Right.
Trump zaprzeczył oczywiście zawartym w książce rewelacjom, a Woodwarda – demaskatora afery Watergate – nazwał „obleśnym typem”. Oświadczył, że pomysł, jakoby nosił się z zamiarem zaatakowania Chin, jest nonsensem. We wspomnianym gorącym okresie napięcia, kiedy Trump próbował przeszkodzić w zatwierdzeniu wyniku wyborów, spekulowano, że jeśli zdecydowałby się na urzeczywistnienie scenariusza filmu „Wag the Dog” (polski tytuł: „Fakty i akty”), zaatakowałby raczej Iran, a nie Chiny.
Trump prawie wywołał wojnę
Kontrowersyjne działania gen. Milleya porównuje się do podobnej zakulisowej akcji ostatniego sekretarza obrony w gabinecie prezydenta Nixona Jamesa Schlesingera. W 1974 r., kiedy toczył się proces impeachmentu prezydenta i zanosiło się, że zostanie usunięty z urzędu (ostatecznie sam ustąpił ze stanowiska), Schlesinger rozesłał tajne okólniki do swoich podwładnych w Pentagonie, żeby nie wykonywali poleceń Nixona, jeśli będzie np. próbował wywołać jakąś wojnę. Zagrożony dymisją Nixon zachowywał się wtedy jak człowiek zdolny do irracjonalnych działań i nadużywał alkoholu.
Poufne zabiegi Milleya chwali część komentatorów i polityków Partii Demokratycznej. Niektórzy nazywają go nawet „bohaterem”, który starał się zapobiec ewentualnej tragedii. Inni jednak – przeważnie z prawicy – uważają, że dopuścił się rażącego naruszenia zasad obowiązujących wojskowego i powinien podać się do dymisji. Milley mimo zmiany administracji zachował stanowisko, bo przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów są mianowani co cztery lata i zwykle sprawują swoją funkcję, rozumianą jako apolityczną, niezależnie od tego, kto rządzi w Białym Domu. Republikańscy senatorowie Marco Rubio i Ted Cruz wezwali Bidena do zwolnienia generała. A popularny prawicowy komentator telewizji Fox News Tucker Carlsson powiedział, że Milley „popełnił zdradę”, bo za plecami prezydenta kontaktował się z wojskowym dowódcą kraju będącego nieprzyjacielem Ameryki.
Gen. Milleya skrytykował nawet emerytowany pułk. Alexander Vindman, były doradca ds. Rosji w Białym Domu Trumpa, który jednak na impeachmencie prezydenta zeznawał przeciw niemu w Kongresie. Vindman zatweetował, że działania Milleya były „pogwałceniem świętej zasady cywilnej kontroli nad armią”, „bardzo niebezpiecznym precedensem”, i wezwał go do rezygnacji.
Inny emerytowany wojskowy, były dowódca wojsk amerykańskich w Europie gen. Wesley Clark, uznał pogląd Vindmana za błędny, twierdząc, że pułkownik „nie rozumie” zasad w armii. Obrońcy Milleya wysuwają argument, że działał on w imię nadrzędnej racji, tzn. ochrony pokoju i Ameryki. Niektórzy są jednak zdania, że generał nie powinien działać po cichu, tylko publicznie wystąpić z ostrzeżeniem, że Trump może wywołać wojnę.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.