A speech given by the U.S. president is always an important event; after all, the U.S. is still a superpower. But the question arises as to how closely the world is listening to Biden today.
The two-day Summit for Democracy, a virtual meeting of the leaders of 111 countries invited to a joint, remote discussion convened by President Joe Biden, has ended. Hardly anyone in the U.S. was interested in this meeting — the media vaguely reported on the summit. America has more pressing problems, which is not surprising.
The virtual meeting was a political event with no practical significance, and mainly served a propaganda and public relations purpose. This is a typical example of a situation where politicians believe that it is appropriate for them to speak on certain matters, even though they know well it will not change anything.
Democracy in Retreat
Biden had to convene this summit because he promised to during his campaign last year. He had good reasons — democracy is in retreat all over the world; therefore, it should be defended. This is supported by research conducted by organizations such as Freedom House, which ranks an increasing number of countries as “not free” or “partly free.” Currently, China and Russia are selling biometric facial recognition and internet censorship technologies to Asia, Africa and Latin America in order to better control the disobedient. We are facing a regression of democracy even in the West, that is, among several dozen countries in the European Union and NATO. The right-leaning populist parties and politicians are gaining strength there, as they attempt to use democratic institutions such as free elections to consolidate their power autocratically and limit the rights of minorities. These forces are growing, even in America.
The idea of the Summit for Democracy logically fits into Biden’s ideological vision and program: strengthening American alliances and liberal democracy globally. Hence his speech opened with, “Democracy needs champions.” Biden admitted that democracy in the U.S. is similarly not doing very well, so he continued, “… we know as well as anyone that renewing our democracy and strengthening our democratic institutions requires constant effort.”
A speech given by the U.S. president is always an important event; after all, the U.S. is still a superpower. But the question arises as to how closely the world is listening to Biden today. The words of American leaders have usually been considered an instrument of soft power. It was America’s way of influencing world events and public diplomacy, promoting American pop culture and exerting other intangible and nonviolent influence. The problem is that America’s waning prestige and authority means that its soft power is also declining.
Biden Exposed Himself to Criticism
The bizarre criteria used for selecting participants for the summit did not help here. Among those invited were countries with parliaments, free elections and other formal democratic intuitions, but where manipulation of the masses, violence, corruption, discrimination against minorities or chicanery used against the opposition do not really qualify them as “democratic.” The Biden administration invited countries considered by Freedom House to be only “partly free” to the summit, including Moldova, Pakistan, the Philippines and Brazil — but it did not invite others, also “partly free,” that ranked higher than countries that were invited, such as Bolivia.
In Europe, the absence of Hungary on the list of participants is the most striking; this was probably punishment for Hungary’s defiance in response to America’s condemnation of the nationalism of Prime Minister Viktor Orbán. Hungary was the only country from the EU not invited to the summit. It is not clear what exactly Biden tried to accomplish with this. In any case, he exposed himself to criticism after admitting that the invitations were determined by geopolitics, and not democratic values — Brazil, India and the Philippines are more important to the U.S. than the insignificant country of Hungary.
What about Democracy in America?
It doesn’t really matter what Biden said to those who participated in the summit, although we do care what he said to President Andrzej Duda. However, the most important thing is whether the U.S. under Biden will continue to support democratic forces globally, and how it will do so. Sanctions against autocrats for persecuting dissidents, helping the opposition and public declarations of support are necessary, not only as a form of material aid but to bolster the morale of those fighting dictators and those suffering in prisons. Congress is still ready to pass laws that require the president take appropriate action, such as imposing sanctions for human rights violations in Russia, for instance, pursuant to the Magnitsky Act.
Moreover, the American media have pointed out that Biden should focus on consolidating democracy in the U.S. The Trumpist storming of the U.S. Capitol on Jan. 6 was, as is increasingly being predicted, just a prelude to what might happen during the next presidential election in 2024. In 19 states, majority Republican legislatures have changed voting laws to limit the voting power of the typical Democratic Party electorate — that is, African Americans and Latinos — and to ensure that the voting is done in such a way as to guarantee a Republican victory. Activists backed by Trump are pushing for this.
What the GOP did not accomplish in last year’s election — namely, preventing a Democratic win — might come to pass this way in three years. It is difficult to imagine that the other party will accept failure under such circumstances. Will there be a peaceful transfer of power then?
Wystąpienie prezydenta USA zawsze jest wydarzeniem, to w końcu wciąż supermocarstwo, ale wyłania się pytanie, jak uważnie Bidena świat dziś słucha.
Zakończył się dwudniowy „Szczyt dla demokracji” – wirtualne spotkanie przywódców 111 państw zaproszonych do wspólnej, ale zdalnej dyskusji przez amerykańskiego prezydenta Joe Bidena. W USA mało kto się tym interesował – media informowały o szczycie zdawkowo. Ameryka ma pilniejsze problemy, czemu trudno się dziwić.
Elektroniczne spotkanie było polityczną imprezą bez praktycznego znaczenia, wydarzeniem głównie propagandowo-piarowym. To typowy przykład sytuacji, kiedy politycy uważają, że wypada im zabrać głos w jakiejś sprawie, chociaż dobrze wiedzą, że właściwie niczego to nie zmieni.
Demokracja w odwrocie
Biden musiał ów szczyt zorganizować, bo zapowiedział to jeszcze w swej zeszłorocznej kampanii wyborczej. Miał argumenty – demokracja jest w odwrocie na całym świecie, trzeba więc jej bronić. Dowodzą tego badania prowadzone przez takie organizacje jak Freedom House, który coraz więcej krajów ocenia w swych rankingach jako „niewolne” lub tylko „częściowo wolne”. Chiny i Rosja sprzedają krajom Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej technologie biometrycznego rozpoznawania twarzy i cenzurowania internetu, aby można było lepiej kontrolować nieposłusznych. Z regresem demokracji mamy do czynienia nawet we wspólnocie zachodniej, czyli gronie kilkudziesięciu państw Unii Europejskiej i NATO. Rosną tam w siłę partie i politycy prawicowego populizmu, którzy, wykorzystując demokratyczne instytucje, jak wolne wybory, starają się utrwalić swoją władzę metodami autokratycznymi i ograniczać prawa mniejszości. Rosną nawet w Ameryce.
Pomysł szczytu logicznie wpisywał się w całą wizję ideologiczną i program Bidena – umacniania amerykańskich sojuszy i liberalnej demokracji na świecie. Stąd jego przemówienie na otwarcie spotkania, ze słowami: „Demokracja potrzebuje orędowników” i przyznaniem, że w samych Stanach Zjednoczonych nie jest z nią najlepiej, więc, jak powiedział, „zdajemy sobie sprawę, że umacnianie demokratycznych instytucji wymaga nieustannych wysiłków”.
Wystąpienie prezydenta USA zawsze jest jakimś wydarzeniem, to w końcu wciąż supermocarstwo, ale wyłania się pytanie, jak uważnie Bidena świat dziś słucha. Słowa amerykańskich przywódców liczyły się zwykle jako instrument soft power, sposób wpływania Ameryki na to, co dzieje się na świecie, dyplomacja publiczna, promieniowanie amerykańskiej popkultury i innych niematerialnych, albo niesiłowych środków. Problem w tym, że słabnący od lat prestiż i autorytet Ameryki oznacza, iż słabnie także „miękka siła” jej oddziaływania.
Biden wystawił się na krytykę
Nie pomógł tutaj dziwaczny klucz zastosowany przy doborze uczestników szczytu. Wśród zaproszonych znalazły się kraje, w których istnieją parlamenty, wolne wybory i inne formalne instytucje demokracji, ale gdzie manipulacje masami, przemoc, korupcja, dyskryminacja mniejszości albo szykany wobec opozycji nie pozwalają tak naprawdę określać ich mianem „demokratycznych”. Administracja Bidena zaprosiła kraje uznane przez Freedom House za tylko „częściowo wolne”, jak Mołdowa, Pakistan, Filipiny czy Brazylia, natomiast nie zaprosiła innych, też „częściowo wolnych”, ale w rankingach demokracji plasujących się nieraz wyżej od zaproszonych, np. Boliwii.
W Europie najbardziej uderza brak na liście uczestników Węgier, które Waszyngton, jak się przypuszcza, pragnął w ten sposób „ukarać” za wyzywającą postawę wobec amerykańskiego potępienia nacjonalizmu premiera Orbána i jego rządu. Węgry były jedynym niezaproszonym krajem Unii Europejskiej. Nie wiadomo, co właściwie Biden zamierzał w ten sposób osiągnąć. Sam w każdym razie wystawił się na krytykę, że o zaproszeniach decydowały nie demokratyczne wartości, a geopolityka – Brazylia, Indie i Filipiny są dla USA ważniejsze niż małe Węgry.
Co z demokracją w Ameryce?
Nie ma większego znaczenia, co Biden powiedział uczestnikom szczytu – choć oczywiście interesuje nas, co powiedział w rozmowie z prezydentem Andrzejem Dudą. Najważniejsze jest jednak, czy Ameryka pod jego rządami będzie nadal – i jakimi sposobami – wspierać demokratyczne siły na świecie. Sankcje przeciw autokratom za prześladowanie dysydentów, pomaganie opozycji, publiczne deklaracje poparcia są potrzebne, nie tylko jako forma materialnej pomocy, lecz również pokrzepianie morale walczących z dyktatorami i cierpiących w więzieniach ludzi. Kongres wciąż gotowy jest do uchwalania ustaw zobowiązujących prezydenta do stosownych działań, jak sankcje za łamanie praw człowieka w Rosji w rodzaju ustawy Magnickiego.
Media amerykańskie zwracają jednak uwagę, że Biden powinien teraz skupić się raczej na umacnianiu demokracji w Ameryce. Szturm trumpistów na Kapitol 6 stycznia był, jak się coraz częściej przewiduje, tylko przygrywką do tego, co może się stać przy okazji następnych wyborów prezydenckich w 2024 roku. W 19 stanach dominujący tam republikanie zmienili prawa wyborcze tak, żeby ograniczyć możliwość głosowania typowego elektoratu Partii Demokratycznej, czyli Afroamerykanów i Latynosów, i żeby liczenie głosów przebiegło tak, by zapewnić zwycięstwo republikańskich kandydatów. Celują w tym działacze popierani przez Trumpa.
To, co nie udało się GOP w wyborach rok temu – nie dopuścić do wygranej demokraty – może w ten sposób udać się za trzy lata. Trudno przewidywać, by druga strona pogodziła się w takich okolicznościach z porażką. Czy dojdzie wtedy do pokojowego transferu władzy?
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.
These costly U.S. attacks failed to achieve their goals, but were conducted in order to inflict a blow against Yemen, for daring to challenge the Israelis.