Biden’s Failed 1st Year: Will He Hold Another Term in Office?

<--

Przez rok, który upłynął od inauguracji jego rządów, prezydentowi Joe Bidenowi nie udało się osiągnąć większości celów, jakie sobie stawiał i których realizację zapowiadał.

Trudne położenie, w jakim znalazł się Joe Biden, obrazują sondaże. O ile na początku jego prezydentury ponad 60 proc. Amerykanów aprobowało sposób sprawowania przez niego rządów, o tyle w ostatnich dniach pozytywnie ocenia je mniej niż 40 proc. Porażek i spadku notowań można było oczekiwać, bo w Partii Demokratycznej nie ma tak silnego wsparcia jak niektórzy jego poprzednicy w Białym Domu, a ostra polaryzacja w USA utrudnia współpracę z Kongresem. Prezydent zapowiadał, że będzie łagodził podziały w kraju, jednak pogorszył jeszcze sytuację, popełniając błędy i nie okazując silnego przywództwa.

poster

360p geselecteerd als afspeelkwaliteit

Biden miał być jak Roosevelt

W pierwszych miesiącach prezydentury Biden odniósł niebagatelne sukcesy. Kongres uchwalił zgłoszoną z jego inicjatywy ustawę o pomocy ofiarom pandemii i stymulacji gospodarki nakładem 1,9 bln dol. Jego administracja zadbała o masową dystrybucję szczepionek na covid-19, które zahamowały wzrost zachorowań, hospitalizacji i zgonów. Dzięki przyspieszeniu ekonomicznego wzrostu bezrobocie, w styczniu ubiegłego roku na poziomie 9 proc., stopniało do obecnych 3,9 proc. Amerykanie nie odczuwają jednak wielkich korzyści z dobrej koniunktury i związanych z nią podwyżek płac, bo zyski te niweluje rosnąca inflacja.

Następnym etapem reform miała być ustawa o naprawie infrastruktury transportu i telekomunikacji poprzez inwestycje z budżetu i ambitny pakiet świadczeń socjalnych, które poprawiłyby warunki życia milionów ludzi. A także ustawa o prawach wyborczych blokująca próby ograniczania możliwości głosowania podejmowane w wielu stanach przez Partię Republikańską. Plany Bidena porównywano do New Dealu prezydenta F.D. Roosevelta i programu „Great Society” i równouprawnienia Afroamerykanów przez L.B. Johnsona.

Legislacyjny impas w Kongresie

Wygląda jednak na to, że skończy się na planach. Ustawa o modernizacji infrastruktury przeszła na Kapitolu z poparciem części republikańskiej opozycji, bo nie była politycznie kontrowersyjna. Utknęła jednak ustawa Build Back Better (Odbudowywać lepiej, nazywana od swego skrótu BBB) przewidująca obszerny pakiet benefitów socjalnych w stylu europejskim, jak płatne urlopy rodzicielskie i zdrowotne (w USA niegwarantowane przez państwo) czy darmowe studia w college′ach publicznych, której wprowadzenie w życie zmniejszyłoby skalę ubóstwa i nierówności dochodów. Ostatnio utknęła też ustawa o prawach wyborczych, która w praktyce rozszerzyłaby możliwości głosowania dla wyborców z mniejszości rasowych, a więc przeważnie demokratycznego elektoratu.

Przyczyną legislacyjnego impasu jest niewystarczająca do znaczniejszych reform większość demokratów w Kongresie. W Senacie podział mandatów między nimi a republikanami jest równy: 50 do 50, więc ich przewaga „wisi” na głosie wiceprezydent Kamali Harris, a uchwalenie czegokolwiek poza ustawami budżetowymi wymaga co najmniej 60 głosów, bo opozycja może blokować głosowanie przez przedłużanie debaty w nieskończoność (tzw. filibuster). Poza ustawą o infrastrukturze republikanie są gremialnie przeciw wszelkim inicjatywom demokratów i Białego Domu.

Ustawa BBB jako budżetowa może być uchwalona zwykłą większością, ale okazało się, że napotkała opór nawet demokratycznych senatorów Joe Manchina i Kirsten Sinemy, reprezentujących konserwatywne stany: Zachodnią Wirginię i Arizonę. Politycy ci zażądali redukcji wydatków w BBB i eliminacji pewnych zapisów, sponsorzy ustawy częściowo ustąpili, ale miesiące wewnątrzpartyjnych negocjacji nie przyniosły porozumienia. A plan reformy ordynacji wyborczej padł ostatecznie, ponieważ Sinema i Manchin nie zgodzili się również na uchylenie filibustera, a tylko to – w sytuacji gdy reforma wymaga minimum 60 głosów – mogłoby umożliwić jej uchwalenie.

Lewica naciska, prawica straszy

Republikanie zarzucają Bidenowi, że chociaż w kampanii obiecywał rządy „ponad podziałami” i umiarkowane tylko zmiany, poparł program reform radykalnych, zgodnych z „socjalistycznymi” planami podporządkowywania gospodarki państwu. Wymieniają tu takie propozycje z ustawy BBB jak umorzenie długów na studia czy płatne urlopy macierzyńskie. Twierdzą, że Biden nie miał mandatu do tak ambitnych zmian, skoro remisowy układ sił w Kongresie jest odbiciem podziału w społeczeństwie, które określają jako „centroprawicowe”.

Prezydent jest w trudnej sytuacji, gdyż został wybrany w dużej mierze głosami rosnącej w siłę lewicy w Partii Demokratycznej, która domaga się ograniczania potęgi wielkich korporacji, niwelowania nierówności i takich reform jak zmniejszanie uprawnień policji, oskarżanej o brutalność i rasizm. Frakcja ta, nazywająca się „postępowcami” (progressives), z takimi liderami jak senator Bernie Sanders i kongresmenka Alexandria Ocasio Cortez, domaga się spełnienia danych jej obietnic. Tymczasem hasła w rodzaju „Defund the police” (zredukować finansowanie policji) stały się wymarzoną bronią propagandową prawicy, straszącej Amerykanów na antenie telewizji Fox News wzrostem przestępczości – która rzeczywiście wzrasta.

Miało być inaczej niż za Trumpa

Momentem, kiedy słupki sondażowe Bidena zaczęły wyraźnie spadać, było chaotyczne wycofanie w sierpniu wojsk z Afganistanu. Prezydent był kompletnie zaskoczony błyskawicznym opanowaniem kraju przez talibów i, jak się okazało, nie zadbał o odpowiednie przygotowanie ewakuacji żołnierzy, cywilnych Amerykanów i współpracujących z USA Afgańczyków. Administracja przypominała, że zakończyła po prostu niepopularną wojnę, której nie dało się wygrać, ale fatalna wizerunkowo rejterada wojsk i pozostawienie tysięcy ludzi narażonych na zemstę islamskich radykałów podważyło wiarę w kompetencje Bidena, który w kampanii podkreślał, że w odróżnieniu od Donalda Trumpa będzie rządził profesjonalnie.

79-letni Biden często wygłasza przemówienia, w których – inaczej niż Bill Clinton czy Barack Obama – nie porywa słuchaczy. Przemówienie mające skłonić Kongres do poparcia reformy ordynacji wyborczej zostało skrytykowane nawet przez niektórych sympatyzujących z demokratami komentatorów, którzy wytknęli mu, że niepotrzebnie zraził do siebie umiarkowanych republikańskich senatorów – przeciwników projektu porównał bowiem do rasistowskich polityków z czasów praw Jima Crow i Ku Klux Klanu. Biden ma poza tym tendencję do obiecywania wyborcom więcej, niż jest w stanie osiągnąć, co tym łatwiej wystawia go na krytykę.

Covid i inne nieszczęścia

Na domiar złego mimo nadziei w lecie ubiegłego roku, że pandemia wygasa, nowe odmiany wirusa delta i omikron wywołały na jesieni następną falę zachorowań, na które rząd wydawał się nieprzygotowany, bo okazało się, że brakuje dostępu do darmowych testów. Administracja nadrabia ostatnio te zaniedbania – ogłoszono właśnie dystrybucję 400 mln darmowych masek N95. Opozycja zdążyła już jednak wypomnieć prezydentowi kolejny grzech: przyrzekał wygrać walkę z covid i znowu nie dotrzymał obietnicy. Kamala Harris zbiera tymczasem fatalne recenzje.

Przechodząc do głębokiej defensywy po serii niepowodzeń, Biden pociąga za sobą w dół także Partię Demokratyczną. Przewiduje się, że wybory do Kongresu w listopadzie prawie na pewno zakończą się klęską jej kandydatów. Wskazuje na to prawidłowość historyczna – wybory w połowie pierwszej kadencji urzędującego prezydenta, będące w praktyce plebiscytem na temat jego rządów, jego partia z reguły przegrywa. Ponieważ obecna przewaga demokratów na Kapitolu jest minimalna, oznacza to, że w wyniku wyborów utracą większość w obu izbach Kongresu. Wskazuje na to także najnowszy sondaż, mówiący, że więcej Amerykanów deklaruje teraz poparcie dla republikanów niż dla demokratów.

Republikanie grożą impeachmentem

Kongres pod kontrolą GOP oznacza, że w kolejnych dwóch latach pierwszej kadencji Bidenowi nie uda się już przeforsować żadnych poważniejszych reform. Co więcej, republikanie zapowiadają, że będą wszczynać dochodzenia przeciw prezydentowi i jego administracji, organizując przesłuchania w komisjach. Najbardziej radykalni straszą nawet impeachmentem. Tymczasem w Partii Demokratycznej rozlegają się głosy, że w 2024 r. Biden nie będzie nawet ubiegał się o reelekcję. Przewiduje się, że jeśli to zrobi, mogą się znaleźć inni kandydaci z jego stronnictwa.

Na konferencji prasowej w środę Biden starał się przedstawiać miniony rok z jak najlepszej strony. Jak powiedział, nie przewidywał, że republikanie z taką determinacją będą robili wszystko, by nic mu się nie udało. Oświadczył, że wciąż liczy na przeforsowanie w Kongresie przynajmniej niektórych zapisów ustawy o benefitach socjalnych i walce ze zmianą klimatu (BBB) czy umiarkowanej wersji ustawy o prawach wyborczych. W roku wyborczym jednak jeszcze trudniej niż zwykle uchwalić jakiekolwiek istotne reformy.

About this publication